The Dark Pictures: House of Ashes
Tytuł oryginalny: The Dark Pictures: House of Ashes
Producent: Supermassive Games
Wydawca: Bandai Namco Entertainment
Premiera na świecie: 22 października 2022
Premiera w Polsce: 22 października 2022

Rok 2021 to czas premiery trzeciej odsłony serii “The Dark Pictures Anthology” zatytułowanej tym razem “House of Ashes”. Znowu zmienia się lokacja i opowiedziana historia, ale mechanika zostaje właściwie po staremu.
Tym razem przenosimy się na Bliski Wschód, gdzie porządku pilnują amerykańscy żołnierze. Gdy podczas pewnej potyczki dochodzi do małego trzęsienia ziemi, a w podłożu otwierają się szczeliny, nasi dzielni żołdacy z jednej jak i drugiej strony wpadają w ich objęcia. Trafiają do miejsca, które z chęcią zwiedziłby każdy archeolog. Chociaż ci kilkadziesiąt lat temu już tu najwyraźniej byli. Zostały po nich notatki i sprzęt. Najwyraźniej jednak nikt nie przeżył. Co ich zabiło? Tego dowiedzą się nasi dzielni bohaterowie, którzy muszą stawić czoła nie tylko znanemu wrogowi, ale także istotom żyjącym w mroku.
W “House of Ashes” znowu lądujemy na tych samych gameplayowych śmieciach, ale z inną historią. No dobra widać tu kilka różnic. Np. musimy znaleźć taśmę klejąca by załatać stary gnerator prądu. Nie stanowi to jednak wyzwania, a wspomniany przedmiot i tak pewnie wcześniej sam wpadnie nam w łapki. Nie nazwałbym tego zagadką.
I tym razem, podobnie jak w przypadku “Man of Medan” czy “Little Hope” cała zabawa nastawiona jest na opowiadanie historii, którą gracz kształtuje dokonują wyborów oraz potykając się o sekwencje quick time events. Nihil novi jakby mógł rzec ktoś odkopany ze starożytnego grobowca.
Jednak “House of Ashes” jest najbardziej rozbudowanych tytułem z wydanych do tej pory odsłon “The Dark Pictures Anthology”, a jesteśmy jeszcze przed premierą “The Devil in Me”, które zakończy pierwszy sezon. Jest też najdłuższym odcinkiem. I choć akcja rozwija się całkiem interesująco, to jednak muszę przyznać, że w tej odsłonie najmniej mogłem wczuć się w skórę obserwowanych bohaterów. Za to starożytnemu grobowcowi, pełnemu dziwnych figur i tajemniczych komnat nie mam nic do zarzucenia.
Ponownie najwięcej czasu spędzimy w dość ciasnych korytarzach, które od czasu do czasu zamieniają się w większe sale. Graficznie jest chyba nawet lepiej niż w dwóch poprzednich częściach, a zakończenie potrafi ładnie przytrzymać przy ekranie. I choć los bohaterów średnio mnie interesował, to finał rozgrywałem z wypiekami na twarzy. Przypadła mi do gustu ta epickość. A i ta odsłona chyba podobała mi się najbardziej.
Prawda jest tak, że kto grał wcześniej w “Man of Medan” i “Little Hope” to i po “House of Ashes” pewnie sięgnie. Doskonale wie czego się spodziewać. Jeśli tamte gry mu się podobały, to i ta przypadnie do gustu. Jeśli od tamtych produkcji się odbił, to i ta nie zmieni jego postrzegania serii. Dostajemy to samo w zmienionym settingu i z kosmetycznymi usprawnieniami. NIe ma co tu się więcej rozwodzić.