Drzwi do piekła
Tytuł oryginalny: Al Tercer Día, On the 3rd Day
Reżyseria: Daniel de la Vega
Obsada: Mariana Anghileri, Arturo Bonín, Diego Cremonesi
Scenariusz: Alberto Fasce, Gonzalo Ventura
Kraj pochodzenia: Argentyna
Rok powstania: 2021

Argentyna nie jest jasnym punktem na mapie horroru, ale i tam takie produkcje powstają. “Drzwi do piekła” to jedna z nich. Choć akurat tytuł pod jakim film występuje w Polsce, niekoniecznie oddaje brzmienie oryginalnego “Al Tercer Día”, co lepiej byłoby przetłumaczyć jako “Trzeciego dnia”. Miałoby to też więcej wspólnego z fabułą.
Ta rozpoczyna się od wypadku samochodowego, a potem akcja przenosi się właśnie trzy dni później. Bohaterka trafia do szpitala, nie pamięta wszystkiego z ostatnio minionych godzin, a jej syn zaginął. Drugi uczestnik zdarzenia drogowego stracił swój ładunek. Co się stało z dzieckiem? Co było w skrzyni? I o co w tym wszystkim chodzi?
Pytań od początku mamy sporo, a na odpowiedzi będzie trzeba trochę poczekać. To jest plus filmu. Jest tu trochę niewiadomych, które będą się wyjaśniały wraz z rozwojem fabuły. Taki sposób ukazania wydarzeń nawet wciąga. Angażuje widza i sprawia, że nie jest to prosto podana opowieść, a pewne elementy trzeba sobie ułożyć samemu. Tego, co tu jest zagrożeniem możemy się dosyć wcześnie domyślić, ale nie na sto procent. Twórcy bardzo długo nie mówią tego wprost, choć pozostawiają pewne wskazówki.
W zalewie obrazów, w których mocno korzysta się z licznych cyfrowych efektów specjalnych, “Drzwi do piekła” jawią się nieco archaicznie, ale i taka analogowa oprawa ma swój urok. Dużo tu zabawy światłem. Gdy mamy skupić się na jakimś elemencie, oświetlenie w tle gaśnie. Jak wypada się wpatrywać w oczy bohatera, to te zostaną odpowiednio podświetlone. Gdy poznamy zło, które tu się czai, to będzie to gość w kostiumie, nie cyfrowo upiększony aktor. Całkiem zresztą niezłym kostiumie.
Wspomniana archaiczność widoczna jest również w samym sposobie snucia przedstawionej opowieści oraz grze aktorskiej. O ile główna bohaterka daje radę, tak towarzyszący jej na ekranie aktorzy, to raczej poziom przeciętnej telenoweli. Nie przeszkadza to jakoś bardzo, ale i nie urzeka. Fabuła rozwija się na tyle powoli, że momentami wkrada się nuda. Pod koniec co prawda odpowiednio przyspiesza, ale zanim do tego dojdzie można kilka razy ziewnąć. Momentami brakuje też odpowiedniej dynamiki, zarówno samej opowieści jak i sposobowi jej ukazania.
“Drzwi do piekła” to nie do końca udany film, ale na pewno może przypaść do gustu miłośnikom filmów z lat osiemdziesiątych, czemu pomoże wspomniana już wcześniej nie do końca współczesna realizacja niektórych elementów. Skutkuje ona pewnym specyficznym klimatem, który trochę mi się kojarzy z tym znanym z obrazów sprzed trzech dekad. Również sam sposób snucia opowieści zaliczam na plus, choć sporo tu przestojów, które trochę męczą. Za to nie dostajemy wszystkiego od razu i można trochę pogłówkować. Mimo wszystko po seansie nie do końca czułem satysfakcję, ale i strata czasu też to nie była. Ot, taki tam średniak.