Dying Light

Tytuł oryginalny: Dying Light

Producent: Techland

Wydawca: Warner Bros Interactive Entertainment (Techland - PL)

Premiera na świecie: 2015

Premiera w Polsce: 2015

Ostatni okres dla polskich gier wydaje się łaskawy, ale nie można tego zrzucić na karb przypadku bo polscy developerzy pokazują, że gry nauczyli się robić doskonałe. Jedną z pozycji, która zdobyła fanów na całym świecie i można jej przypiąć łątkę horroru jest “Dying Light”, za którym stoi wrocławski Techland.

Fabularnie sprawa wygląda tak, że wcielając się w Kyle’a Crane’a zostajemy zrzuceni do objętego kwarantanną miasta Harran, gdzie wybuchła epidemia zombie. Jako wysłannik rządu mamy tam do wykonania swoją misję, najlepiej pod przykrywką, ale wraz z rozwojem fabuły poznajemy drugie dno całej sytuacji i stajemy po drugiej stronie barykady. To tak w mocnym skrócie.

Jeśli graliście w “Dead Island”, to macie delikatne pojęcie o tym, czym jest “Dying Light”. Ale jest to pojęcie bardzo ogólne, bo recenzowany tytuł jest duchowym spadkobiercą tamtej gry, wykonanym jednak o kilka rzędów lepiej. Wiedząc gdzie sięgają inspiracje, bardzo długo zwlekałem z zagraniem w najnowszą produkcję wrocławskiego studia, bo “Dead Island” nie do końca przypadło mi do gustu i skończyłem je tylko z rozpędu. Pamiętając tamtą nudę, która dość szybko wkradła się do rozgrywki, długo ociągałem się z sięgnięciem po “Dying Light”, ale jak już to zrobiłem, pozytywnemu zaskoczeniu nie było końca. Nie sądziłem, że ta gra będzie aż tak dobra.

Ogólne zasady są proste. Mamy piaskownicę, czyli inspirowane bliskowschodnią architekturą (i nie mam tutaj na myśli żelbetowych kloców rodem z ZSRR, a raczej regiony bliskie Turcji) miasto, a w nim epidemię zombie. Miasto jest odcięte od świata, a nasz bohater wraz z grupką ocalonych musi walczyć o przeżycie. Sami ocaleni podzieleni są na dwa przeciwne obozy, a wypełniające ulice żywe trupy, nocą stają się agresywniejsze. Samych zombie mamy kilka rodzajów. Zapasy i bronie zdobywamy na ulicy przegrzebując śmietniki, budynki czy bagażniki porzuconych samochodów, aby potem w spokoju zmontować coś ze znalezionych części. Płonąca maczeta czy rażący prądem młot to najlepsi przyjaciele bohatera. Broń palna też od czasu do czasu trafi w nasze łapki, ale raz, że amunicja do niej to towar deficytowy, a dwa, że strzały są dosyć głośne, co zwyczajnie zdradza naszą lokalizację i wabi truposzy. Na szczęście nasz bohater potrafi się bronić i przemieszczać po mieście, a pomagają mu w tym freerunnerskie umiejętności. Wspinanie się po ścianach, skanie z dachu na dach i walka z wykorzystaniem wślizgów, przeskoków czy odbić od pobliskich murów to normalka, z której gracz może czerpać mnóstwo satysfakcji. Nie można też zapomnieć, że do walki możemy wykorzystywać pułapki typu wybuchające samochody, czy kolczaste blokady. Generalnie walka w tej grze jest sycąca i daje sporo frajdy, a poruszanie się po mieście to osobna poezja. Tym bardziej, że z czasem nasz bohater się rozwija i zyskuje nowe umiejętności.

Fabuła daje radę. Poszczególne zadania nie są może jakoś szczególnie odkrywcze, ale skutecznie podsycają zainteresowanie tytułem. Szczególnie, że niektóre z nich potrafią być ciekawe. Sam wątek główny jest interesujący, a nie można zapominać też o misjach pobocznych, które zlecą nam spotkani ocaleni. No i samo miasto dzieli się na dwie części. Początkowo będziemy skazani na biedniejszą dzielnicę, ale wraz z rozwoje historii, bogatsza część Harran stanie dla nas otworem.

Graficznie jest bardzo dobrze. Tytuł ogrywałem na PlayStion 4 i muszę przyznać, że widoki cieszyły oko, a odpadające w fontannie krwi kończyny wrogów tylko powiększają uśmiech satysfakcji na twarzy gracza.

I tylko horroru w tym wszystkim mogłoby być więcej. Owszem są zombie. Bywa też krwawo. Nocą robi się ostro i napięcie potrafi wyraźnie skoczyć. Udźwiękowienie daje radę. Ale jednak trudno jest się w tym wszystkim przestraszyć. Chyba, że sam widok żywych trupów przywodzi kogoś o palpitacje serca, wtedy zawał gwarantowany, bo są ich tutaj całe tony.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak polecić “Dying Light”. Dobre bo polskie doskonale pasuje do tego tytułu, a i deweloperzy pozostawili w swojej grze kilka mrugnięć okiem do polskich odbiorców, które miło się odkrywa. Jest intensywnie, krwawo i syto. Czego chcieć więcej?



+ walka
+ miasto
+ satysfakcja z rozgrywki
+ wygląda ładnie, a i fabuła ma lepsze momenty

- mogłoby być straszniej

underluk

GORE

7

STRACH

4

OCENA

9

Jeśli podobają Ci się zamieszone materiały albo chcesz po prostu wesprzeć jakoś działalność strony, będzie mi bardzo miło, jeśli dorzucisz się do kawy.

Postaw mi kawę na buycoffee.to