Summer Camp
Tytuł oryginalny: Summer Camp
Reżyseria: Alberto Marini
Obsada: Diego Boneta, Jocelin Donahue, Maiara Walsh, Andrés Velencoso, Rick Zingale
Scenariusz: Alberto Marini, Danielle Schleif
Kraj pochodzenia: Hiszpania, USA
Rok powstania: 2015

Nudzą Was horrory gdzie wstęp jest długi? Gdzie fabuła rozwija się powolutku, a zanim zacznie dziać się coś konkretnego, człowiek może wyjść z siebie z nudów? “Summer Camp” może być czymś dla Was.
Tutaj wstęp trwa jakieś piętnaście minut. Poznajemy bohaterów, czyli czwórkę (dwie kobiety, dwóch facetów) opiekunów, którzy przez dwa dni mają zająć się zgrają dzieci, które przyjadą na obóz w starej, lekko podniszczonej posiadłości gdzieś w Hiszpanii. Zanim to jednak nastąpi, miejscówkę trzeba nieco doprowadzić do stanu użyteczności, a korzystając z chwili spokoju, trochę się zabawić. I wszystko ładnie, pięknie, do czasu aż jeden z bohaterów nie przemieni się nagle w dzikiego, opętanego szałem mordowania potwora.
I w sumie na tym opiera się cała fabuła. Przemiana jak się okazuje nie jest wieczna, tylko trwa jakiś bliżej nieokreślony czas (niedługi w sumie). Ale bohaterowie na początku tego nie wiedzą. Nie wiedzą także, co ją powoduje, a tropów jest kilka. W końcu jednak dojadą do prawdy, ale zanim to nastąpi, muszą zmierzyć się z silnym i agresywnym przeciwnikiem. Warto jeszcze wspomnieć, że po powrocie do ludzkiego zachowania nie pamiętają tego, co robili w szale, co jest niezłym chwytem otwierającym kilka interesujących dialogów i sytuacji.
Na powolność akcji na pewno nikt nie będzie tu narzekał. Wszystko rozgrywa się szybko, bez zbędnych przestojów. Tempo rozwoju wypadków jest dość szalone, ale raczej mało skomplikowane. Dzięki temu nie wiele jest tutaj miejsc, gdzie scenarzysta mógłby się pogubić. Jest sporo miejsca na czarny humor i wiele scen gdzie odtwórcy poszczególnych ról mogą sobie pokrzyczeć do woli. A krzyku jest tu mnóstwo. Być może nawet za dużo, bo w pewnym momencie czułem się nim już nieco znużony. Sporo jest też biegania, ale biorąc pod uwagę pomysł na fabułę, nie ma w tym nic dziwnego. W końcu jak goni Cię agresywny napastnik, wypada uciekać.
I teraz to tempo akcji może być największą zaletą tej produkcji, lub jej największą wadą. Wszystko zależy od nastawienia i preferencji widza.
Poza tym na plus należy zaliczyć urodziwe główne bohaterki oraz finał całej historii. Wszystko jest tutaj w miarę przemyślane. Pochwała należy się też za dynamiczne zdjęcia i powstrzymanie się od konwencji found footage, która miałem wrażenie delikatnie wisiała nad tą produkcją. Może to przez “[Rec]”, do którego blisko panującej tu atmosferze.
Gorzej sprawa ma się z samym aktorstwem, które ogólnie trzyma jakiś tam poziom, ale momentami zdaje się zaliczać niepokojące spadki. Sporo jest także błędów typu brudna bohaterka zostaje zamknięta w pokoju, a po chwili wychodzi z niego czysta. Trochę to razi. Kamera ma też tendencję do skupiania się na przedmiotach, które prędzej czy później odegrają jakąś rolę. I nie robi tego mimochodem, ale ustawia się tak, że tylko ktoś stojący obok i pokazujący to coś palcem byłoby bardziej sugestywny. No i jest kilka debilnych zachowań bohaterów, w które momentami ciężko uwierzyć.
Mimo wszystko, “Summer Camp to film przemyślany, na który ktoś miał pomysł. Na pewno intensywny, choć trochę przekrzyczany. Ogląda się nieźle, a zakończenie satysfakcjonuje. Myślę, że warto dać mu szansę.
Tutaj wstęp trwa jakieś piętnaście minut. Poznajemy bohaterów, czyli czwórkę (dwie kobiety, dwóch facetów) opiekunów, którzy przez dwa dni mają zająć się zgrają dzieci, które przyjadą na obóz w starej, lekko podniszczonej posiadłości gdzieś w Hiszpanii. Zanim to jednak nastąpi, miejscówkę trzeba nieco doprowadzić do stanu użyteczności, a korzystając z chwili spokoju, trochę się zabawić. I wszystko ładnie, pięknie, do czasu aż jeden z bohaterów nie przemieni się nagle w dzikiego, opętanego szałem mordowania potwora.
I w sumie na tym opiera się cała fabuła. Przemiana jak się okazuje nie jest wieczna, tylko trwa jakiś bliżej nieokreślony czas (niedługi w sumie). Ale bohaterowie na początku tego nie wiedzą. Nie wiedzą także, co ją powoduje, a tropów jest kilka. W końcu jednak dojadą do prawdy, ale zanim to nastąpi, muszą zmierzyć się z silnym i agresywnym przeciwnikiem. Warto jeszcze wspomnieć, że po powrocie do ludzkiego zachowania nie pamiętają tego, co robili w szale, co jest niezłym chwytem otwierającym kilka interesujących dialogów i sytuacji.
Na powolność akcji na pewno nikt nie będzie tu narzekał. Wszystko rozgrywa się szybko, bez zbędnych przestojów. Tempo rozwoju wypadków jest dość szalone, ale raczej mało skomplikowane. Dzięki temu nie wiele jest tutaj miejsc, gdzie scenarzysta mógłby się pogubić. Jest sporo miejsca na czarny humor i wiele scen gdzie odtwórcy poszczególnych ról mogą sobie pokrzyczeć do woli. A krzyku jest tu mnóstwo. Być może nawet za dużo, bo w pewnym momencie czułem się nim już nieco znużony. Sporo jest też biegania, ale biorąc pod uwagę pomysł na fabułę, nie ma w tym nic dziwnego. W końcu jak goni Cię agresywny napastnik, wypada uciekać.
I teraz to tempo akcji może być największą zaletą tej produkcji, lub jej największą wadą. Wszystko zależy od nastawienia i preferencji widza.
Poza tym na plus należy zaliczyć urodziwe główne bohaterki oraz finał całej historii. Wszystko jest tutaj w miarę przemyślane. Pochwała należy się też za dynamiczne zdjęcia i powstrzymanie się od konwencji found footage, która miałem wrażenie delikatnie wisiała nad tą produkcją. Może to przez “[Rec]”, do którego blisko panującej tu atmosferze.
Gorzej sprawa ma się z samym aktorstwem, które ogólnie trzyma jakiś tam poziom, ale momentami zdaje się zaliczać niepokojące spadki. Sporo jest także błędów typu brudna bohaterka zostaje zamknięta w pokoju, a po chwili wychodzi z niego czysta. Trochę to razi. Kamera ma też tendencję do skupiania się na przedmiotach, które prędzej czy później odegrają jakąś rolę. I nie robi tego mimochodem, ale ustawia się tak, że tylko ktoś stojący obok i pokazujący to coś palcem byłoby bardziej sugestywny. No i jest kilka debilnych zachowań bohaterów, w które momentami ciężko uwierzyć.
Mimo wszystko, “Summer Camp to film przemyślany, na który ktoś miał pomysł. Na pewno intensywny, choć trochę przekrzyczany. Ogląda się nieźle, a zakończenie satysfakcjonuje. Myślę, że warto dać mu szansę.