Topór
Tytuł oryginalny: Hatchet
Reżyseria: Adam Green
Obsada: Joel David Moore, Tamara Feldman, Deon Richmond, Parry Shen, Kane Hodder
Scenariusz: Adam Green
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2006

Slasher jest jednym z bardziej popularnych gatunków w horrorze, choć złoty okres dla niego przypada na lata osiemdziesiąte. Dziś jednak twórcy również lubią poganiać młodzież po lesie, zamaskowanym bądź zniekształconym mordercą. Raz wychodzi im to lepiej, raz gorzej, a raz tak jak w “Toporze”.
Nowy Orlean słynie z Mardi Gras, czyli tamtejszego karnawału, który przyciąga niezmierzone rzesze turystów. Ben przyjeżdża tutaj z grupą przyjaciół, ale nie bawi się dobrze. Dopiero co porzucony przez dziewczynę, nie umie się odnaleźć w alkoholowym szaleństwie, a kobiece piersi pojawiające się na każdym balkonie, jakoś nie mogą wyrwać go z przygnębiającego nastroju. Postanawia zmienić otoczenie i wybrać się na wyprawę po okolicznych, podobno nawiedzonych bagnach, o której opowiadali mu znajomi. Wraz z przyjacielem znajdują przewodnika oraz grupę podobnych im śmiałków i wypływają na nocną wyprawę łodzią, na której czekają na nich niezapomniane wrażenia. Dla większości z nich będzie to ostatnia wycieczka, a legenda o zdeformowanym Victorze Crowleyu i jego morderczych zapędach okaże się czymś więcej, niż tylko straszną historyjką.
“Topór” jest filmem o którym znajdziecie skrajne opinie. Jedni będą zachwyceni, inni wręcz przeciwnie. I to tych drugich będzie więcej. Ja zaliczam się do tych pierwszych, choć nie mogę powiedzieć bym był zachwycony, ale film mi się podobał.
Adam Green (reżyser i scenarzysta) stworzył obraz, który jest w pewnym stopniu hołdem dla slashera jako gatunku. Jednak nie takim super poważnym, a z przymrużeniem oka, z licznymi smaczkami dla fanów. Wystarczy spojrzeć na obsadę, w której znajdziemy takie nazwiska jak Robert Englund, Tony Todd czy Kane Hodder (i to w podwójnej roli). Nazwiska jednoznacznie kojarzące się z horrorami. I mimo, że są to epizodyczne występy (poza Hodderem, który jako morderca ma tutaj więcej do roboty), to na samym wstępie budują pewien klimat. Sama konstrukcja fabuły, gdzie na początku wiele się nie dzieje, pojawia się jakaś zwariowana postać z ostrzeżeniem, którą i tak wszyscy ignorują, aż do momentu kiedy bohaterowie zapuszczają się tam gdzie nie powinni, a ich środek lokomocji obowiązkowo się psuje/ulega zniszczeniu (nieprawidłowe skreślić), jest czytelny i wszystkim znany. Ale o to przecież chodziło. Z łatwością możemy też wytypować osoby, które zginą, nawet niewiele myląc się w kolejności. Slasher pełną gębą i to gębą dość krwawą, bo efekty gore to w tym filmie osobna historia. Victor morduje szybko i na tyle widowiskowo, że widzowie mniej zaprawieni w oglądaniu takich efektów mogą mimowolnie odwracać wzrok od ekranu. Tylko uważajcie, by sztuczna krew nie zachlapała wam podłogi, bo w ilościach w jakich się tutaj pojawia, może przepełnić pojemność ekranu.
I oto właśnie w tym filmie chodzi. Nie ma być zaskakująco, nie ma być tajemniczo i nie ma być świeżo. Ma być krwawo, po staremu, z cyckami i z jajem. I tak jest.
Ale to właśnie może być dla wielu główną wadą. Tak samo jak, muszę to przyznać, nudnawy początek filmu. Prawdziwa zabawa zaczyna się grubo po połowie seansu. Zanim do tego dojdzie, widz zmuszony jest oglądać nieco mozolnie rozwijającą się fabułę i wysłuchiwać czasami nudnawych dialogów bohaterów, które niewiele wnoszą do całości. Owszem, można tutaj wyłapywać różne mrugnięcia okiem, ale jednak wyglądającej tu i tam nudy nie da się nie zauważyć. Można to było zrobić lepiej. Nie wszystkim spodoba się także nieco prześmiewczy klimat całości, który trochę psuje nastrój grozy, ale jak mi się wydaje, taki był zamysł autora i w sumie mi osobiście to nie przeszkadzało.
I tak oto dobrnęliśmy do podsumowania. “Topór” trzeba sobie odpalić i samemu spróbować, czy taka konwencja wam pasuje i czy dacie radę przebrnąć przez nudnawy początek. Fani slasherów powinni dobrze się bawić, a pozostali wielbiciele grozy, ale w nieco innych jej odcieniach, powinni przynajmniej spróbować. Kto wie, może trafi w wasze gusta. Mi się podobało i ja polecam.
Nowy Orlean słynie z Mardi Gras, czyli tamtejszego karnawału, który przyciąga niezmierzone rzesze turystów. Ben przyjeżdża tutaj z grupą przyjaciół, ale nie bawi się dobrze. Dopiero co porzucony przez dziewczynę, nie umie się odnaleźć w alkoholowym szaleństwie, a kobiece piersi pojawiające się na każdym balkonie, jakoś nie mogą wyrwać go z przygnębiającego nastroju. Postanawia zmienić otoczenie i wybrać się na wyprawę po okolicznych, podobno nawiedzonych bagnach, o której opowiadali mu znajomi. Wraz z przyjacielem znajdują przewodnika oraz grupę podobnych im śmiałków i wypływają na nocną wyprawę łodzią, na której czekają na nich niezapomniane wrażenia. Dla większości z nich będzie to ostatnia wycieczka, a legenda o zdeformowanym Victorze Crowleyu i jego morderczych zapędach okaże się czymś więcej, niż tylko straszną historyjką.
“Topór” jest filmem o którym znajdziecie skrajne opinie. Jedni będą zachwyceni, inni wręcz przeciwnie. I to tych drugich będzie więcej. Ja zaliczam się do tych pierwszych, choć nie mogę powiedzieć bym był zachwycony, ale film mi się podobał.
Adam Green (reżyser i scenarzysta) stworzył obraz, który jest w pewnym stopniu hołdem dla slashera jako gatunku. Jednak nie takim super poważnym, a z przymrużeniem oka, z licznymi smaczkami dla fanów. Wystarczy spojrzeć na obsadę, w której znajdziemy takie nazwiska jak Robert Englund, Tony Todd czy Kane Hodder (i to w podwójnej roli). Nazwiska jednoznacznie kojarzące się z horrorami. I mimo, że są to epizodyczne występy (poza Hodderem, który jako morderca ma tutaj więcej do roboty), to na samym wstępie budują pewien klimat. Sama konstrukcja fabuły, gdzie na początku wiele się nie dzieje, pojawia się jakaś zwariowana postać z ostrzeżeniem, którą i tak wszyscy ignorują, aż do momentu kiedy bohaterowie zapuszczają się tam gdzie nie powinni, a ich środek lokomocji obowiązkowo się psuje/ulega zniszczeniu (nieprawidłowe skreślić), jest czytelny i wszystkim znany. Ale o to przecież chodziło. Z łatwością możemy też wytypować osoby, które zginą, nawet niewiele myląc się w kolejności. Slasher pełną gębą i to gębą dość krwawą, bo efekty gore to w tym filmie osobna historia. Victor morduje szybko i na tyle widowiskowo, że widzowie mniej zaprawieni w oglądaniu takich efektów mogą mimowolnie odwracać wzrok od ekranu. Tylko uważajcie, by sztuczna krew nie zachlapała wam podłogi, bo w ilościach w jakich się tutaj pojawia, może przepełnić pojemność ekranu.
I oto właśnie w tym filmie chodzi. Nie ma być zaskakująco, nie ma być tajemniczo i nie ma być świeżo. Ma być krwawo, po staremu, z cyckami i z jajem. I tak jest.
Ale to właśnie może być dla wielu główną wadą. Tak samo jak, muszę to przyznać, nudnawy początek filmu. Prawdziwa zabawa zaczyna się grubo po połowie seansu. Zanim do tego dojdzie, widz zmuszony jest oglądać nieco mozolnie rozwijającą się fabułę i wysłuchiwać czasami nudnawych dialogów bohaterów, które niewiele wnoszą do całości. Owszem, można tutaj wyłapywać różne mrugnięcia okiem, ale jednak wyglądającej tu i tam nudy nie da się nie zauważyć. Można to było zrobić lepiej. Nie wszystkim spodoba się także nieco prześmiewczy klimat całości, który trochę psuje nastrój grozy, ale jak mi się wydaje, taki był zamysł autora i w sumie mi osobiście to nie przeszkadzało.
I tak oto dobrnęliśmy do podsumowania. “Topór” trzeba sobie odpalić i samemu spróbować, czy taka konwencja wam pasuje i czy dacie radę przebrnąć przez nudnawy początek. Fani slasherów powinni dobrze się bawić, a pozostali wielbiciele grozy, ale w nieco innych jej odcieniach, powinni przynajmniej spróbować. Kto wie, może trafi w wasze gusta. Mi się podobało i ja polecam.