Mordercza narośl, Mordercza cysta
Tytuł oryginalny: Cyst
Reżyseria: Tyler Russell
Obsada: Eva Habermann, George Hardy, Greg Sestero
Scenariusz: Tyler Russell, Andy Silverman
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2020

Kino klasy B ma swój urok. Ci szaleni naukowcy, te plastikowe potwory i brak ograniczeń. A co powiesz na “Morderczą cystę”?
Lata sześćdziesiąte. Pewien dermatolog próbuje opatentować swój wynalazek. Do jego kliniki przybywa komisja, której celem jest sprawdzenie, czy urządzenie do czegoś się nadaje. Według wynalazcy doskonale usuwa wszelkie niedoskonałości na skórze. Z tym, że niekoniecznie. Wkrótce personel kliniki będzie musiał stawić czoła przerażającemu potworowi. Morderczej narośli, zwanej także cystą.
Od razu powiedzmy sobie, że do recenzowanego filmu nie można zasiąść na poważnie. To się nie uda. Natomiast jeśli nastawimy się na kino klasy B, to seans może przynieść odpowiednią dawkę rozrywki. A już na pewno dostarczy kilkanaście litrów wszelkich mazi, płynów i ropy. Takiej podskórnej, z bąbla którego można wycisnąć.
No i potwora. Ten gra tu pierwsze skrzypce. Początkowo niegroźna cysta, nafaszerowana kremem nie do końca zrównoważonego doktorka, przemieni się w pokaźną i nie miłą dla oka narośl. Gdy nasz lekarz zabierze się do jej usuwania, sprawy potoczą się nie po jego myśli. W efekcie cysta stanie się osobnym bytem, który szybko zacznie zbierać krwawe żniwo, a z czasem także ewoluować. Im mniejsza forma, tym lepiej wygląda. Gdy urośnie wyraźnie widać niedoskonałości jej wykonania i nieco plastikową aparycję. Nie mniej można zrzucić to na karb niskiego budżetu. A jakby nie patrzeć, ma też swój specyficzny urok. Szczególnie, że nie uświadczymy tu komputerowych efektów specjalnych, a wszystko jest analogowe. Za to plus.
Bywa też krwawo. Duża forma naszej krosty co prawda wchłania swoje ofiary, ale jej mniejsza wersja radzi sobie inaczej. Bardziej brutalnie.
Obsada w większości daje sobie radę. Najlepiej wypada Eva Habermann i to ją najczęściej będziemy widzieli na ekranie. Doktorek jest mocno przerysowany, ale nawet nie drażni. Reszta ekipy nie irytuje. A to już coś.
Oczywiście nie nastawiajcie się na jakieś wielkie napięcie, czy intrygujące wątki. Tu wszystko podane jest wprost, bez owijania w bawełnę. Jest potwór. Są ofiary. Jest kilka pokoi kliniki, po której nasi bohaterowie będą się przemieszczać. I choć film trwa ledwo ponad godzinę, to tempo momentami potrafi siąść. Nie powiem żebym się nudził, bo jakby i czasu na nudę tu wiele nie ma, ale wyraźnie w “Morderczej narośli” można by zawrzeć więcej treści. I bardziej sobie pofolgować. Bywa czasem nieprzyjemnie, ale można to było zrobić dosadniej. Najwyraźniej twórcy mieli jednak inną wizję.
Nie brakuje też pewnych akcentów humorystycznych. Ale to nie jest komediowy horror. Po prostu twórcy czasem puszczają oczko do widza.
“Mordercza narośl” to czysto rozrywkowy film. Mimo niskiego budżetu, efekt końcowy spokojnie da się obejrzeć i nawet czerpać z seansu pewną przyjemność. Nie jest to dzieło wybitne i nie wydaje mi się by miało stać się w przyszłości klasyką gatunku, ale spokojnie można sięgnąć. Szczególnie jeśli lubicie takie klimaty. Zamiast kolejnego odcinka dr Pryszczylli można sobie zaserwować recenzowany film.