Zwłoki
Tytuł oryginalny: Digging to Death, What's Buried in the Backyard
Reżyseria: Michael P. Blevins
Obsada: Ford Austin, Rachel Alig, Tom Fitzpatrick, Richard Riehle
Scenariusz: Michael P. Blevins
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2021

Kupujecie dom. Używany. Nie wiadomo czemu, nie ma szamba. Może poprzedni właściciele nie potrzebowali, kto ich tam wie. Zatrudniliście ogrodnika by położył wam trawę, ale wcześniej musicie wykopać dół na nieczystości. Postanawiacie zrobić to samemu, bo pracujecie w firmie produkującej grę komputerową, macie szansę na duży awans, a taka praca fizyczna przypomina wam młodzieńcze lata spędzone z ojcem. Postanawiacie zrobić to samemu. Że niby bez sensu? Nie wiem. Nie znam się. Piszę jak jest. Gdy kopiecie ten dół, natrafiacie na wielką skrzynię. Trzy centymetry pod piachem. Skoro tak płytko, to pewnie nie ma w niej nic szczególnego do ukrycia, prawda? No, nie koniecznie. W środku jest trup oraz trzy i pół miliona dolarów. Co robicie?
Tak z grubsza wygląda fabuła horroru “Zwłoki”. Brzmi naciąganie? Owszem. Sama realizacja również taka jest. Do tego stopnia, że we wspomnianej skrzyni pieniądze raz są w worku na śmieci, a raz nie. Nie wiem, może zabrakło ujęć i montażysta kleił z tego co miał. Aktorsko jest poniżej przeciętnej, w porywach do tak sobie. Podobny poziom trzymają również dialogi oraz charakteryzacja. Chociaż ta ostatnia ogranicza się głównie do tytułowego rekwizytu. Trup leży sobie w skrzyni, by od czasu do czasu nastraszyć naszego bohatera, który powoli wpada w paranoję. Niby nic dziwnego, skoro widzi się chodzące zwłoki, a w szafie trzyma się górę pieniędzy, ale najbardziej cierpi na tym widz. Z biegiem czasu, wydarzenia na ekranie są coraz bardziej bez sensu, a kalejdoskop absurdu tylko się rozkręca. Może tak miało być. Może to celowe. Pewnie tak. Niekoniecznie ciekawe.
Paranoja bohatera wkrótce przemienia go z porządnego obywatela i pracownika w morderczego frustrata, który wali kijem baseballowym w każdego, kto pojawi się na jego progu. Tu pojawia się nieco czarnego humoru, co lekko ożywia seans. Nie dodaje mu sensu, ale jakiś tam powiew świeżości wnosi. Lekko stęchły, ale zawsze.
“Zwłoki” też nie straszą. Przynajmniej nie w takim sensie, jakiego spodziewamy się po horrorze. W końcu głównie leżą w skrzyni, z której tylko sporadycznie raczą wyjść by stanąć nocą w oknie lub w ciągu dnia wyprowadzić bohatera z równowagi. No dobra, jest jedna w miarę klimatyczna scena, ale zgrana do tego stopnia, że nikogo ani nie zaskoczy, ani tym bardziej nie przerazi.
Ja wiem, że budżet był nie za duży. Momentami nawet miałem wrażenie, że coś z tego filmu będzie, ale ilość absurdu na ekranie, dziur w scenariuszu i scen zmontowanych na ślinę jest tak duża, że po seansie czułem wyraźny zawód. Może nie na tyle duży, żebym film zdecydowanie odradzał, ale do seansu nie zachęcam. A, no i wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, a zakończenie choć jest zupełnie bez sensu, spokojnie daje się przewidzieć. Taki paradoks.