Dracula: Zmartwychwstanie
Tytuł oryginalny: Dracula: The Resurrection
Producent: Wanadoo
Wydawca: Dreamcatcher / The Adventure Comp.
Premiera na świecie:
Premiera w Polsce: CDP.pl / CD Projekt

Pewne uniwersa i motywy, które zdołają się przebić do szerszej świadomości, często są podchwytywane i rozrastają się na rożne dziedziny sztuki. Mit Draculi znany jest dziś każdemu, a sam hrabia pojawił się w niezliczonej ilości filmów, książek, gier, komiksów, opowiadań i czego sobie jeszcze zażyczycie. Niektóre tylko pasożytują na legendarnym pierwowzorze, a inne starają się rozwinąć zawartą w nim treść. „Dracula: Zmartwychwstanie” zalicza się do tej drugiej kategorii.
Od pokonania hrabiego Draculi minęło siedem lat. Johnatan Harker żeni się Miną i wszystko wydaje się iść w dobrą stronę, aż do dnia, gdy wybranka jego serca znika. Pozostaje po niej list, w którym kobieta wyjaśnia, że wyruszyła do zamku Draculi. Bohater nie zastanawiając się ani chwili, wyrusza w ślad za nią. Czasu ma niewiele, a ten nie zwykł na nikogo czekać.
Gra jest klasyczną przygodówką. Akcję obserwujemy z oczu protagonisty, a jego poczynaniami kierujemy za pomocą myszki. Zbieramy przedmioty, wykorzystujemy je w odpowiednich miejscach i kawałek po kawałku poznajemy kolejne elementy fabuły, które w finale doprowadzą nas ukochanej bohatera. A droga do tego nie jest szczególnie długa.
Tytuł został wydany w 2000 roku, więc pod względem graficznym zachwytu w nikim nie wzbudzi. Lokacje są małe, płaskie i pustawe. Renderowane wstawki sztywne, a ilość postaci, jaką spotkamy na swojej drodze możemy policzyć na palcach i to nie angażując tych u nóg.
Ale gry przygodowe to taki gatunek, który często broni się scenariuszem i zagadkami. Ten pierwszy, nie porywa. Zagadki niestety, dorównują mu poziomem. Przede wszystkim są łatwe. Dziewięćdziesiąt procent z nich polega na odnalezieniu jakiegoś przedmiotu i użyciu go w odpowiednim miejscu. Jeśli pojawia się jakiś problem, najczęściej wyniki faktu, że gracz przegapił gdzieś jakiś klucz, czy inną zapalniczkę. Logicznych wyzwań jest tu niewiele, a jak już się jakieś od biedy trafi, to nikt raczej głowy na nim nie złamie.
Jednak jak przymknie się oko na podstarzałą już dziś grafikę, takie sobie zagadki i mało zaskakujący scenariusz można zauważyć, że „Dracula: Zmartwychwstanie” to całkiem klimatyczna gra. Akcja dzieje się nocą, której mroki rozjaśnia śnieg. Okoliczni mieszkańcy są przerażeni samym napomknięciem o zamku, a droga do niego bywa interesująca.
Ogólnie rzecz biorąc, jeśli lubicie nietrudne przygodówki, macie jakieś cztery godzinki czasu i nie jesteście jakimiś graficznymi fetyszystami, „Dracula: Zmartwychwstanie” jest grą, po którą można sięgnąć. Jest to przykład rzemieślniczej roboty i jednocześnie pokaz jak to drzewiej bywało. Zagrać nie trzeba, ale można, tym bardziej, że jej wymagania systemowe zaspokoi współczesna pralka.
Od pokonania hrabiego Draculi minęło siedem lat. Johnatan Harker żeni się Miną i wszystko wydaje się iść w dobrą stronę, aż do dnia, gdy wybranka jego serca znika. Pozostaje po niej list, w którym kobieta wyjaśnia, że wyruszyła do zamku Draculi. Bohater nie zastanawiając się ani chwili, wyrusza w ślad za nią. Czasu ma niewiele, a ten nie zwykł na nikogo czekać.
Gra jest klasyczną przygodówką. Akcję obserwujemy z oczu protagonisty, a jego poczynaniami kierujemy za pomocą myszki. Zbieramy przedmioty, wykorzystujemy je w odpowiednich miejscach i kawałek po kawałku poznajemy kolejne elementy fabuły, które w finale doprowadzą nas ukochanej bohatera. A droga do tego nie jest szczególnie długa.
Tytuł został wydany w 2000 roku, więc pod względem graficznym zachwytu w nikim nie wzbudzi. Lokacje są małe, płaskie i pustawe. Renderowane wstawki sztywne, a ilość postaci, jaką spotkamy na swojej drodze możemy policzyć na palcach i to nie angażując tych u nóg.
Ale gry przygodowe to taki gatunek, który często broni się scenariuszem i zagadkami. Ten pierwszy, nie porywa. Zagadki niestety, dorównują mu poziomem. Przede wszystkim są łatwe. Dziewięćdziesiąt procent z nich polega na odnalezieniu jakiegoś przedmiotu i użyciu go w odpowiednim miejscu. Jeśli pojawia się jakiś problem, najczęściej wyniki faktu, że gracz przegapił gdzieś jakiś klucz, czy inną zapalniczkę. Logicznych wyzwań jest tu niewiele, a jak już się jakieś od biedy trafi, to nikt raczej głowy na nim nie złamie.
Jednak jak przymknie się oko na podstarzałą już dziś grafikę, takie sobie zagadki i mało zaskakujący scenariusz można zauważyć, że „Dracula: Zmartwychwstanie” to całkiem klimatyczna gra. Akcja dzieje się nocą, której mroki rozjaśnia śnieg. Okoliczni mieszkańcy są przerażeni samym napomknięciem o zamku, a droga do niego bywa interesująca.
Ogólnie rzecz biorąc, jeśli lubicie nietrudne przygodówki, macie jakieś cztery godzinki czasu i nie jesteście jakimiś graficznymi fetyszystami, „Dracula: Zmartwychwstanie” jest grą, po którą można sięgnąć. Jest to przykład rzemieślniczej roboty i jednocześnie pokaz jak to drzewiej bywało. Zagrać nie trzeba, ale można, tym bardziej, że jej wymagania systemowe zaspokoi współczesna pralka.