Pogrzebani
Tytuł oryginalny: The Burrowers
Reżyseria: J.T. Petty
Obsada: Karl Geary, William Mapother, Clancy Brown, Sean Patrick Thomas
Scenariusz: J.T. Petty
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2008

Horror stosunkowo rzadko romansuje z westernem. Co w sumie jest dosyć dziwne, bo można by się spodziewać, że odludne stepy, miasteczka widmo czy nieprzebyte puszcze mogą być zamieszkane przez liczne straszydła. Dorzućmy do tego brak elektryczności i nowoczesnej technologii. Klimat buduje się sam. Tymczasem kino rzadko łączy te dwa gatunki, a jeszcze rzadziej z powodzeniem. “Pogrzebani” są przykładem, że z takiego związku może wyjść coś bardzo przyzwoitego.
Coś lub ktoś atakuje rodzinę osadników. Na farmie zostają tylko martwi, ale liczba ciał nie zgadza się z liczbą mieszkańców. Najwyraźniej zostali uprowadzeni. Podejrzenie pada na Indian i szybko zostaje zorganizowana ekipa pościgowa, która ma za zadanie odnaleźć porwanych i rozprawić się z porywaczami. Jednak ciężko znaleźć trop, a fakty, które niedługo wyjdą na światło dzienne sugerują, że pierwsze wrażenie niekoniecznie było prawidłowe. Bohaterowie będą musieli stawić czoła przeciwnikowi groźniejszemu i starszemu niż czerwonoskórzy.
To co od pierwszej chwili urzekło mnie w “Pogrzebanych” to zdjęcia. Wiele kadrów prezentuje się naprawdę dobrze i miło się na nie patrzy. Szczególnie, że zazwyczaj niespieszna praca kamery doskonale współgra z tym, co widzimy na ekranie. Choć tam gdzie trzeba, operator potrafi odpowiednio przyspieszyć. Drugim elementem, który przypadł mi do gustu jest aktorstwo. Odtwórcy poszczególnych ról wyśmienicie wywiązują się z powierzonych im zadań. Muszę też przyznać, że spodobała mi się charakterystyka bohaterów. Nie mamy tu odbitej od kalki ekipy, którą widzieliśmy już tysiąc razy, a protagoniści nie tylko dają się lubić, ale są też na tyle charakterystyczni, że zapadają w pamięć. A to nie jest łatwe. Po trzecie podszedł mi klimat, jaki twórcom udało się wykreować. Nocne zdjęcia, gdzie światło pada tylko z ogniska, zakopane w ziemi ofiary, istoty atakujące pod osłoną nocy i kamera, która przez długi czas nie pokazuje z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Niby proste środki, ale efekt końcowy odznacza się przyjemnym klimatem. I nawet jak tak teraz myślę o przedstawionej w filmie fabule, to zasadniczo nie dzieje się tam zbyt wiele. A nawet przez moment nie czułem znużenia. Możliwe, że to przez przedstawioną historię, która choć może nie jest porywająca, to na tyle interesująca, że z przyjemnością ją odkrywałem. Szczególnie, że wszystko całkiem ładnie się tu spina.
Nie brakuje też grozy. Ta początkowo budowana jest raczej przez to, czego nie widać, a jak doskonale wiemy, takie ukazanie niebezpieczeństwa, często sprawdza się najlepiej. Niezłą robotę robią też zakopane pod ziemią ciała. W późniejszym etapie filmu, gdy poznamy już zagrożenie i na ekranie lepiej widać, co tu się święci, klimat delikatnie skręca w kierunku horrorów klasy B. W dobrym znaczeniu tego słowa. Szczególnie, że zakończenie jest sensowne, całkiem intensywne i może się podobać.
Zresztą, tak jak cały film. “Pogrzebani” to obraz, do którego nie za bardzo mam się o co przyczepić. Świetnie zagrany, ładnie skadrowany i przestawiający fabułę, która wciąga od samego początku. Może mógłby bardziej straszyć, ale nawet pod tym względem nie czuję żadnego zawodu. Do tego osadzenie opowieści w klimatach westernu, tylko dodaje mu uroku. Mi się podobało i zachęcam do sprawdzenia. Może Tobie też się spodoba.