Zło w głębi
Tytuł oryginalny: Sacrifice
Reżyseria: Andy Collier, Toor Mian
Obsada: Barbara Crampton, Sophie Stevens, Ludovic Hughes, Lukas Loughran
Scenariusz: Toor Mian
Kraj pochodzenia: Wielka Brytania
Rok powstania: 2021

Małe, mniej lub bardziej odcięte społeczności i ich mroczne tajemnice, to dobry motyw dla horroru. A gdyby tak dorzucić do tego szczyptę Lovecrafta? Pomyśleli pewnie twórcy filmu “Zło w głębi” i wzięli się do pracy.
Młode małżeństwo przybywa na mała norweską wyspę, gdzie stoi dom, który niedawno odziedziczyli. Miejscowa społeczność nie wydaje się zbyt przychylna nowo przybyłym, ale gdy się okazuje, że Isaac nie jest tak do końca obcy i powrócił na ziemię, skąd pochodzą jego przodkowie, podejście mieszkańców natychmiast się zmienia. Jednak im więcej czasu nasi bohaterowie spędzają w okolicy, tym wyraźniej widzą, że nad wioską unosi się dziwna i budząca niepokój atmosfera. Niezwykłe wierzenia, rytuały i legendy nie dają spać ciężarnej żonie naszego bohatera, która chce jak najszybciej stąd wyjechać. Isaac wręcz przeciwnie.
I tak z czasem narasta konflikt między bohaterami, w którego tle obserwujemy zmiany jakie w nich zachodzą. Ona, chce wyjechać coraz bardziej, on zaczął już chyba zapuszczać korzenie. Ale horror, to nie dylematy bohaterów. W “Zło w głębi” głównym straszakiem są sny bohaterki, które niewątpliwie podsycają jej złe przeczucia, co do miejsca w którym się znajduje. A co w tych jej koszmarach takiego strasznego? Macki. Głównie macki. Oczywiście nie możemy też zapomnieć o ogólnym klimacie odseparowanej miejscowości i dziwnym kulcie śniącego, jaki zdają się wyznawać jej mieszkańcy. W przeciwieństwie do snów jednak, ten element choć buduje klimat, nikogo jednak nie przerazi.
W filmie da się wyczuć inspiracje wspomnianym we wstępie Lovecraftem, co niewątpliwie jest zaletą. I to nie tylko przez pojawiające się tu i tam macki, ale mamy tu kultystów, niepokojące bóstwo i momentami całkiem przyjemną atmosferę.
Oczywiście mamy też nieco wad. Momentami bywa nudno. A jakże. Zachowanie bohaterów bywa naciągane, a wiarygodność całej opowieści wymaga pewnego luźnego podejścia do tego aspektu. Pewne sceny może wyglądały dobrze w scenariuszu, nie wiem, tak się tylko domyślam, ale na ekranie nie robią już takiego wrażenia. No i zakończenie, które pewnie miało być oryginalne i zaskakujące, zawodzi. Wydaje się zrobione na siłę i bez pomysłu.
A szkoda, bo “Zło w głębi”, choć nie jest dziełem wybitnym, oglądało mi się całkiem przyjemnie. Ma swoje zalety jak i wady, ale ostatecznie okazuje się średniakiem, który może zyskać punkcik za czerpanie z Lovecrafta i ładne zdjęcia. Ja seansu nie żałuję, ale zdecydowanie nie jest to film, który trzeba znać.