Wujek kanibal
Tytuł oryginalny: Uncle Peckerhead
Reżyseria: Matthew John Lawrence
Obsada: David Littleton, Jeff Riddle, Ruth Lolla, Chet Siegel
Scenariusz: Matthew John Lawrence
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2020

Niby nie powinno się oceniać filmów po okładkach… a może książek… zostańmy przy filmach. Nie powinno się oceniać filmów po okładkach, ale za okładkę “Wujkowi kanibalowi” należy się plusik. Spokojnie, nie wpłynie on na ocenę końcową. Chodzi mi o podkreślenie faktu, że filmowe plakaty, często są dużo lepsze niż dzieła, które reprezentują. Tutaj poster na pewno przykuwa wzrok, a sam film o dziwo nie rozczarowuje na całej linii. Ale pamiętajmy, żeby nie oceniać filmów po okładkach.
Początkujący zespół punk rockowy (no powiedzmy), wyrusza w pierwszą trasę koncertową. Pech chce, że zostają bez środka lokomocji i zmuszeni są szukać jakiegoś zastępstwa. Wkrótce poznają pewnego gościa, który przedstawia im się jako Kanibal i w sumie może pomóc. W czwórkę ruszają w drogę, ale ich kierowca ma pewną tajemnicę. Tak, jego imię jest tutaj wyraźną wskazówką.
Skoro już wiemy, że “Wujek kanibal” traktuje o kanibalizmie, to przejdźmy od razu do… ykhym… mięska. Sceny morderstw nie są szczególnie atrakcyjne, ale nie można odmówić im pewnego uroku. Jest trochę tryskającej na wszystkie strony krwi, jest wyrywanie głowy razem z kręgosłupem, zrywanie twarzy i oczywiście nie mogło też zabraknąć przebicia ciała ręką w celu wyrwania organu wewnętrznego. Niby krwawe sceny, ale niestety nie mają one odpowiedniego ciężaru, a to przez fakt, że cały film zrealizowany jest z przymrużeniem oka. I to jest jego największa zaleta jak i wada.
Zaleta bo humor jest całkiem niezły i przyznam, że kilka razy się uśmiechnąłem. Przygody naszych bohaterów obfitują w kilka zabawnych sytuacji, a i ekipa z którą spędzimy te półtorej godzinki nie połknęła kija od szczotki. Trafi się także kilka mniej lub bardziej sympatycznych postaci pobocznych, które również bywają pretekstem do żartów.
Natomiast jest to jednocześnie wadą, bo w zrozumiały sposób zmniejsza ciężar filmu. Jeśli spodziewacie się dusznej atmosfery, obskurnych piwnic i bluźnierczego kanibalizmu, to jest to zły adres. Sceny morderstw są mocno przerysowane, a ich wydźwięk raczej komiczny.
Skoro fabuła opowiada o zespole muzycznym, to jak pewnie się domyślacie, nie brakuje tutaj muzyki. Owszem, ta się pojawia, a im bliżej końca, tym jest jej więcej. Czy jest dobra? Jeden kawałek nawet wpadł mi w ucho, ale w to, na które nadepnął mi słoń, więc oceny akurat tego elementu się nie podejmuję.
Jak już wspomniałem, humor jaki “Wujek kanibal” prezentuje, może się podobać. Podobnie jest z tytułowym bohaterem, któremu nie brakuje charyzmy i nawet da się go lubić. O ile nie nadepniecie mu na odcisk. Bo potrafi być też groźny. Reszta bohaterów daje radę, a z czasem potrafią nawet zaskarbić sobie sympatię.
Recenzowany obraz nie jest złym filmem. Widać, że budżet nie był zbyt duży, ale uważam, że został przyzwoicie wykorzystany. Całość jest sympatyczna, momentami zabawna, ale na pewno nie straszna. Groza pojawia się tylko na samym końcu i jest delikatnym mignięciem. Błyskiem, który zaraz gaśnie. Mimo wszystko “Wujek kanibal” choć nie mogę go szczególnie polecić, nie mogę też powiedzieć żeby mnie zawiódł. Nie oczekiwałem niczego wielkiego, a otrzymałem film zabawny, mało dynamiczny, ale jednak całkiem sympatyczny. Nawet dobrze mi się go oglądało. Jeśli macie ochotę sprawdzić, dajcie mu szansę.