The Dark Pictures: Little Hope
Tytuł oryginalny: The Dark Pictures: Little Hope
Producent: Supermassive Games
Wydawca: Bandai Namco Entertainment
Premiera na świecie: 30 października 2020
Premiera w Polsce: 30 października 2020

Minął rok od premiery “Man of Medan”, nastał 2020 i przyszedł czas na kolejną odsłonę The Dark Pictures Anthology. Tym razem przeniesiemy się do małej mieściny Little Hope w produkcji nazwanej, jakże zwodniczo, “Little Hope”.
Gdy szkolny autobus musi zmienić zaplanowaną trasę, jeszcze nic nie zapowiada wydarzeń, które wkrótce będą miały miejsce. Gdy kierowca widzi coś na drodze, reaguje instynktownie, ale gwałtowny skręt powoduje, że pojazd się przewraca. Dwójka opiekunów i troje studentów wkrótce wkroczy do miasteczka, w którym czas wydaje się biec dwutorowo, a echa dawnych procesów czarownic, nadal są dość… żywe.
Amerykańskie legendy o czarownicach doskonale skupiają się w Salem i wydarzeniach mających tam miejsce w przeszłości. I wydaje się, że “Little Hope” dużo czerpie z tamtych opowieści. Tytułowe miasteczko już na pierwszy rzut oka jest niepokojące. Gdy okazuje się, że okalające je mgła jest barierą nie do przekroczenia, a wejście w nią skutkuje powrotem do miejsca startu, bohaterowie szybko orientują się, że coś tu nie gra. Wkrótce będą musieli zmierzyć się z przeszłością miejscowości, a wydarzenia z teraźniejszości będą miały wpływ na to co dzieje się w przeszłości. Zresztą niektórzy mieszkańcy z dawnych lat, widzą naszych bohaterów i mogą wejść z nimi w ograniczoną interakcję, co nie jest bez wpływu na postrzeganie ich we właściwym dla nich czasie. Szybko też okaże się, że grupka naszych studentów i ich opiekunowie nie do końca są tu przypadkowi.
Fabularnie “Little Hope” wydaje się nieco bardziej złożone niż “Man of Medan” choć z drugiej strony mam wrażenie, że jest bardziej oklepane. Tego typu historie o czarownicach mieliśmy już wałkowane w filmach, serialach i książkach. Teraz przyszedł czas na grę, choć i ona nie jest w tym temacie jakimś rodzynkiem. I muszę przyznać, że pod względem opowiedzianej historii, ta odsłona podobała mi się mniej niż poprzednia.
Za to samo miasteczko robi całkiem dobre, w horrorowym sensie, wrażenie. Wyglądające na opuszczoną mieścina, spowita mrokiem i mgłą zawsze wywołuje dreszczyk niepokoju. Nawet jak spotkamy jedynego mieszkańca w barze, to trudno nie potraktować go jak wroga. Dorzućmy do tego kilka całkiem niezłych straszydeł i jest na czym oko zawiesić. Szczególnie, że “Little Hope” prezentuje się całkiem okazale. Ale podobnie jak poprzednia część, nie charakteryzuje się rozległymi terenami. Ścieżka wiedzie nas prosto i choć czasami możemy wybrać w którą stronę idziemy, to nie oszukujmy się, to wszytko to tylko jeden wielki korytarz.
Gameplayowo jest prawie identycznie jak w “Man of Medan”. Znowu głównie obserwujemy wydarzenia i od czasu do czasu musimy dokonać jakiegoś wyboru, który buduje relacje między bohaterami oraz kształtuje w pewnym stopniu wydarzenia. Nie brakuje także sekwencji quick time events, które w razie wolnych paluszków kończą się widowiskowym zgonem bohatera. Bywa krwawo, bo maszkary są dosyć brutalne. Za to ponownie plus.
“Little Hope” nie wnosi żadnej rewolucji. Nie jest nawet jakimś dużym rozwinięciem względem poprzedniczki. To po prostu nowa historia. Jeśli podobał Ci się “Man of Medan”, to i po “Little Hope” warto sięgnąć. Jeśli nie, to i ta gra raczej nie zmieni Twojego zdania.