Ostatni egzorcyzm
Tytuł oryginalny: Last Exorcism, The
Reżyseria: Daniel Stamm
Obsada: Patrick Fabian, Ashley Bell, Iris Bahr, Louis Herthum, Tony Bentley
Scenariusz: Huck Botko, Andrew Gurland
Kraj pochodzenia: USA, Francja
Rok powstania: 2010

Cotton Marcus już jako dziecko odprawiał kazania. Nic dziwnego, że został pastorem, a jego parafianie go uwielbiają. Jednocześnie zajmuje się odprawianiem egzorcyzmów, choć sam nie wierzy w demony. Chce zrezygnować ze swojej działalności, ale na zakończenie kariery zamierza przeprowadzić ostatnie wypędzenie diabła, a cały proces zarejestrować przy pomocy ekipy filmowej. Okazuje się, że egzorcyzmy to sprytne widowisko z użyciem zmodyfikowanych dewocjonaliów i różnych mniejszych lub większych oszustw. Czy uda mu się spokojnie zakończyć karierę i nakręcić dokument? Niekoniecznie, bo ostatni przypadek okazuje się sprawiać spore problemy.
Louis Sweetzer religijny farmer prosi naszego bohatera o zajęcie się przypadkiem jego córki, która jak podejrzewa jest opętana. Zachowuje się dziwnie, zabija zwierzęta gospodarskie, a potem nie pamięta nic z tego, co uczyniła. Cotton przeprowadza egzorcyzm, demonstrując jednocześnie cały wachlarz sztuczek, po czym odbiera wypłatę i wyjeżdża. W nocy w motelu pojawia się dziewczyna, która miała być wyleczona, ale jednak nie jest.
Ten przydługi wstęp nie zdradza zbytnio fabuły filmu, bo ta jest raczej prosta. Niewierzący pastor odprawia egzorcyzm, który się nie udaje. Nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli z tym, że tym razem wszystko ubrane jest w formę paradokumentu. Jednak jest coś, co ten film wyróżnia. Chodzi o zakończenie, które jeśli do niego dotrwacie, wywróci całkowicie obraz tej historii i będzie pewnie jedyną rzeczą, jaką z tego seansu zapamiętacie na dłużej.
A dlaczego miałby ktoś nie dotrwać do zakończenia? Jako głównego przeciwnika widza, podałbym nudę. Niestety, forma dokumentu nie każdemu filmowi wychodzi na dobre. Nasz bohater dużo gada, a w przerwach gada jeszcze więcej. To z czasem męczy. Podobnie jak liczne nielogiczności i luki w scenariuszu. Film od początku się dłuży. Z czasem tempo wzrasta, a wydarzenia przyspieszają oraz nabierają pewnego wyrazu, a twórcy starają się nawet podsyłać jakieś fałszywe tropy, ale to wszystko nie do końca się klei. Całości dopełnia końcówka, która choć zaskakująca, chyba nie do końca pasuje do tego filmu. Muszę jednak przyznać, że jest jego najmocniejszą stroną.
„Ostatni egzorcyzm” nie zapisze się w historii kinematografii złotą taśmą, ale podejrzewam, że znajdzie swoich zwolenników. Mi film podobał się średnio, ale czasu poświęconego na jego obejrzenie nie uważam za stracony. Gdyby to wszystko jakoś lepiej do siebie pasowało, ocena byłaby wyższa. Z drugiej strony, gdyby nie ta końcówka, efekt końcowy sprawiałby gorsze wrażenia. Tak oto dochodzimy do wniosku, że recenzowany tutaj obraz jest zwyczajnie średni. Jak każdy taki film ma swoje lepsze i gorsze strony, ale w efekcie zalety równoważą się z wadami. Kto lubi egzorcyzmy i formę mockumetary może sięgnąć, reszta fanów horroru, jeśli nie będzie miała nic lepszego pod ręką też, ale nieznajomość tego dzieła nie powinna nikomu zaprzątać głowy.
Louis Sweetzer religijny farmer prosi naszego bohatera o zajęcie się przypadkiem jego córki, która jak podejrzewa jest opętana. Zachowuje się dziwnie, zabija zwierzęta gospodarskie, a potem nie pamięta nic z tego, co uczyniła. Cotton przeprowadza egzorcyzm, demonstrując jednocześnie cały wachlarz sztuczek, po czym odbiera wypłatę i wyjeżdża. W nocy w motelu pojawia się dziewczyna, która miała być wyleczona, ale jednak nie jest.
Ten przydługi wstęp nie zdradza zbytnio fabuły filmu, bo ta jest raczej prosta. Niewierzący pastor odprawia egzorcyzm, który się nie udaje. Nic, czego byśmy wcześniej nie widzieli z tym, że tym razem wszystko ubrane jest w formę paradokumentu. Jednak jest coś, co ten film wyróżnia. Chodzi o zakończenie, które jeśli do niego dotrwacie, wywróci całkowicie obraz tej historii i będzie pewnie jedyną rzeczą, jaką z tego seansu zapamiętacie na dłużej.
A dlaczego miałby ktoś nie dotrwać do zakończenia? Jako głównego przeciwnika widza, podałbym nudę. Niestety, forma dokumentu nie każdemu filmowi wychodzi na dobre. Nasz bohater dużo gada, a w przerwach gada jeszcze więcej. To z czasem męczy. Podobnie jak liczne nielogiczności i luki w scenariuszu. Film od początku się dłuży. Z czasem tempo wzrasta, a wydarzenia przyspieszają oraz nabierają pewnego wyrazu, a twórcy starają się nawet podsyłać jakieś fałszywe tropy, ale to wszystko nie do końca się klei. Całości dopełnia końcówka, która choć zaskakująca, chyba nie do końca pasuje do tego filmu. Muszę jednak przyznać, że jest jego najmocniejszą stroną.
„Ostatni egzorcyzm” nie zapisze się w historii kinematografii złotą taśmą, ale podejrzewam, że znajdzie swoich zwolenników. Mi film podobał się średnio, ale czasu poświęconego na jego obejrzenie nie uważam za stracony. Gdyby to wszystko jakoś lepiej do siebie pasowało, ocena byłaby wyższa. Z drugiej strony, gdyby nie ta końcówka, efekt końcowy sprawiałby gorsze wrażenia. Tak oto dochodzimy do wniosku, że recenzowany tutaj obraz jest zwyczajnie średni. Jak każdy taki film ma swoje lepsze i gorsze strony, ale w efekcie zalety równoważą się z wadami. Kto lubi egzorcyzmy i formę mockumetary może sięgnąć, reszta fanów horroru, jeśli nie będzie miała nic lepszego pod ręką też, ale nieznajomość tego dzieła nie powinna nikomu zaprzątać głowy.