Dead Space
Tytuł oryginalny: Dead Space
Producent: Visceral Games / EA Redwood Shores
Wydawca: Electronic Arts Inc.
Premiera na świecie: 14października2008
Premiera w Polsce: 14października2008

Choć w tym roku dostaliśmy remake “Dead Space” na miarę naszych czasów, to ja postanowiłem odświeżyć sobie oryginał z Playstation 3, w który do tej pory nie miałem okazji zagrać. Choć przyznam, że w okolicach premiery w 2008 roku ograłem wersję na PC i pamiętam, byłem zachwycony. Jak w to się gra po piętnastu latach. Od razu zdradzę, że zaskakująco dobrze.
Ale powiedzmy sobie szczerze. Rozwiązania gameplayowe jakie wypracowane zostały w czasach ps3, do dziś dają radę. Czego niekiedy nie można powiedzieć o pozycjach z ps2. Jasne, grafika już dziś nie robi takiego wrażenia, a wnętrza są zdecydowanie mniej bogate w detali niż w obecnych tytułach, ale hej, to nadal świetny horror.
Gdyby ktoś jednak spędził ostatnie lata w grubej izolacji i nie wiedział czym “Dead Space” jest, spieszę z krótkim wyjaśnieniem. Otóż jako inżynier Isaac Clark, zostajemy wysłani na zbadanie sygnału ratunkowego nadanego z kosmicznego statku górniczego Ishimuram. Na miejscu okazuje się, że załoga nie żyje, krypa ledwo trzyma się w jednym kawałku, a na pokładzie radośnie hasają sobie Necromorphy, mordercze pasożytnicze istoty. Standard w kosmicznym horrorze.
Myk polega na tym, że nasz bohater to nie żołnierz, a wrogowie nie są tak łatwi do zabicia. Otóż najpierw wypadałoby ich rozczłonkować. Ale czym, skoro właściwie nie mamy broni. Za tą ostatnią posłużą nam narzędzia, które szybko wpadają Isaacowi w łapki. Choć zostały stworzone do innego celu, świetnie nadadzą się do odcinania wszelkich kończyn, macek i innych nibynóżek. Walka jest momentami intensywna, odpowiednio brutalna i satysfakcjonująca. Poza narzędziami pracy, które nie oszukujmy się, są bronią w innych szatach, dysponujemy także umiejętnością spowolnienia czasu oraz telekinezy. Czasem wykorzystywane są one w lokacjach, jak np. uszkodzone drzwi, które błyskawicznie się otwierają i zamykają, ale nic nie stoje na przeszkodzie żeby wykorzystać je na przeciwnikach. No i mamy jeszcze soczyste depnięcie. Pamiętam jak lata temu użyłem go pierwszy raz. Efekt robił wow i choć dziś nie jest już tak imponujący, to nadal cieszy.
Całość akcji obserwujemy z widoku trzeciej osoby z kamerą umieszczoną nad ramieniem bohatera. Wraz z rozwojem sytuacji w specjalnych punktach możemy udoskonalać swoją broń, pancerz oraz kupować nowe zabawki. Standard.
Ishimura jest statkiem górniczym, więc nie możemy liczyć na żadne luksusy. Korytarze są ciasne, metalowe i niekiedy dość skąpo oświetlone. Rzekłbym klimatyczne. Niektóre jego fragmenty są zniszczone przez co będziemy zmuszeni wyjść na chwile w przestrzeń kosmiczną lub poruszać się w stanie nieważkości. Miłe urozmaicenie.
Nie brakuje też grozy. Z jednej strony budują ją klaustrofobiczne wnętrza, a z drugiej potwory, które czają się za każdym rogiem. Owszem, jest tu sporo walki, ale mimo wszystko nadal jest to horror. W sensie, że strzelanie choć istotne, nie przytłacza. Jest po prostu elementem rozgrywki, który niekiedy świetnie podbija poczucie osaczenia. Przyznam jednak, że z czasem przyzwyczajamy się do panującej dookoła atmosfery i brniemy przez kolejne pomieszczenia z nieco mniejszym entuzjazmem.
Wrogowie wyglądają odpowiednio. Jest ich kilka typów, a wszystkie paskudne i mordercze. Nie chcielibyście ich spotkać w swoim pokoju. Niektóre atakują frontalne, inne biegają po ścianach lub wykorzystują tunele klimatyzacji, by wyskoczyć za naszymi plecami. Nie brakuje też takich, z których wyłażą mniejsze lub przyklejone do ściany wypluwają ze swoich trzewi macki strzelające w nas kolcami. Jest co eksterminować.
“Dead Space” mimo kilkunastu lat na karku, to nadal dobra gra. Jasne, jeśli macie pod ręką remake, pewnie lepiej jest sięgnąć po niego, ale i w jego pierwowzór nadal bardzo przyjemnie się gra. Zestarzał się godnie.