Naznaczony
Tytuł oryginalny: Insidious
Reżyseria: James Wan
Obsada: Leigh Whannell
Scenariusz: Patrick Wilson, Rose Byrne, Ty Simpkins, Andrew Astor, Barbara Hershey
Kraj pochodzenia: Kanada, USA
Rok powstania: 2010

James Wan w świcie horroru zasłynął jako reżyser pierwszej “Piły”. Przy kolejnych częściach zajmował tylko stanowisko producenta, ale to wystarczy, by kojarzyć go głównie z tą serią. Kilka lat później stanął za kamerą “Naznaczonego”. Czy i tym razem możemy spodziewać się kilku sequeli? Pierwszy już powstaje. Czy zasłużenie?
Małżeństwo z trójką dzieci, wprowadza się do nowego domu. Wydaje się, że oto nastał wymarzony czas i początkowo rzeczywiście tak jest. Przynajmniej do momentu kiedy ich starszy syn nie ulega wypadkowi. Choć początkowo wydaje się, że nic wielkiego mu się nie stało, to rankiem chłopak już się nie budzi. Zapada w śpiączce. Trafia do szpitala, ale lekarze niewiele mogą pomóc, więc odsyłają go do domu, gdzie będzie pod opieką pielęgniarki i rodziny. Pozostaje czekać. W międzyczasie do ich mieszkania, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, ktoś się włamuje. Nasi bohaterowie postanawiają się przeprowadzić, ale ku ich zaskoczeniu obcy nie przestają ich odwiedzać. Może należałoby powiedzieć nawiedzać? Może za śpiączką chłopaka kryje się coś innego, bardziej przerażającego niż nieszczęśliwy wypadek? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych, otrzymacie po sięgnięciu po recenzowany obraz.
Choć film na pierwszy rzut oka wydaje się kolejną produkcją o nawiedzonej chacie, to wytłumaczenie całej sytuacji jest nieco bardziej oryginalne. Otóż mamy tutaj do czynienia z wędrówką duszy poza ciałem i problemem jej powrotu z powrotem do właściciela. No to już wiecie, co kryje się za tajemnicza śpiączką chłopca, ale zdrada tego szczegółu nie powinna popsuć Wam zbytnio oglądania. Dodam jeszcze tylko, że na dusze naszego małego bohatera czai się się pewien demon, czego zresztą już pewnie sami się domyśliliście.
Film rozkręca się powoli. Początek jest dosyć standardowy i szczerze mówiąc, nawet trochę mnie uśpił. Obserwujemy pierwsze dni rodziny w nowym domu, oraz pierwsze tajemnicze wydarzenia. Dopiero moment wspomnianego już wypadku przyśpiesza nieco akcję i zawiązuje główne wątki. Początkowo obraz wydaje się schematyczny, bo obserwujemy jakieś tajemnicze cienie, pojawiające się duchy, a nawet seans spirytystyczny. Jednak gdy akcja w końcu rusza, to trzyma szybkie tępo do samego końca i co ciekawe, na prawdę interesuje widza.
Z technicznego punktu widzenia, wszystko jest na piątkę, począwszy od gry aktorskiej, przez muzykę, po efekty specjalne. No może pojawiające się duchy, są trochę mało hmm... astralne? Zbytnio przypominają zwykłych ludzi, przebranych w staromodne ubrania, ale niektórym taka konwencja przypadnie do gustu. Mi bynajmniej nie przeszkadzała. Fajnym motywem jest także wyraźne mrugnięcie okiem reżysera do fanów “Piły”. Zwróćcie uwagę na tablicę w scenie rozgrywającej się w szkolnej klasie.
Niestety i tutaj nie brakuje kilku rys na szkle. I nie chodzi mi o taki sobie początek, czy luki fabularne. Tym, co najbardziej mi przeszkadzało są wahania klimatu. Tak jakby reżyser nie do końca mógł się zdecydować, co chce osiągnąć, a na domiar złego chciałby upchnąć do filmu zbyt wiele elementów. Szczególnie wyraźnie widoczne jest to gdy wreszcie zobaczymy demona w jego świecie i w pełnej jego krasie. Freddy Kruger będzie pierwszym, który przyjdzie Wam na myśl. No i pod koniec wkrada się nieco chaosu.
“Naznaczony” przypomina trochę takie danie, które kucharz przyrządził uszczknąwszy sobie poszczególne składniki z innych potraw. Na szczęście powstały z tego twór smakuje i wart jest skosztowania. Wisienką na torcie jest jedna scena, którą na pewno zapamiętacie na długo. Jak dla mnie, choćby dla tych kilku sekund warto po recenzowany obraz sięgnąć. I zapewniam, że nie jest to jedyna scena, która utkwiła w mojej pamięci. Choć nie jest to obraz idealny, to jeden z lepszych, jakie powstały w ostatnich latach.
Małżeństwo z trójką dzieci, wprowadza się do nowego domu. Wydaje się, że oto nastał wymarzony czas i początkowo rzeczywiście tak jest. Przynajmniej do momentu kiedy ich starszy syn nie ulega wypadkowi. Choć początkowo wydaje się, że nic wielkiego mu się nie stało, to rankiem chłopak już się nie budzi. Zapada w śpiączce. Trafia do szpitala, ale lekarze niewiele mogą pomóc, więc odsyłają go do domu, gdzie będzie pod opieką pielęgniarki i rodziny. Pozostaje czekać. W międzyczasie do ich mieszkania, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, ktoś się włamuje. Nasi bohaterowie postanawiają się przeprowadzić, ale ku ich zaskoczeniu obcy nie przestają ich odwiedzać. Może należałoby powiedzieć nawiedzać? Może za śpiączką chłopaka kryje się coś innego, bardziej przerażającego niż nieszczęśliwy wypadek? Odpowiedzi na te pytania i wiele innych, otrzymacie po sięgnięciu po recenzowany obraz.
Choć film na pierwszy rzut oka wydaje się kolejną produkcją o nawiedzonej chacie, to wytłumaczenie całej sytuacji jest nieco bardziej oryginalne. Otóż mamy tutaj do czynienia z wędrówką duszy poza ciałem i problemem jej powrotu z powrotem do właściciela. No to już wiecie, co kryje się za tajemnicza śpiączką chłopca, ale zdrada tego szczegółu nie powinna popsuć Wam zbytnio oglądania. Dodam jeszcze tylko, że na dusze naszego małego bohatera czai się się pewien demon, czego zresztą już pewnie sami się domyśliliście.
Film rozkręca się powoli. Początek jest dosyć standardowy i szczerze mówiąc, nawet trochę mnie uśpił. Obserwujemy pierwsze dni rodziny w nowym domu, oraz pierwsze tajemnicze wydarzenia. Dopiero moment wspomnianego już wypadku przyśpiesza nieco akcję i zawiązuje główne wątki. Początkowo obraz wydaje się schematyczny, bo obserwujemy jakieś tajemnicze cienie, pojawiające się duchy, a nawet seans spirytystyczny. Jednak gdy akcja w końcu rusza, to trzyma szybkie tępo do samego końca i co ciekawe, na prawdę interesuje widza.
Z technicznego punktu widzenia, wszystko jest na piątkę, począwszy od gry aktorskiej, przez muzykę, po efekty specjalne. No może pojawiające się duchy, są trochę mało hmm... astralne? Zbytnio przypominają zwykłych ludzi, przebranych w staromodne ubrania, ale niektórym taka konwencja przypadnie do gustu. Mi bynajmniej nie przeszkadzała. Fajnym motywem jest także wyraźne mrugnięcie okiem reżysera do fanów “Piły”. Zwróćcie uwagę na tablicę w scenie rozgrywającej się w szkolnej klasie.
Niestety i tutaj nie brakuje kilku rys na szkle. I nie chodzi mi o taki sobie początek, czy luki fabularne. Tym, co najbardziej mi przeszkadzało są wahania klimatu. Tak jakby reżyser nie do końca mógł się zdecydować, co chce osiągnąć, a na domiar złego chciałby upchnąć do filmu zbyt wiele elementów. Szczególnie wyraźnie widoczne jest to gdy wreszcie zobaczymy demona w jego świecie i w pełnej jego krasie. Freddy Kruger będzie pierwszym, który przyjdzie Wam na myśl. No i pod koniec wkrada się nieco chaosu.
“Naznaczony” przypomina trochę takie danie, które kucharz przyrządził uszczknąwszy sobie poszczególne składniki z innych potraw. Na szczęście powstały z tego twór smakuje i wart jest skosztowania. Wisienką na torcie jest jedna scena, którą na pewno zapamiętacie na długo. Jak dla mnie, choćby dla tych kilku sekund warto po recenzowany obraz sięgnąć. I zapewniam, że nie jest to jedyna scena, która utkwiła w mojej pamięci. Choć nie jest to obraz idealny, to jeden z lepszych, jakie powstały w ostatnich latach.