Annabelle: Narodziny zła
Tytuł oryginalny: Annabelle: Creation
Reżyseria: David F. Sandberg
Obsada: Stephanie Sigman, Talitha Eliana Bateman, Lulu Wilson, Grace Fulton
Scenariusz: Gary Dauberman
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2017

“Annabelle” na ekrany weszła w 2014 roku. Film okazał się całkiem przyzwoitym horrorem i tylko kwestią czasu była premiera kontynuacji. Szczególnie, że uniwersum “Obecności”, z którego wywodzi się opowieść o nawiedzonej lalce, cały czas wydawało się być na topie. I tak w 2017 roku do kin wszedł film “Annabelle: Narodziny zła”. Prequel opowieści sprzed trzech lat.
Historia cofa się o kilka dekad i przedstawia nam pewną szczęśliwą rodzinę. Małżeństwo wraz z córką wydaje się wieść spokojne życie, do dnia gdy ich pociecha ginie w nieszczęśliwym wypadku. Dwanaście lat później, to ich domu wprowadza się zakonnica wraz z grupką osieroconych dziewcząt. Dom nie tętni już życiem jak dawniej, ale dzięki nowym lokatorom może się to zmienić. I początkowo wszystko wydaje się ku temu zmierzać, aż do pewnej nocy, kiedy jedna z dziewczynek w zazwyczaj zamkniętym pokoju, odnajduje ukryte pomieszczenie, a w nim zamkniętą lalkę. Zło zaczyna zbierać przerażające żniwo.
Jak głosi tytuł, w tej odsłonie powinniśmy poznać narodziny zła, czyli dowiedzieć się, czemu tytułowa lalka jest nawiedzona. Istotnie tak jest, ale zanim wszystkie fakty zostaną wyciągnięte z reżyserskiego rękawa, upłynie prawie cały seans. Choć pewnych kwestii możemy się domyślać. W końcu małżeństwo, które poznajemy na początku, po śmierci córki, na pewno starało się poradzić sobie jakoś ze stratą. To są słuszne domysły, ale na wyjaśnienia trzeba będzie poczekać. A i te gdy padną z jednej strony nie są zbyt szczegółowe, a z drugiej jakoś nie do końca pasowały mi do bohaterów.
W każdym razie, zanim dojdzie do wspomnianych wyjaśnień, spędzimy trochę czasu z naszymi sierotami. Jak to w horrorach najczęściej bywa, początek jest spokojny by z biegiem czasu atmosfera gęstniała, a twórcy raczyli widza coraz mocniejszymi momentami. Nie inaczej jest w tym przypadku. Choć trzeba przyznać, że od samego początku czuć tu całkiem fajny klimat, któremu pomaga wielki dom gdzieś na odludziu, poczucie tajemnicy i kilka ładnych widoków. Twórcy straszą widza na wiele sposobów. Czasem jest to niepokojący widok lalki, innym razem coś dzieje się w tle za bohaterami. Nie brakuje też wyraźnej manifestacji zła i całkiem klimatycznych scen gdy coś czai się w mroku, ale nie widzimy co to dokładnie jest. Co najwyżej możemy skupić wzrok na błyszczących w mroku oczach. To są bardzo klimatyczne momenty, które mocno przypadły mi do gustu. Nie brakuje też kilku bardziej makabrycznych scen. Ukrzyżowany korpus przybity do ściany? Tak, znajdzie się i taki, choć muszę zauważyć, że nie zobaczymy samych wydarzeń jak do tego doszło, a już sam efekt końcowy. Nie ma tu epatowania krwią, a raczej skupienie się na mrocznym klimacie.
Na ekranie sprawdza się także grupka bohaterów. I mam tu na myśli zarówno nowych mieszkańców domu, jak i tych starszych. Nie mam nic do zarzucenia odtwórcą poszczególnych ról, a sprawna realizacja pozwala cieszyć się seansem bez żadnych rozpraszaczy. Technicznie jest to dobra robota.
Podczas seansu miło jest wyłapywać małe mrugnięcia okiem do widza, nawiązujące do innych produkcji z tego uniwersum. Na przykład w pewnym momencie pan domu podnosi zdjęcie zakonnicy z jej koleżankami. Pod odpowiednim kątem widać na nim jeszcze jedną postać, która jednoznacznie kojarzy się z pewną siostrą, która po pojawieniu się w jednej z części “Obecności”, dostała także własny film. Lubię takie zabiegi.
Nie będę też ukrywał, że polubiłem także “Annabelle: Narodziny zła”. To solidny straszak dla widzów lubiących wszelkie opowieści o opętaniach. Film trzyma na pewno poziom jedynki, a może nawet w niektórych momentach wypada od niej lepiej. Lalka daje radę, sceny grozy mogą się podobać, a całość ogląda się z zainteresowaniem. Może poświęciłbym więcej czasu samej genezie straszydła, ale i tak to co dostajemy może satysfakcjonować. Warto sięgnąć, a nawet trzeba jeśli podobała Ci się “Annabelle”.