Kiedy gasną światła
Tytuł oryginalny: Lights Out
Reżyseria: David F. Sandberg
Obsada: Teresa Palmer, Gabriel Bateman, Alexander DiPersia, Maria Bello
Scenariusz: Eric Heisserer
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2016

W mroku lubią czaić się różne monstra. Szczególnie te z naszej wyobraźni. I te z horrorów oczywiście. Monstra takie jak Diana, którą możecie poznać w filmie “Kiedy gasną światła”.
Pomysł jest prosty i doskonale pasuje do horroru. Mamy zjawę, która kryje się w ciemności i w tejże ciemności jest niebezpieczna. W świetle nic nam nie grozi. Mamy też rodzinę, samotną matkę i jej syna oraz nie mieszkającą z nimi jej córkę. Chłopak czuje się zagrożony, bo jego matka rozmawia sama ze sobą i wydaje się niestabilna emocjonalnie. Dzieciak szuka pomocy u siostry, a ta chcąc nie chcąc, wplątując w to swojego chłopaka, stara się mu pomóc.
Film jest rozbudowaną krótkometrażówką, którą David F. Sanberg nakręcił w 2013 roku. Pomysł o potworze działającym poza kręgiem światła pozostał, ale wymagał lekkiej modyfikacji i dopisania całej otoczki. Stąd otrzymaliśmy nie szczególnie zżytą ze sobą rodzinę, genezę powstania Diany, czyli istoty kryjącej się w mroku oraz resztę fabuły, która krótko pisząc trzyma się nawet kupy, ale daleko jej do czegoś wybitnego. Bohaterowie są nawet sympatyczni, ale ich poczynania nie zawsze logiczne. Horrory zdążyły już nas do tego przyzwyczaić. Tak samo jak i do straszenia. A to w “Kiedy gasną światła” wypada nieźle. Sam potwór jest tylko cieniem, ale takie jego ukazanie otwiera kilka okazji do całkiem fajnej zabawy obrazem. Czasami nastrój budowany jest powoli, a czasami atakuje coś widza znienacka. W kilku momentach można się przestraszyć, za co plus. Szczególnie, że całość jest całkiem klimatyczna i może się podobać
Mimo wszystko nie mogło zabraknąć kilku uproszczeń. Diana może atakować tylko w ciemności, więc logicznym byłoby pozapalanie wszystkich świateł i poczekanie do rana. Owszem, ale potwór potrafi jakimś sposobem wpływać na elektryczność. Świeca? Podmuch wiatru i robi się ciemno. Można podciągnąć to pod nadnaturalne umiejętności antagonistki, ale nie do końca mi to tam pasowało. Jakoś szczególnie też nie przeszkadzało, więc nie jest to straszliwa wada.
Film ogląda się bardzo dobrze. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, efekty specjalne dają radę, a w fabule nie ma jakiś wielkich dziur, przez co w opowiadaną historię łatwo się wciągnąć i śledzi się losy bohaterów z zainteresowaniem. Technicznie niczego nie brakuje, a i warstwa straszenia wypada przyzwoicie. “Kiedy gasną światła” to niezły film, który mniej zaprawionym w horrorach widzom dostarczy odpowiedniego ładunku emocji. A co z fanami grozy? Przerażony po seansie nikt nie będzie, ale recenzowanemu obrazowi ciężko coś zarzucić. To jest po prostu solidna produkcja, którą warto zobaczyć, ale brakuje jej tej iskry, która wynosi dobre obrazy poziom wyżej.
Pomysł jest prosty i doskonale pasuje do horroru. Mamy zjawę, która kryje się w ciemności i w tejże ciemności jest niebezpieczna. W świetle nic nam nie grozi. Mamy też rodzinę, samotną matkę i jej syna oraz nie mieszkającą z nimi jej córkę. Chłopak czuje się zagrożony, bo jego matka rozmawia sama ze sobą i wydaje się niestabilna emocjonalnie. Dzieciak szuka pomocy u siostry, a ta chcąc nie chcąc, wplątując w to swojego chłopaka, stara się mu pomóc.
Film jest rozbudowaną krótkometrażówką, którą David F. Sanberg nakręcił w 2013 roku. Pomysł o potworze działającym poza kręgiem światła pozostał, ale wymagał lekkiej modyfikacji i dopisania całej otoczki. Stąd otrzymaliśmy nie szczególnie zżytą ze sobą rodzinę, genezę powstania Diany, czyli istoty kryjącej się w mroku oraz resztę fabuły, która krótko pisząc trzyma się nawet kupy, ale daleko jej do czegoś wybitnego. Bohaterowie są nawet sympatyczni, ale ich poczynania nie zawsze logiczne. Horrory zdążyły już nas do tego przyzwyczaić. Tak samo jak i do straszenia. A to w “Kiedy gasną światła” wypada nieźle. Sam potwór jest tylko cieniem, ale takie jego ukazanie otwiera kilka okazji do całkiem fajnej zabawy obrazem. Czasami nastrój budowany jest powoli, a czasami atakuje coś widza znienacka. W kilku momentach można się przestraszyć, za co plus. Szczególnie, że całość jest całkiem klimatyczna i może się podobać
Mimo wszystko nie mogło zabraknąć kilku uproszczeń. Diana może atakować tylko w ciemności, więc logicznym byłoby pozapalanie wszystkich świateł i poczekanie do rana. Owszem, ale potwór potrafi jakimś sposobem wpływać na elektryczność. Świeca? Podmuch wiatru i robi się ciemno. Można podciągnąć to pod nadnaturalne umiejętności antagonistki, ale nie do końca mi to tam pasowało. Jakoś szczególnie też nie przeszkadzało, więc nie jest to straszliwa wada.
Film ogląda się bardzo dobrze. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, efekty specjalne dają radę, a w fabule nie ma jakiś wielkich dziur, przez co w opowiadaną historię łatwo się wciągnąć i śledzi się losy bohaterów z zainteresowaniem. Technicznie niczego nie brakuje, a i warstwa straszenia wypada przyzwoicie. “Kiedy gasną światła” to niezły film, który mniej zaprawionym w horrorach widzom dostarczy odpowiedniego ładunku emocji. A co z fanami grozy? Przerażony po seansie nikt nie będzie, ale recenzowanemu obrazowi ciężko coś zarzucić. To jest po prostu solidna produkcja, którą warto zobaczyć, ale brakuje jej tej iskry, która wynosi dobre obrazy poziom wyżej.