Annabelle
Tytuł oryginalny: Annabelle
Reżyseria: John R. Leonetti
Obsada: Annabelle Wallis, Ward Horton, Tony Amendola, Alfre Woodard
Scenariusz: Gary Dauberman
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2014

Jeśli oglądaliście „Obecność”, to na pewno kojarzycie lalkę, która straszyła studentki na początku filmu. Oczywiście lalka była nawiedzona i na tyle charakterystyczna, że dorobiła się własnego filmu tylko dla siebie.
A skąd nawiedzenie, które w niej siedzi? Związane jest z przedstawicielką pewnej satanistycznej sekty, która umarła trzymając zabawkę w objęciach. Jak do tego doszło i jakie były tego konsekwencje, dowiecie się sięgając po recenzowany obraz. W każdym razie, lalka zostaje w rodzinie, do której należała, a w ich mieszkaniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Film jest takim mocno klasycznym horrorem, stawiającym na budowanie upiornej atmosfery bardziej, niż na wyskakujące zza kadru straszydła. Mamy tutaj sporo długich ujęć, nastrojowych fragmentów oraz niespieszne tempo akcji. Wszystko skupia się wokół tytułowej lalki, która nie tylko sama właściwie się nie porusza, ale nawet nie mrugnie okiem, choć kilka scen aż o to się prosi. I bardzo dobrze. Buduje to niezły klimat sprawiający wrażenie realności. Dodatkowo nie ma tutaj zbytnio miejsca na nudę, a historia jest na tyle sprawnie opowiedziana, że przykuwa do ekranu.
Choć wszystko do siebie pasuje, a film ogląda się przyjemnie, to ciężko nie odnieść wrażenia, że obcujemy z dobrze zrealizowanym, ale jednak rzemiosłem. Całości brakuje trochę jakiegoś charakterystycznego stylu, który wyróżniłby obraz z grona innych horrorów o nawiedzonych przedmiotach. Owszem, lalki grającej główne skrzypce w straszeniu, nie da się pomylić z niczym innym, ale pozostałe elementy już tak charakterystyczne nie są. Nie wspominając o pewnym dziecięcym wózku, wyglądającym jak wyciągnięty z planu „Koszmaru z ulicy wiązów”.
Mimo wszystko, „Annabelle” warto dać szansę. Nieźle rozwija uniwersum zapoczątkowane w „Obecności”, nie nudzi i świetnie kreuje klimat klasycznego horroru. Jeśli lubicie taki rodzaj kina, śmiało sięgajcie. Jeśli podobała wam się „Obecność”, tym bardziej powinniście poznać historię otwierającej tamten film lalki.
A skąd nawiedzenie, które w niej siedzi? Związane jest z przedstawicielką pewnej satanistycznej sekty, która umarła trzymając zabawkę w objęciach. Jak do tego doszło i jakie były tego konsekwencje, dowiecie się sięgając po recenzowany obraz. W każdym razie, lalka zostaje w rodzinie, do której należała, a w ich mieszkaniu zaczynają dziać się dziwne rzeczy.
Film jest takim mocno klasycznym horrorem, stawiającym na budowanie upiornej atmosfery bardziej, niż na wyskakujące zza kadru straszydła. Mamy tutaj sporo długich ujęć, nastrojowych fragmentów oraz niespieszne tempo akcji. Wszystko skupia się wokół tytułowej lalki, która nie tylko sama właściwie się nie porusza, ale nawet nie mrugnie okiem, choć kilka scen aż o to się prosi. I bardzo dobrze. Buduje to niezły klimat sprawiający wrażenie realności. Dodatkowo nie ma tutaj zbytnio miejsca na nudę, a historia jest na tyle sprawnie opowiedziana, że przykuwa do ekranu.
Choć wszystko do siebie pasuje, a film ogląda się przyjemnie, to ciężko nie odnieść wrażenia, że obcujemy z dobrze zrealizowanym, ale jednak rzemiosłem. Całości brakuje trochę jakiegoś charakterystycznego stylu, który wyróżniłby obraz z grona innych horrorów o nawiedzonych przedmiotach. Owszem, lalki grającej główne skrzypce w straszeniu, nie da się pomylić z niczym innym, ale pozostałe elementy już tak charakterystyczne nie są. Nie wspominając o pewnym dziecięcym wózku, wyglądającym jak wyciągnięty z planu „Koszmaru z ulicy wiązów”.
Mimo wszystko, „Annabelle” warto dać szansę. Nieźle rozwija uniwersum zapoczątkowane w „Obecności”, nie nudzi i świetnie kreuje klimat klasycznego horroru. Jeśli lubicie taki rodzaj kina, śmiało sięgajcie. Jeśli podobała wam się „Obecność”, tym bardziej powinniście poznać historię otwierającej tamten film lalki.