Odejdź!
Tytuł oryginalny: Leave
Reżyseria: Alex Herron
Obsada: Alicia von Rittberg, Herman Tømmeraas, Stig R. Amdam, Ellen Dorrit Petersen
Scenariusz: Thomas Moldestad
Kraj pochodzenia: Norwegia
Rok powstania: 2022

Horror jako gatunek jest dosyć pojemny. Może kryć w sobie komedię, dramat czy kryminał, ale wyzwaniem jest zachowanie odpowiedniego balansu. Takiego operowania poszczególnymi składowymi, żeby powstał film spójny, ale i charakteryzujący się własnym ciężarem. Straszny, ale i zabawny/poruszający/intrygujący. Niepotrzebne skreślić w zależności od wybranego połączenia. “Odejdź!” łączy grozę ze skandynawskim kryminałem. Z jakim skutkiem?
Na amerykańskim cmentarzu zostaje znalezione porzucone niemowlę. Dziewczynka. Owinięta w kocyk z satanistycznymi symbolami, a na szyi ma zawieszony wilczy krzyż. Na szczęście w porę zostaje odnaleziona i trafia pod troskliwą opiekę.
Dwadzieścia lat później, Hunter łączy kropki i na podstawie znalezionych przy niej rzeczy oraz testu DNA wyrusza do Norwegii szukać swoich korzeni. Ale prawda jaką odkryje, niekoniecznie zwiastuje szczęśliwe zakończenie.
“Odejdź!” charakteryzuje się mroczny klimatem. To na pewno. Kadry często są ciemne. Niebo zazwyczaj jest zachmurzone, a sceny nocne rozświetlone niewielkim źródłem światła. Tempo akcji, choć momentami potrafi przyspieszyć, to nie można powiedzieć by było pospieszne. Fabuła rozwija się własnym, niespiesznym torem, kamera robi wolne najazdy, a bohaterowie do najenergiczniejszych nie należą. Nie mogło też zabraknąć deszczu i mgły. Ot, taki skandynawski klimat. I nie ma co na niego narzekać, bo buduje całkiem przyjemną atmosferę. Trochę taką odludną i surową.
Nie gorzej wypada też fabuła. Sam pomysł wyjściowy nie wydaje się szczególnie wyeksploatowany, a scenariusz z czasem odsłania kolejne karty, które skutecznie przykuwają uwagę. Bohaterowie pokazują swoją drugą naturę, a widz może na spokojnie skonfrontować swoje przypuszczenia z przedstawionymi wydarzeniami. Bo nie oszukujmy się, nie wszystkie twisty zagrały i kilka z nich jest do przewidzenia. Niemniej opowieść całkiem przyjemnie nabiera rumieńców i meandruje w kierunku, który może zaskoczyć. Wreszcie mamy tytuł, który w jego oryginalnym brzmieniu można interpretować dwojako, co zostało odpowiednio wykorzystane. Niestety w polskim przekładzie ten element traci na znaczeniu.
Mroczny klimat to jeszcze nie horror, a skoro “Odejdź!” należy do tego gatunku, to przejdźmy do mięska. Tu niestety czeka nas zawód. Owszem, mamy jakąś nadprzyrodzoną postać, która wyraźnie powiązana jest z wilczym krzyżem, który znajduje się w posiadaniu bohaterki. Od czasu do czasu przewinie się ona gdzieś w tle, tajemniczo uchylą się drzwi lub Hunter wybudzi się z krzykiem z sennego koszmaru. Warstwa grozy jest spójna i ładnie wpleciona w fabułę, ale raczej stanowi tło, a jej forma jest zgrana do bólu. Bać się nie ma czego. Chyba, że chrześcijan.
No właśnie. Mam wrażenie, że religia chrześcijańska w Skandynawii nie ma się za dobrze, i ostatnimi czasy stała się trochę takim chłopcem do bicia. Wiadomo, Jezus to nie wszechojciec Odyn i można chrześcijaństwo tu i tam poszturchać, ale powoli zaczyna się to już robić nudne.
Tak czy inaczej, “Odejdź!” okazuje się przeciętnym horrorem, ale za to całkiem niezłym kryminałem. Jako fan grozy czuję lekki zawód, ale w sumie fabuła mi się podobała, klimat też i sam film jako taki odebrałem pozytywnie. Skandynawska nutka dodaje mu charakteru i nawet jeśli pod koniec zaczyna się delikatnie ciągnąć, to nie miałem ochoty przerywać.