Karzeł 5

Tytuł oryginalny: Leprechaun in the Hood

Reżyseria: Rob Spera

Obsada: Warwick Davis, Ice-T, Rashaan Nall, Anthony Montgomery, Red Grant

Scenariusz: Doug Hall, John Huffman

Kraj pochodzenia: USA

Rok powstania: 2000

Karzeł 5 - okładka

O ile w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych gdy twórcom brakowało już trochę pomysłu, przenosili akcję w kosmos, równie chętnie jak rok temu producenci różnego rodzaju napojów sięgają po smak mojito, tak w okolicach milenium, bardziej modne stało się sięganie do kultury hip-hop. I taką drogą podążył też “Karzeł”, seria, która czwartą częścią wybrała się do gwiazd, by w piątej odsłonie powrócić na Ziemię i przebrać się w szerokie spodnie i jeszcze szersze bluzy.


Trójka czarnoskórych bohaterów marzy o karierze MC i wygraniu konkursu w Las Vegas. Niestety ich sprzęt idzie z dymem, a w kieszeniach pusto. Po obskoczeniu pobliskich lombardów, w których nic nie udaje im się ugrać, postanawiają skorzystać z pomocy lokalnego gangstera. Ale i tu nie wszystko idzie po ich myśli. Za to kiełkuje pomysł rabunku. Głupi i stojący w opozycji z ich przekonaniami, jednak jak nie ma innego wyjścia, to co zrobić? Pech chce, że podczas akcji uwalniają Karła, a ten chce odzyskać swoje złoto.


Powiedzmy, że pomysł wyjściowy jest nawet nie głupi. Hip-hop to rymy, a nasz czarny charakter wypowiada się rymowankami (poza czwartą odsłoną serii, gdzie ten element zaniedbano). To nawet pasuje. A i w okolicach roku 2000 kultura rapu osiągała swoje szczyty, to i wplecenie jej do filmu, wydawało się dobrym pomysłem. I spoko, nawet to nieco odświeżające.


Tylko mógłby ktoś jeszcze napisać sensowny scenariusz.


Nie oszukujmy się. Historia w “Karzeł 5” jest prosta jak taktyka naszej reprezentacji w piłce kopanej. Za grosz w tym finezji, a ciekawych pomysłów tyle co kot napłakał.


Jednak nie fabułą ta seria żyje, choć trzeba przyznać, że uniwersum tytułowej pokraki nieco tu rozwinięto. Otóż pojawia się naszyjnik, który zamienia Karła w kamień. Jest też magiczny flet (choć to bardziej taka fujarka), który skupia na użytkowniku całą uwagę słyszących jego dźwięk, co skrzętnie będą chcieli wykorzystać nasi bohaterowie. Wreszcie są też zombie lafiryndy, choć bardziej z nich lafiryndy niż zombie, ale wcześniej ich nie było. No i co ciekawe, powraca motyw z czterolistną koniczyną, która świetnie przecież komponuje się z marihuaną.


W filmie nie brakuje humoru, który w początkowej fazie zwiastuje katastrofę, na szczęście nie zostaje to bardziej rozwinięte. Jasne, zdarzają się mniej lub bardziej udane żarty, ale są one dobrze wkomponowane i poza sceną otwierającą nie kłują w oczy. Jest także dosyć krwawo, bo seria raczej unikała epatowania gore, a tu nie tylko trafi się oderwany palec, ale nawet przebicie ludzkiego ciała i obserwowanie świata przez powstały otwór. Nic bardzo brutalnego, ale jednak warto odnotować, że pod tym względem jest odważniej.


Sam film ogląda się całkiem przyjemnie. Prosta fabuła, kilka żartów, trochę ganiania się po różnych zaułkach i kilka hip-hopowych numerów w tle. W jednej scenie pojawia się Coolio, a jedną z ról gra Ice-T. Wszystko oblane grubą warstwą raperskiego sosu. Jeśli ktoś lubi te klimaty, lub dwadzieścia lat temu nosił szerokie spodnie, może sobie dodać plusik do oceny końcowej. Nie da się jednak ukryć, że niektóre sceny wplecione są bez pomysłu. Np. pierwsza i druga z użyciem fletu. Wyglądają słabo. A to tylko przykład pierwszy z brzegu.


Przyznam, że na poprzedniej części, choć dużo bardziej kiczowatej, bawiłem się lepiej. Nadal jednak uważam, że trzecia odsłona jest tą najgorszą. Piątka wypada przyzwoicie, ale nic ponadto. Da się obejrzeć, nawet momentami przykuwa uwagę (lafiryndy), ale nie jest to wiekopomne dzieło.

underluk

GORE

3

STRACH

2

OCENA

4

Jeśli podobają Ci się zamieszone materiały albo chcesz po prostu wesprzeć jakoś działalność strony, będzie mi bardzo miło, jeśli dorzucisz się do kawy.

Postaw mi kawę na buycoffee.to