Killer sofa
Tytuł oryginalny: Killer sofa
Reżyseria: Bernie Rao
Obsada: Piimio Mei, Nathalie Morris, Jed Brophy, Jordan Rivers
Scenariusz: Bernie Rao
Kraj pochodzenia: Nowa Zelandia
Rok powstania: 2019

Sofa kojarzy się z komfortem. No może nie każda, ale generalnie meble kupuje się dla wygody. Jak to potem z nimi bywa to już inna sprawa. Przy okazji dokonując wyboru wyposażenia mieszkania, kierujemy się zazwyczaj względami praktycznymi nie zapominając o estetyce. W końcu brzydka kanapa czy fotel nie pasujące do dywanu w pokoju, to żadna radość. Dlatego nie rozumiem, po co bohaterce “Killer sofa” fotel, po którym widać liczne przejścia, a czasy świetności ma już za sobą. Wytarty, dziurawy i generalnie mało estetyczny.
I nawiedzony.
Franceska staje się posiadaczką, jak się wkrótce okaże, zabójczego mebla. Jego skłonności do mordu to winna dybuka, który zdaje się go zamieszkiwać. A walka z takim potworem nie jest łatwa, o czym dowiemy się z internetowych audycji, wraz z bohaterami.
Nowa Zelandia może pochwalić się kilkoma klasykami kina grozy. W tym kraju powstały takie produkcje jak “Martwica mózgu”, “Przerażacze”, czy “Czarna owca”. Mam jednak wrażenie, żę “Killer sofa” rozgości się na drugim biegunie tej skali.
Film jest nudny. Ciągnie się jak mecz polskiej ligi, a zanim zacznie się coś dziać, człowiek musi stoczyć ze sobą walkę, by nie zasnąć przed telewizorem. Aktorsko jest poniżej przeciętnej, a efekty specjalne nie zachwycają.
Nie ma się też czego bać. Co najwyżej złapania jakiegoś paskudztwa po bliższym kontakcie z tytułowym meblem, ale że na szczęście dzieli widza od niego szklany ekran, to i niebezpieczeństwo jest raczej znikome. Twórcom nie udaje się wygenerować żadnego napięcia, a sceny kiedy sofa przystępuje do działania, są mało emocjonujące. Bo i same kadry z nią w roli głównej polegają głównie na zmianie jej pozycji. Przy czym sama zmiana położenia odbywa się poza polem widzenia kamery, a my jako widzowie, widzimy już ich efekt. Chociaż są ze dwie lub trzy sceny, kiedy widać jak sofa się przemieszcza, ale nie zmienia to obrazu całości. Jest słabo.
Chociaż sam fotel ma swój urok. Gdy patrzymy na jego zagięcia i te czarne lśniące odbitym światłem oczka, to trudno nie odnieść wrażenia, że jednak niezły z niego słodziak.
Co ciekawe, podczas seansu niektóre sceny wypadają komicznie. Niestety nie jestem pewien, czy było to zamierzone, czy po prostu taki efekt daje ich nieudolność. Bardziej skłaniałbym się ku tej drugiej opcji.
Film robi się nieco żwawszy pod sam koniec, kiedy to na jaw wychodzą pewne tajemnice, a bohaterowie wreszcie biorą się do roboty. Wtedy też na ekranie pojawiają się sceny, na które warto rzucić okiem, a scenarzyści pokazują, że jednak mieli jakiegoś asa w rękawie. Szkoda tylko, że karta okazuje się trefna, a samo zakończenie nie przynosi satysfakcji.
“Killer sofa” zawodzi. Jest filmem po prostu złym i tylko koneserzy takich obrazów, znajdą tu coś dla siebie. Myślę, że nawet całkiem sporo. Jeśli więc lubisz kiepskie kino, które zamiast straszyć śmieszy, a scenariusz nawet nie udaje, że ktoś go przemyślał, sięgaj śmiało. W innym przypadku, szkoda czasu. Chyba, że szukasz wyzwania. Sofa, która jest fotelem, potrafi takie rzucić.