Boogeyman
Tytuł oryginalny: The Boogeyman
Reżyseria: Rob Savage
Obsada: Sophie Thatcher, Vivien Lyra Blair, Chris Messina, David Dastmalchian
Scenariusz: Scott Beck, Bryan Woods
Kraj pochodzenia: USA
Rok powstania: 2023

Potwór w szafie to jeden z bardziej zdartych schematów w horrorze. Zawsze jest jakaś dziewczynka i uchylone drzwi, za którymi w mroku czai się jakieś zło. Jest też bohaterski rodzić, który zapala światło, udowadnia, że nie ma się czego bać i wychodzi z pokoju. A potwór zostaje. Drzwi od szafy się uchylają. “Boogeyman” atakuje. Trudno wyobrazić sobie bardziej typowy schemat.
I trudno wyobrazić sobie bardziej nijaki film.
Ojciec mieszka z dwiema córkami. Ich matka tragicznie zginęła i dziewczyny za nią tęsknią. Mąż zresztą też, choć stara sobie radzić ze stratą przy pomocy pracy. Jest terapeutą. Pewnego dnia odwiedza go nieznajomy, który nie był umówiony. Opowiada mu przerażającą historię, po czym wchodzi na piętro i popełnia samobójstwo. Od tego momentu, w mroku domu zaczyna się coś czaić.
Ten film to przykład maksymalnego średniaka. Z jednej strony ciężko tu się do czegoś przyczepić, ale z drugiej, zupełnie nie ma się czym ekscytować. Fabuła jest standardowa do bólu. Klimat całkiem przyjemny. Dość mroczny, a powolna opowieść nawet nieźle się w nim odnajduje. Aktorsko jest przyzwoicie, obrazki na ekranie całkiem mroczne, a sceny z potworem widzieliśmy już milion razy. Nic nie zaskakuje, wszystko jest przewidywalne, ale przynajmniej nie nudzi mimo w sumie nudnego początku.
Niestety nie za bardzo jest też czym się jarać. Potwór jak na dzisiejsze możliwości efektów specjalnych jest rozpaczliwie przeciętny. Fabuła dość prosta. Sceny grozy poprawne, ale oczywiste. Najfajniej wypada lampka w kształcie księżyca.
Rozwiązania fabularne też niczym nie zaskakują, a na domiar złego bohaterowie nie grzeszą inteligencją. Wszystko wydaje się tu podporządkowane półmrokowi. Niestety kosztem sensu. Jest tu tyle idiotycznych scen, że w pewnym momencie zaczynało mnie to już męczyć. Zło boi się światła, to lepiej nie zapalajmy lamp. Nie zginą od kilkudziesięciu strzałów ze strzelby? To kij hokejowy na pewno wystarczy. Serio?
Jak widzisz nie mogę powiedzieć, żeby “Boogeyman” był pozycją obowiązkową. Ot, taki przeciętniak, który spokojnie można sobie odpuścić, choć jak już nie ma nic innego pod ręką to i od biedy nada się na nocny seans. Nie mniej nie będzie to szczególnie pamiętna noc.