Dead Island
Tytuł oryginalny: Dead Island
Producent: Techland
Wydawca: Deep Silver / Koch Media / Techland
Premiera na świecie: 06 września 2011
Premiera w Polsce: 09 września 2011

Gier o eksterminacji zombie, ostatnimi czasy na rynku jest zatrzęsienie, ale tylko jedna rozgrywa się na rajskiej wyspie. “Dead Island” bo o niej mowa, swego czasu wypłynęła na szerokie wody dzięki udanemu trailerowi, który zrobił sporo szumu wokół tego tytułu, ale powiedzmy sobie szczerze, z grą wiele wspólnego nie miał. Reklama rządzi się jednak swoimi prawami, a wspomniane wideo spełniło swoją rolę znakomicie i wielu graczy z całego świata bacznie zaczęło się przyglądać projektowi, powstającemu we wrocławskim studio Techlandu. Czy było na co czekać?
Banoi to tropikalny raj. Pełen ekskluzywnych hoteli, basenów i ogólnie rzecz biorąc opływający w luksusy. Na wyspie czas płynie błogo i rozrywkowo. Gorzej jak po upojnej imprezie, obudzimy się w na pozór pustym hotelu. Dookoła nie ma żywej duszy, a po plaży biegają zombie, które rzucają się na wszystko, co żyje. Raj, zamienia się w piekło, a w samym jego środku znajduje się gracz.
Do wyboru mamy cztery postaci, które różnią się płcią, umiejętnościami i specjalnościami. I tak jeden bohater specjalizuje się w broni obuchowej, inny siecznej, a jeszcze inny palnej. Rozrywki to w gruncie rzeczy dużo nie zmienia, ale jednak faktem jest, że w pewien sposób urozmaica grę i czasem determinuje określone zachowania. Jednak bez przesady. Naszymi przeciwnikami będą głównie zombie (ale i gangi żywych czasem się trafią), a orężem w walce wszystko, co wpadnie nam w ręce, począwszy od wioseł, przez młotki, siekiery, granaty na karabinach kończąc. Czasem trafi się także wybuchająca beczka lub butla z gazem. Arsenał pozwala naszym przeciwnikom odcinać ręce, kończyny i głowy, łamać kości i generalnie zamieniać żywe trupy w ich martwe odpowiedniki. Jednak przed popadnięciem w radosną orgię masakry, powstrzymuje nas wytrzymałość narzędzi mordu, która szybko spada, przez co broń staje się mniej efektywna. Na szczecie nigdy jej nie brakuje, a ponadto możemy ją naprawiać oraz ulepszać w specjalnych punktach. Możemy tam też konstruować specjalne egzemplarze, ale wymaga to najpierw znalezienia ich planów oraz potrzebnych elementów. A szukać warto, bo dzięki temu możemy sobie skonstruować np. kij baseballowy nabijany gwoździami, zapalająca maczetę, czy pistolet zadający dodatkowe obrażenia od prądu. Zabawek jest sporo i miło się ich używa, jednak największa bronią jest czwórka naszych bohaterów, ponieważ jest odporna na wirusa i nawet pogryzieni, nie zmieniają się w zombie.
Przeciwnicy są różnorodni i w efekcie podczas naszych podróży po wyspie natkniemy się na kilka ich rodzajów. Jedni są na jeden strzał, innych natomiast będzie trzeba dobitniej przekonać do zejścia z tego ziemskiego padołu. Za walkę oraz wykonywane zadania, bo te ostatnie posuwają fabułę do przodu, otrzymujemy punkty doświadczenia, które możemy wydać w trzech drzewkach rozwoju. Wkraczamy tutaj na grunt typowy dla gier RPG, których elementy w “Dead Island” się znalazły. Dodaje to nieco głębi rozgrywce i całkiem ładnie komponuje się w całość.
Banoi oglądamy z oczu bohatera. Grafika prezentuje się przyzwoicie, a twórcy stworzyli na wyspie kilka urokliwych miejsc, które warto zobaczyć. Po świecie gry możemy przemieszczać się na własnych nogach, lub skorzystać z samochodów. Te ostatnie na pewno przyspieszają podróż oraz zapewniają względne bezpieczeństwo, ale ich prowadzenie jest mocno zręcznościowe i nieszczególnie przypadło mi do gustu. Za to możliwość rozjeżdżania zombie daje sporą frajdę.
“Dead Island” to piaskownica, która pozwoli nam zwiedzić luksusowe hotele, plaże, dżunglę, laboratoria i inne ciekawe miejsca, ale dostęp do nich, otrzymujemy wraz z rozwojem fabuły. A ta rozwija się wraz z wykonywanymi zadaniami, jakie dadzą nam spotkani ocaleni. Niestety historia opowiedziana w grze nie jest szczególnie wciągająca i zupełnie nie potrafiłem się w nią wciągnąć. Ale najgorsze, że z czasem do rozgrywki wkrada się monotonia i nuda. To jest chyba największa wada tej gry, która może sprawić, że gracz w pewnym momencie porzuci ten tytuł.
Generalnie “Dead Island” to gra, która wybija się ponad przeciętność, ale do tytułów z najwyższej półki trochę jej brakuje. Owszem, zombie zabija się fajnie i jest dosyć krwawo. Nastawienie na survival też jest na plus. Gorzej, że fabuła nie motywuje, a wkradająca się nuda sprawia, że grę skończyłem tylko dlatego, żeby ją skończyć, a nie dlatego, żeby się dowiedzieć co czyha na końcu. Brakuje także klimatu grozy, bo jednak same żywe trupy horroru nie czynią. Zagrać warto, ale nie kupowałbym w pełnej cenie.
Screeny do gry, zostały zaczerpnięte z serwisu gry-online.pl
Banoi to tropikalny raj. Pełen ekskluzywnych hoteli, basenów i ogólnie rzecz biorąc opływający w luksusy. Na wyspie czas płynie błogo i rozrywkowo. Gorzej jak po upojnej imprezie, obudzimy się w na pozór pustym hotelu. Dookoła nie ma żywej duszy, a po plaży biegają zombie, które rzucają się na wszystko, co żyje. Raj, zamienia się w piekło, a w samym jego środku znajduje się gracz.
Do wyboru mamy cztery postaci, które różnią się płcią, umiejętnościami i specjalnościami. I tak jeden bohater specjalizuje się w broni obuchowej, inny siecznej, a jeszcze inny palnej. Rozrywki to w gruncie rzeczy dużo nie zmienia, ale jednak faktem jest, że w pewien sposób urozmaica grę i czasem determinuje określone zachowania. Jednak bez przesady. Naszymi przeciwnikami będą głównie zombie (ale i gangi żywych czasem się trafią), a orężem w walce wszystko, co wpadnie nam w ręce, począwszy od wioseł, przez młotki, siekiery, granaty na karabinach kończąc. Czasem trafi się także wybuchająca beczka lub butla z gazem. Arsenał pozwala naszym przeciwnikom odcinać ręce, kończyny i głowy, łamać kości i generalnie zamieniać żywe trupy w ich martwe odpowiedniki. Jednak przed popadnięciem w radosną orgię masakry, powstrzymuje nas wytrzymałość narzędzi mordu, która szybko spada, przez co broń staje się mniej efektywna. Na szczecie nigdy jej nie brakuje, a ponadto możemy ją naprawiać oraz ulepszać w specjalnych punktach. Możemy tam też konstruować specjalne egzemplarze, ale wymaga to najpierw znalezienia ich planów oraz potrzebnych elementów. A szukać warto, bo dzięki temu możemy sobie skonstruować np. kij baseballowy nabijany gwoździami, zapalająca maczetę, czy pistolet zadający dodatkowe obrażenia od prądu. Zabawek jest sporo i miło się ich używa, jednak największa bronią jest czwórka naszych bohaterów, ponieważ jest odporna na wirusa i nawet pogryzieni, nie zmieniają się w zombie.
Przeciwnicy są różnorodni i w efekcie podczas naszych podróży po wyspie natkniemy się na kilka ich rodzajów. Jedni są na jeden strzał, innych natomiast będzie trzeba dobitniej przekonać do zejścia z tego ziemskiego padołu. Za walkę oraz wykonywane zadania, bo te ostatnie posuwają fabułę do przodu, otrzymujemy punkty doświadczenia, które możemy wydać w trzech drzewkach rozwoju. Wkraczamy tutaj na grunt typowy dla gier RPG, których elementy w “Dead Island” się znalazły. Dodaje to nieco głębi rozgrywce i całkiem ładnie komponuje się w całość.
Banoi oglądamy z oczu bohatera. Grafika prezentuje się przyzwoicie, a twórcy stworzyli na wyspie kilka urokliwych miejsc, które warto zobaczyć. Po świecie gry możemy przemieszczać się na własnych nogach, lub skorzystać z samochodów. Te ostatnie na pewno przyspieszają podróż oraz zapewniają względne bezpieczeństwo, ale ich prowadzenie jest mocno zręcznościowe i nieszczególnie przypadło mi do gustu. Za to możliwość rozjeżdżania zombie daje sporą frajdę.
“Dead Island” to piaskownica, która pozwoli nam zwiedzić luksusowe hotele, plaże, dżunglę, laboratoria i inne ciekawe miejsca, ale dostęp do nich, otrzymujemy wraz z rozwojem fabuły. A ta rozwija się wraz z wykonywanymi zadaniami, jakie dadzą nam spotkani ocaleni. Niestety historia opowiedziana w grze nie jest szczególnie wciągająca i zupełnie nie potrafiłem się w nią wciągnąć. Ale najgorsze, że z czasem do rozgrywki wkrada się monotonia i nuda. To jest chyba największa wada tej gry, która może sprawić, że gracz w pewnym momencie porzuci ten tytuł.
Generalnie “Dead Island” to gra, która wybija się ponad przeciętność, ale do tytułów z najwyższej półki trochę jej brakuje. Owszem, zombie zabija się fajnie i jest dosyć krwawo. Nastawienie na survival też jest na plus. Gorzej, że fabuła nie motywuje, a wkradająca się nuda sprawia, że grę skończyłem tylko dlatego, żeby ją skończyć, a nie dlatego, żeby się dowiedzieć co czyha na końcu. Brakuje także klimatu grozy, bo jednak same żywe trupy horroru nie czynią. Zagrać warto, ale nie kupowałbym w pełnej cenie.
Screeny do gry, zostały zaczerpnięte z serwisu gry-online.pl