Karzeł 4
Tytuł oryginalny: Leprechaun 4: In Space
Reżyseria: Brian Trenchard-Smith
Obsada: Warwick Davis, Jessica Collins, Brent Jasmer, Guy Siner
Scenariusz: Dennis A. Pratt
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 1996

Zanim w kosmosie zaczął mordować Jason Voorhees (Jason X), to pięć lat wcześniej szalał tam “Karzeł”. Tak, czwarta odsłona serii przenosi widza między gwiazdy i choć film opinie ma mocno nieprzychylne, to kurcze, mi się podobało.
Fabuła nie jest zbyt odkrywcza. Mamy XXI wiek. Towarzyszymy jednostce kosmiczny marines, której misja polega na złapaniu kosmity. To nie do końca się udaje, a wcześniej rozczłonkowany karzeł, dostaje się na pokład naszych dzielnych komandosów i dość szybko zaczyna dawać im się we znaki. Oczywiście nie przybył tam bezinteresownie. Chce odzyskać swój skarb i ukochaną. A jak się dostał na statek? To trzeba zobaczyć.
Dorzućmy jeszcze, że marines są zatrudnieni przez pewnego szalonego, choć genialnego (przynajmniej w swoim mniemaniu) naukowca. A ten ma swoje ukryte cele.
Kicz? Och, momentami aż się wylewa z ekranu.
Sztampa? No ba. Bardziej sztampowych żołnierzy ze świecą szukać.
Kiepskie efekty specjalne? Jak najbardziej. Wystarczy rzucić okiem na przygotowane przez jakiegoś licealistę animację komputerowe kosmiczneog statku. Albo powiększonego karła, który momentami gubi ostrość.
Da się to ogląda? Ja bawiłem się świetnie.
No właśnie. O ile “Karzeł 3” wymęczył mnie okropnie, tak jego następca wyraźnie wypada lepiej. Nawet mogę powiedzieć, że podczas seansu świetnie się bawiłem, a to nie jest zbyt popularna opinia w internetach.
Jasne, film jest kiczowaty, ale w taki sposób, który lubię. Szalony naukowiec nie kryje się ze swoim szaleństwem, a jego wygląd… powiedzmy, że pułkownik Gruber z “Allo, Allo!” (tak, gra tu Guy Siner) już nie jeździ swoim małym czołgiem, a wręcz się nim stał. Komputerowe efekty specjalne są fatalne, ale te bardziej analogowe wypadają już lepiej. Przemiana naszego naukowca pod koniec filmu warta jest zobaczenia. W karła po raz kolejny wciela się Warwic Davis, więc pod tym względem jest dobrze. Choć bohat…, wróć, antybohater już nie rymuje tak jak we wcześniejszych filmach. Ale charakter mu się nie zmienił. Żołnierze to żołnierze i nie oczekujcie po nich jakiejś finezji. Za to ich dowódca. Pół czaszki ma z metalu i swoje kwestie wypowiada krzykiem. Ciężko go nie polubić. Jeśli natomiast jesteście już zmęczeni poprawnością współczesnych filmów, to “Karzeł 4” może być miłą odmianą. Bohaterki są twarde, ale latają półnago. Jak pojawia się drag queen to dla zgrywy, nie dla szerzenia jakiejś propagandy. No i ostatecznie nie brakuje humoru. Karzeł z mieczem świetlnym to taki oczywisty przytyk do “Gwiezdnych wojen”. I chyba nie jedyny bo nasi kosmiczni marines najwyraźniej uczyli się strzelać od tamtejszych szturmowców. Nie są w stanie w nic trafić.
Grozy nie czuć prawie wcale. Krwawych efektów też brak. Pod tym względem jest lekki zawód. Choć parę trupów pada. jednak w takiej formie, wiecie 13+. Żeby rating za bardzo nie poleciał.
I ja ten film kupuję. Bawiłem się przednio i choć przyznam, że pod koniec czułem już delikatne zmęczenie, to i tak nie miałem ochoty przerywać seansu. Całość jest głupia i płaska, ale momentami tak radosna, że aż chce się ogląda dalej. I wydaje mi się, że albo trzeba go przyjąć w dobrodziejstwem inwentarza, albo pozostanie znienawidzić. Mi, jak wspomniałem już na wstępie, podobało się. Choć oczywiście nie jest to arcydzieło.