X
Tytuł oryginalny: X
Reżyseria: Ti West
Obsada: Mia Goth, Jenna Ortega, Brittany Snow, Kid Cudi
Scenariusz: Ti West
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2022

Lata siedemdziesiąte w Ameryce kojarzą się nam zazwyczaj z rewolucją seksualną w obłoku narkotycznych wyziewów. I może to trochę krzywdzące, ale ze stereotypami tak już jest. Ti West zresztą w swoim filmie “X” nie ucieka od takiego podejścia. Serwuje je w pełni okazałości, mrugając do widza znającego historię slasherów.
Ekipa filmowa zamierza zrealizować film porno. Ale taki trochę bardziej ambitny. Z jakimś szczątkowym scenariuszem. Przynajmniej według reżysera/scenarzysty/kamerzysty. Producentowi w sumie wszystko jedno, a aktorzy i tak wiedzą jakie jest ich zadanie. Warto jednak ciąć koszty, więc zamiast studia filmowego wynajmują sobie nocleg gdzieś na bezdrożach Teksasu, u pewnego starszego małżeństwa. Oczywiście nie informując właścicieli o celu ich wizyty. Ci jednak też mają swoje za uszami.
To co jako pierwsze rzuca się w oczy, to kadrowanie. Jest naprawdę wyśmienite. Generalnie warstwa wizualna, praca kamery, zabawa kolorami oraz odpowiednie efekty, które czasem mają nam dać posmak obrazu z tamtych lat, są wzorowe. Za to duży plus.
Fabularnie nie jest to też głupi slasher. Widać, że scenarzysta chciał tu coś powiedzieć. O roli seksualności w naszym życiu. O przemijaniu czy ambicji, które towarzyszą nam w dniu codziennym. O pogodzeniu się z tym co już minęło oraz akceptacji siebie samego. Czy chociażby o miłości. Jak na slasher, całkiem sporo treści.
Muzyka też daje radę. Doskonale współgra z obrazem jak i przedstawionymi realiami.
Wreszcie, co nas fanów tego podgatunku horroru cieszyć powinno najbardziej, zacnie prezentuje swoje bardziej krwawe oblicze. Jasne, fabuła od początku rozwija się pomalutku, ale już widok rozjechanej na autostradzie krowy zwiastuje przyszłe smakołyki. Gdy ma być brutalnie, tak jest. Gdy ma być krwawo, też tak jest. Przy tym dosadnie i momentami z przytupem. Jest na czym wzrok zawiesić, szczególnie, że i aktorki cieszą oko, a tematyka filmu w filmie też daje miejsce do prezentowania ich wdzięków. Jednak przedstawione są one ze smakiem.
Warto też zwrócić uwagę, że niektóre sceny są dość… niekomfortowe? Nasza para staruszków, bo jak nietrudno się domyślić to oni są tu mordercami, na ekranie wyprawia czasem takie rzeczy, że ciężko na to patrzeć. W końcu zdecydowanie milej spogląda się na jędrne młodzieńcze ciało niż… zresztą, zobaczycie sami. W sumie chcąc nie chcąc budzi to pewne emocje, za co też generalnie można przyznać plusik.
Nie brakuje tu smaczków dla fanów gatunku. Weźmy choćby obowiązkową wizytę na stacji benzynowej na początku filmu. Kłania się “Teksańska masakra piłą mechaniczną”. Niby małe mrugnięcie okiem, ale podkreśla świadomość twórców. I fajnie.
Niestety sama akcja nie do końca przykuwa. Może na początku rozwija się trochę za wolno. A może problem leży gdzieś indziej, ale trudno było mi się wciągnąć w ten film. Niby nie miałem ochoty go wyłączyć, ale coś nie do końca mi tam zagrało. Szczególnie, że reżyser nie stroni też od bardziej artystycznych zagrań. Fakt, nie ma ich dużo, ale taniec babci po pierwszym morderstwie… ech, można byłoby go sobie odpuścić. A przykładów jest więcej.
I dlatego mam trochę z “X” problem. Niewątpliwie jest to udany slasher. Jest też całkiem charakterystyczny. Nie podeszły mi jednak pewne zagrania, powiedzmy bardziej artystyczne. Tak samo jak pomysł na morderców. Ale podejrzewam, że to kwestia osobistych preferencji. Ja filmowi dałem szansę i nie żałuje, ale jednak pewien niesmak mi pozostał. Myślę jednak, że warto sprawdzić i samemu się przekonać. Na pewno jest to obraz świetnie zrealizowany i choćby dla warstwy wizualnej warto poświęcić mu trochę czasu.