Dżin
Tytuł oryginalny: The Djinn
Reżyseria: David Charbonier, Justin Powell
Obsada: Ezra Dewey, Rob Brownstein
Scenariusz: David Charbonier, Justin Powell
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2021

Każdy zna bajkę o dżinie prawda? Pocierasz lampę, pojawia się niebieski duszek i spełnia twoje trzy życzenia. No chyba, że sięgniemy po “Dżinna” Grahama Mastertona, albo tego z filmu “Dżin”.
W przypadku tego ostatniego nie mamy lampy, a księgę i żeby wywołać ducha, trzeba w odpowiednim czasie upuścić nieco krwi nad płomieniem świecy. No i zamiast trzech życzeń jest jedno. Ale jest też haczyk, o którym przekona się młodociany Dylan, który wspomnianą księgę znajdzie w domu, do którego niedawno wprowadził się z ojcem. A jego życzenie? Móc mówić, bo dzieciak jest niemową. Najpierw musi jednak przetrwać godzinę sam na sam z nadprzyrodzoną istotą.
No właśnie. Tytułowy złol w ludzkim świecie podlega ludzkim prawom, więc można go uszkodzić. Potrafi też wcielać się w zmarłych, co twórcy skrupulatnie wykorzystali, by nieco zaoszczędzić na efektach specjalnych. W końcu takiego aktora nie trzeba szczególnie ucharakteryzować. Wystarczy dodać widmowe żyły, albo zmodyfikować coś w odbiciu postaci. A że wszystko dzieje się w nocy, często w półmroku albo przy świetle sztucznego oświetlenia, które nie wszędzie sięga, to i takie warunki pozwalają ukryć pewne mankamenty efektów specjalnych. Te ostatnie są mimo wszystko całkiem przyzwoite, choć nie ma ich jakoś bardzo dużo.
Cały film dźwiga na swoich barkach młody aktor, który z powierzonego mu zadania wywiązuje się bardzo dobrze. Ułatwienie było takie, że nic nie mówi, więc odpada ryzyko, że będzie klepał swoje kwestie bez żadnych emocji. Więcej za to musi zagrać mimiką i jak najbardziej sobie z tym radzi. Aktorsko jest dobrze.
Trochę gorzej z elementami horroru. Nie powiem, mroczny klimat momentami jest całkiem przyjemny. Szczególnie gdy na ekranie widzimy dżina w jego naturalnej postaci lub bohater zmaga się z dość przerażającą postacią swojej zmarłej matki. Napięcie generuje głównie sama ucieczka przed napastnikiem i zabawa w chowanego. Ale te elementy w drugiej części filmu dawkowane są na tyle często, że trochę tracą swoją moc. Choć nabierają rumieńców pod koniec filmu. Ciekawym zabiegiem jest też konfrontacja bohatera, który nie mówi, z napastnikami, którzy nie widzą. Otóż twórcy wymyślili sobie, że zmarli, w których wcieli się tytułowy duch, są niewidomi. Niby fajnie, ale są jednak momenty, gdy taka koncepcja dość wyraźnie rwie się w szwach.
Nie będę ukrywał, że “Dżin” jest horrorem takim sobie. Ma kilka ciekawych elementów, które całkiem nieźle wyglądają na ekranie, ale cały czas mamy wrażenie obcowania z kinem klasy B. To oczywiście nie musi być wadą, ale w tym przypadku seans nie daje tej radości, której można się spodziewać po niektórych przedstawicielach tej kategorii. Jest całkiem poprawnie i w sumie nawet się nie nudziłem, ale niedosyt jednak pozostał.