Martwe zło: Przebudzenie
Tytuł oryginalny: Evil Dead Rise
Reżyseria: Lee Cronin
Obsada: Alyssa Sutherland, Lily Sullivan, Morgan Davies, Gabrielle Echols
Scenariusz: Lee Cronin
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2023

“Martwe zło: Przebudzenie” już od pierwszego momentu nie pozostawia złudzeń, z jaką serią mamy do czynienia. Ta pełzająca kamera jest nie do pomylenia. A wstęp to tylko przystawka przed daniem głównym.
Fabuła w filmie nie jest szczególnie rozbudowana. Ot kamienica, która w ciągu miesiąca ma zostać wyburzona i zamieszkujących ją kilka osób. My skupimy się na matce z trójką dzieci, którą odwiedza siostra. Gdy dochodzi do małego trzęsienia ziemi, trójka niepełnoletnich bohaterów znajduje się w podziemnym parkingu. Wstrząs odkrywa ukryty skarbiec (dawniej był tam bank), a w nim kilka starych płyt winylowych (pomińmy fakt, że winyle pojawiły się 20 lat później niż data ich wytłoczenia) i jeszcze starszą księgę. Gdy jeden z bohaterów w tajemnicy odtworzy nagranie ze złowieszczą inwokacją, do budynku zostaje przywołane pradawne zło, które w pierwszej kolejności wcieli się w matkę. Rozpocznie się nierówna walka o przetrwanie.
Prosto i klasycznie. A proste rozwiązania zazwyczaj są najlepsze.
Nie będę ukrywał, że historia opowiedziana w filmie zmieściła się pewnie na jakichś dwudziestu stronach scenariusza. Z czego połowa to dialogi. Momentami miałem wrażenie, że scenopis był właściwie niepotrzebny. Bo i po co? Chyba tylko dla zapamiętania ilości makabry i prawidłowej jej kolejności.
Oj, tak. “Martwe zło: Przebudzenie” to krwawy i brudny horror. Już samo miejsce akcji straszy półmrokiem i nie najlepszym stanem technicznym, ale w sumie jak ma wyglądać budynek, który wkrótce zostanie wyburzony. Za to makabra daje o sobie znać już w samym otwarciu filmu, a potem pozwala tylko na chwilę wytchnienia by widz mógł poznać bohaterów. Widzimy też księgę umarłych, która prezentuje się całkiem okazale, a wypełniające ją rysunki tylko podsycają jej przeklęty charakter. Gdy już przyzwyczaimy się do bohaterów, rozpoczyna się festiwal krwi. A tej leje się mnóstwo. Im bliżej końca tym więcej posoki. Istny basen. Choć i ten w pewnej formie też się właściwe znajdzie.
Mam wrażenie, żę scenariusz w tym filmie jest tylko szkieletem dla coraz bardziej odjechanych akcji. Opętani prezentują się odpowiednio. Brudne zęby, przeklęte oblicze, nadprzyrodzony głos. Nie ma litości ani dla dorosłych, ani dla dzieci. Każdy może paść tu trupem by po chwili powrócić w odmienionej formie. Akcja pędzi na złamanie karku i właściwie poza krótkimi momentami, nie daje wytchnienia. Ale też nie nudzi. Za co niewątpliwy plus. Nieźle wypadają groteskowe efekty specjalne. Wszelkie przemiany i sceny gore są zacne. Brud dookoła dodaje klimatu. Kamera odpowiednio przedstawia dziejące się na ekranie wydarzenia, a widok przez wizjer w drzwiach całkiem nieźle urozmaica kadrowanie.
Mało tu jednak momentów, które starszą inaczej niż wprost. Jasne widok opętanej osoby sam w sobie jest straszny. Poszczególne sceny też nie są komfortowe dla widza, ale brakowało mi trochę takiego lęku zaszytego gdzieś pod skórą, który nie jest taki oczywisty, ale sprawia, że włos jeży się na karku. “Martwe zło: Przebudzenie” to nie taki film. To jazda bez trzymanki, która nie sili się na żadne subtelności. Jest jak cios obuchem między oczy.
I ja to kupuję.
Choć przedstawione w filmie wydarzenia nie dzieją się w leśnej chatce gdzieś na odludziu, to zadziwiająco nic to nie zmienia. Przez cały seans doskonale czuć uniwersum w jakim osadzona jest ta historia. Co chwilę dostajemy jakiś smaczek, kojarzący się z serią i choć można by powiedzieć, że bez Bruce’a Campbella to już nie to samo, to jakoś nie czułem jego braku. Film też mocno ogranicza slapstickowy humor, choć ten sam w sobie jest obecny. Tylko w bardziej mrocznej formie.
W efekcie “Martwe zło: Przebudzenie” choć opowiada prostą historię (jakby poprzednie filmy z serii miały skomplikowany scenariusz), okazuje się całkiem intensywnym i krwawym doświadczeniem. Innym niż trzy pierwsze filmy z serii, ale i czasy mamy inne. Mi się podobało i jeśli szukasz prostej, ale brudnej jazdy bez trzymanki, możesz sięgnąć.