Scorn
Tytuł oryginalny: Scorn
Producent: Ebb Software
Wydawca: Ebb Software
Premiera na świecie: 14 X 2022 (pc, xbox), 3 X 2023 (ps5)
Premiera w Polsce:

“Scorn” już po pierwszych zapowiedziach przykuwał uwagę grafiką, która prezentowała się interesująco, a przede wszystkim wprost zdawała się być inspirowana twórczością H.R. Gigera. Z czym twórcy zresztą się nie kryli. Pozostawało pytanie jak wypadnie gameplay? Zwiastuny potrafiły urzec klimatem, ale dynamika wydawała się na poziomie występów Andrzeja Poniedzielskiego. Taki kabareciarz, wiesz… No dobra, może jestem zbyt stary. Wróćmy więc do gry.
To co od razu rzuca się w oczy to wspomniany już klimat. Ciasne korytarze, jakieś dziwne postaci, wręcz organiczny wystrój i na wpół erotyczne posągi. Dziwne mechanizmy oraz znikoma muzyka. To może się podobać. Otoczenie potrafi zrobić wrażenie i w pewien sposób cieszy oko. Choć niekiedy w dość makabryczny sposób. A im dalej w opowieść, tym bardziej dziwnie.
A gdy już przy fabule jesteśmy. Ta jest dość niejasna i raczej szczątkowa. Ot, budzimy się w tajemniczym miejscu i wypadałoby się z niego wydostać. Gdzie jesteśmy? Co tu robimy? A kogo to obchodzi? Ważne, że jest dziwnie, tajemniczo i korytarzowe lokacje prowadzą nas za rączkę.
No dobra. Z tym prowadzeniem za rączkę to może trochę przesadzam. Bywa, że idziemy po prostu przed siebie jedyną możliwą drogą, ale generalnie poziomy bywają małymi labiryntami, w których musimy odnaleźć drogę. Tu coś wcisnąć, tam rozwiązać jakąś zagadkę by otworzyć sobie dalszą ścieżkę. Choć bywa, że na lokację składa się kilka korytarzy, to same miejscówki nie są na tyle duże by się w nich zgubić. Zagadki, też nie są szczególnie trudne i przy odrobinie wytrwałości da się je spokojnie rozwiązać. Szczególnie, że zazwyczaj droga do ich ogarnięcia jest całkiem logiczna.
Obcy świat to też obce formy życia. Przeciwników mamy tu raptem trzy rodzaje i sporadycznie bossa. Konfrontacji możemy starać się uniknąć, ale gdy już do niej dojdzie nie jesteśmy bezbronni. Choć broń jest tu raczej mało efektywna przez co sama walka jest mało dynamiczna i dość ślamazarna.
Dlatego “Scorn” to przede wszystkim wygląd i świat przedstawiony. Grafika to sztos. Przemierzając poszczególne lokacje, zatrzymywałem się nie raz by tylko popatrzeć. Bo jest na co. Pod tym względem to kawał dobrej roboty. Wykreowany świat urzeka klimatem i swoją mechaniczno-organiczną stylistyką. Momentami czuć jakbyśmy chodzili po żywej tkance. A no i nasza postać z czasem ewoluuje wraz z towarzyszącym nam pasożytem. Nie wiem co brali artyści, którzy to projektowali, ale piguły mieli srogie.
Niestety ten cudowny świat okazuje się poniekąd piękną wydmuszką. Walka jest kiepska, a same zagadki choć urozmaicone, niekoniecznie wystarczają jako źródło zabawy. Jasne, samo parcie przed siebie daje jako taką satysfakcję, ale chciałby się czegoś więcej. Choć samo zakończenie okazuje się całkiem intensywne i zapadające w pamięć.
“Scorn” jawi się jako piękna przygodówka, potrafiąca urzec gracza wykreowanym światem i kilkoma makabrycznymi widokami (kto widział wyciskanie soków z embrionów lub wyłuskanie ręki ze skorupki, ten wie o co chodzi), ale nie do końca przekonująca gameplayem. Nie jest to gra długa. Nie jest też trudna. Po przejściu pozostaje myśl “co ja właśnie przeżyłem?”, ale w tych zachwytach nad oprawą jest też wspomnienie kiepskiej walki i pewnej pustki, której szczątkowa fabuła nie potrafi wypełnić. No i jest to produkcja na raz, bo po ukończeniu nie za bardzo jest po co do niej wracać.