Leprechaun powraca
Tytuł oryginalny: Leprechaun Returns
Reżyseria: Steven Kostanski
Obsada: Linden Porco, Taylor Spreitler, Pepi Sonuga, Sai Bennett
Scenariusz: Suzanne Keilly
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2018

“Leprechaun powraca” to już drugi remake serii o morderczym karle i z tego co na dzień dzisiejszy wiemy, nie ostatni bo właśnie szykowany jest trzeci. Ale póki co to pieśń przyszłości. W każdym razie po nieudanym “Leprechaun: Origins”, który próbował podejść do tematu w zupełnie nowej formie, ale poległ na tym po całości, tym razem powracamy do znanego nam już bohatera, choć nie wciela się w niego Warwick Davis, a Linden Porco. No i sam karzeł zmienił się kosmetycznie, ale to drobnostka. Ważne, że rymuje i morduje. Kolejność przypadkowa.
Ale zacznijmy od fabuły. Tym razem powracamy do miejsca znanego nam z pierwszej części. Domek na farmie, do którego przyjeżdża córka bohaterki z jedynki, ma stać się siedzibą uniwersyteckiego bractwa. Cztery dziewczyny widać, że są zaangażowane (mniej lub bardziej) w swoje zajęcie, a ich światopogląd wyraźnie kieruje się w stronę girl power i ochrony planety. Spoko. Pech chce, że studni na podwórku spoczywa mordercza istota, która wkrótce wyrwie się na wolność i nadal chce odzyskać swoje złoto.
I ten powrót, też korzysta z motywu, który znamy z pierwszej części. Ozzy powraca, choć nie na długo. W każdym razie, odniesienia do “Karła” są fajne i pożądane. Zawsze to miłe mrugnięcie okiem do fanów.
Film jest całkiem ok. Po jak już wspomniałem we wstępie, kiepskim pierwszym remaku, tym razem twórcy nie kombinują i sięgają po doskonale znane i lubiane motywy. Powrót na stare śmieci jest udany. Karzeł nie zapomina o swoich rymowankach, nadal jest uczulony na koniczynę i powraca nawet motyw butów. Dostajemy to, czego możemy się spodziewać, ubrane w bardziej współczesne szaty i taki sobie scenariusz.
No właśnie. Fabuła nacechowana jest feminizmem, więc nie zdziwcie się, że kilka nastolatek ogarnia wszystko, a koleś nie jest w stanie poradzić sobie z turlaniem beczki. Takie czasy. Ale historia opowiedziana w filmie nie jest szczególnie wysokich lotów. Za powroty do pierwszej części plus, ale reszta momentami nie do końca się klei, choć wywiązuje się z zadania. A na czym ono polega? Ano na daniu przestrzeni leprechaunowi.
Ten jest w formie. Choć gra go inny aktor, radzi sobie całkiem nieźle. Bywa brutalnie. Flaki na wierzchu, fontanny krwi, dekapitacja czy przecięcie człowieka w pół z góry na dół, odhaczone. Humoru jest jakby mniej, ale to plus bo niektóre z wcześniejszych części stały bardzo słabo pod tym względem. Znaczy żartów bywało dużo, ale rzadko były trafione. Tym razem jest ich mniej, więc i celność wypada lepiej. No i nasz antagonista nie jest ciągle odpychany, przewracany i poniewierany. Dodajcie do tego sporo scen dziejących się w mroku i dostajemy przyzwoity horror.
I taki jest też “Leprechaun powraca”. Przyzwoity. Powiedziałbym nawet, że bezpieczny. Po prostu zebrano motywy, które są rdzeniem tej serii, powrócono fabułą do pierwszej odsłony i dano nam jej kontynuację. I bardzo dobrze. To się sprawdza. Nie jest to wybitny horror, ale po prostu przeciętny film, który daje półtorej godzinki rozrywki, która powinna przypaść do gustu fanom serii. I czy potrzeba czegoś więcej?