Reanimator
Tytuł oryginalny: Re-Animator
Reżyseria: Stuart Gordon
Obsada: Stuart Gordon, Dennis Paoli, William Norris
Scenariusz: Jeffrey Combs, Bruce Abbott, Barbara Crampton, David Gale
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 1985

Zwariowani naukowcy, szalone eksperymenty oraz przekraczanie granicy życia i śmierci. Kto z nas tego nie lubi? Horror jako gatunek nadaje się doskonale do takich badań, a ich efekty jak zdołaliśmy się już wielokrotnie przekonać, bywają koszmarne. “Re-animator” jest jednym z bardziej znanych obrazów, który porusza temat ożywiania zmarłych. Sprawdźmy czy ponad trzydzieści lat na karku odcisnęło na nim swoje piętno.
Herbert West jest studentem medycyny, który posiada specyfik, mogący przywrócić zmarłych do życia. Choć pierwsze jego użycie, nie zakończyło się sukcesem, to nasz naukowiec postanawia się nie poddawać. Gdy ożywienie kota zakończy się powodzeniem, postanawia sprawdzić działanie środka na ludzkich zwłokach. Do pomocy namawia swojego współlokatora, który ma dojścia w kostnicy. Panowie wkrótce przekonają się, że ożywieńcy nie koniecznie zachowują się zgodnie z oczekiwaniami.
Miłośnicy kina rodem z lad osiemdziesiątych, wiedzą czego się spodziewać, choć trzeba przyznać, że recenzowany film próbie czasu opiera się nieco lepiej, niż jakieś osiemdziesiąt procent obrazów z tamtej epoki. Oczywiście klimat tamtego okresu wyraźnie jest wyczuwalny poprzez stroje czy chociażby wszelkiej maści sprzęty i widoki. Ponadto tajemnicza mikstura świeci, a jakżeby inaczej, żarówiastym zielonym kolorem i w nocy spokojnie sprawdziła by się jako latarka albo przynajmniej element odblaskowy na drodze. Taki urok, który mi osobiście nie przeszkadza, a że wychowałem się na horrorach z tamtych lat, to i w moje sentymentalne struny uderza. Aktorsko jest w porządku. Świetnie wypada Jeffrey Combs w roli zdeterminowanego naukowca i właściwie on kradnie dla siebie całe widowisko, ale pozostałym członkom obsady nie można też wiele zarzucić. Może poza faktem nieco sztampowych charakterów postaci, które przyszło im odgrywać, ale nawet dla samego Westa warto po ten film sięgnąć. Bo choć jest to kolejny szalony naukowiec, to jednak jest na tyle charakterystyczny, że zostaje w pamięci na dłużej. Efekty specjalne trzymają dobry poziom i nawet miło się je ogląda, choć były to czasy gdy do ożywienia martwego kota nie używało się animacji komputerowej, a spece musieli napracować się trochę więcej. Efekt jest zadowalający, choć czasami uśmiech na twarzy widza się pojawi bo niektóre sceny wyszły pociesznie, a i sam film nie stornie od delikatnych komediowych wstawek. Powiedzmy, że wspomnę tylko o tym przywoływanym już tutaj przynajmniej dwa razy kocie.
Z wad mogę wymienić niespieszne tempo akcji. Ziewnąć mi się co prawda nie zdarzyło, ale momentami brakowało mi jakiegoś żywszego momentu. No i scen grozy zdecydowanie mogłoby być więcej, bo choć kilka niezłych akcji się trafi, to żeby się bać, to jednak trochę za mało. Koszmarów po seansie nikt mieć chyba nie powinien. A no i film jest ekranizacją H.P. Lovecrafta, ale klimatu znanego z opowieści samotnika z Providence ciężko się tutaj dopatrzeć.
Generalnie “Re-animator” jest obrazem nie szczególnie strasznym, ale jako obraz do obejrzenia wieczorkiem się sprawdzi. Szczególnie jeśli ktoś lubi kino z lat osiemdziesiątych, nie powinien czuć się zawiedziony. Ma swoje wady i zalety, ale bilans zdecydowani wychodzi na plus.
+ Jeffrey Combs jako Herbert West
+ dobrze się ogląda
+ klimat lat '80
+ elementy humorystyczne
- elementy humorystyczne (jak kto woli)
- mógłby bardziej straszyć
Herbert West jest studentem medycyny, który posiada specyfik, mogący przywrócić zmarłych do życia. Choć pierwsze jego użycie, nie zakończyło się sukcesem, to nasz naukowiec postanawia się nie poddawać. Gdy ożywienie kota zakończy się powodzeniem, postanawia sprawdzić działanie środka na ludzkich zwłokach. Do pomocy namawia swojego współlokatora, który ma dojścia w kostnicy. Panowie wkrótce przekonają się, że ożywieńcy nie koniecznie zachowują się zgodnie z oczekiwaniami.
Miłośnicy kina rodem z lad osiemdziesiątych, wiedzą czego się spodziewać, choć trzeba przyznać, że recenzowany film próbie czasu opiera się nieco lepiej, niż jakieś osiemdziesiąt procent obrazów z tamtej epoki. Oczywiście klimat tamtego okresu wyraźnie jest wyczuwalny poprzez stroje czy chociażby wszelkiej maści sprzęty i widoki. Ponadto tajemnicza mikstura świeci, a jakżeby inaczej, żarówiastym zielonym kolorem i w nocy spokojnie sprawdziła by się jako latarka albo przynajmniej element odblaskowy na drodze. Taki urok, który mi osobiście nie przeszkadza, a że wychowałem się na horrorach z tamtych lat, to i w moje sentymentalne struny uderza. Aktorsko jest w porządku. Świetnie wypada Jeffrey Combs w roli zdeterminowanego naukowca i właściwie on kradnie dla siebie całe widowisko, ale pozostałym członkom obsady nie można też wiele zarzucić. Może poza faktem nieco sztampowych charakterów postaci, które przyszło im odgrywać, ale nawet dla samego Westa warto po ten film sięgnąć. Bo choć jest to kolejny szalony naukowiec, to jednak jest na tyle charakterystyczny, że zostaje w pamięci na dłużej. Efekty specjalne trzymają dobry poziom i nawet miło się je ogląda, choć były to czasy gdy do ożywienia martwego kota nie używało się animacji komputerowej, a spece musieli napracować się trochę więcej. Efekt jest zadowalający, choć czasami uśmiech na twarzy widza się pojawi bo niektóre sceny wyszły pociesznie, a i sam film nie stornie od delikatnych komediowych wstawek. Powiedzmy, że wspomnę tylko o tym przywoływanym już tutaj przynajmniej dwa razy kocie.
Z wad mogę wymienić niespieszne tempo akcji. Ziewnąć mi się co prawda nie zdarzyło, ale momentami brakowało mi jakiegoś żywszego momentu. No i scen grozy zdecydowanie mogłoby być więcej, bo choć kilka niezłych akcji się trafi, to żeby się bać, to jednak trochę za mało. Koszmarów po seansie nikt mieć chyba nie powinien. A no i film jest ekranizacją H.P. Lovecrafta, ale klimatu znanego z opowieści samotnika z Providence ciężko się tutaj dopatrzeć.
Generalnie “Re-animator” jest obrazem nie szczególnie strasznym, ale jako obraz do obejrzenia wieczorkiem się sprawdzi. Szczególnie jeśli ktoś lubi kino z lat osiemdziesiątych, nie powinien czuć się zawiedziony. Ma swoje wady i zalety, ale bilans zdecydowani wychodzi na plus.
+ Jeffrey Combs jako Herbert West
+ dobrze się ogląda
+ klimat lat '80
+ elementy humorystyczne
- elementy humorystyczne (jak kto woli)
- mógłby bardziej straszyć