Bloodhound
Tytuł oryginalny: Bloodhound
Producent: Kruger & Flint Productions
Wydawca: Kruger & Flint Productions
Premiera na świecie: 18 lipca 2023
Premiera w Polsce: 18 lipca 2023

“Bloodhound” nie ukrywa, że jest boomer shooterem i czerpie inspiracje z produkcji, które pamiętamy z lat ‘90 czy początku ‘00. Znaczy się, pamiętamy, o ile jesteśmy w odpowiednio zaawansowanym wieku. Ja akurat jestem i takie tytuły jak “Blood”, “Quake” czy z nieco nowszych “Serious Sam” są nadal żywe w mojej pamięci. Czyli chyba jestem odpowiednim targetem dla ekipy Kruger & Flint Productions.
Ale zacznijmy od fabuły. Od czego? - zapytałby John Carmack. Od historii, która ma nas wprowadzić w realia świata przedstawionego. Przecież to niepotrzebne - wtrąciłby John. Otóż tu dostajemy kilka komiksowych kadrów, które okraszone są jakimiś dźwiękami, które nic, a nic nie mówią nam o zawiązaniu akcji. Dobra, są jakieś potwory i jakiś kolo. Spoko. W sumie nic więcej nie trzeba.
Po chwili lądujemy na pierwszym poziomie i zaczyna się zabawa. Ta jest banalnie prosta. Przemy przed siebie i eliminujemy kolejne fale potworów. Jakieś piekielne cherubinki, gości wyrwanych z ku klux klanu, półnagie demonice czy kolesia z piłą łańcuchową. Jest tego więcej. Jedni przeciwnicy dążą do zwarcia inni strzelają z dystansu. Jedni atakują bronią palną inni korzystają z mocy piekielnej magii. Faktem jest, że nie ma czasu by się zatrzymać. Kręcąc piruety, strefując od prawej do lewej (lub odwrotnie) walimy pociskami dookoła i po horyzont. Towarzyszy nam przy tym mocna gitarowa muzyka i adrenalina pulsująca w palcach na myszce. Jest intensywnie. Ale my, jako gracz nie jesteśmy bezbronni. Zaczynając ze zwykłym rewolwerem i maczetą szybko dorobimy się strzelby i karabinu, by wkrótce powiększyć nasz arsenał o rakietnicę, piłę łańcuchową czy jakieś działko walące czymś na wzór elektrycznego promienia oraz kilka innych zabawek. Niekdiedy nawet dwóch na raz. Oprócz tego czasem wpadnie nam w łapki jakiś bonus, którego możemy użyć w odpowiednim dla nas momencie i tak np. podwoić swoje zdrowie, mieć przez moment nieograniczoną amunicję czy zadawać większe obrażenia niż normalnie. To ostatnie jest dostępne po zebraniu odpowiedniej ilości groszków, które pozostają po przeciwnikach. A może to ich dusze? Nie ważne. Oczywiście od czasu do czasu trafi się też jakiś boss, ale Ci wyróżniają się tylko rozmiarem swojego cielska i paskiem zdrowia. I okazują się niezłymi gąbkami na pociski.
Czyli krótko pisząc. Gra się jak to drzewiej bywało. I tak jak wtedy nie trzeba nawet broni przeładowywać. Trzeba za to czasem odnaleźć jakąś dźwignię, która otworzy dalsze przejście lub apteczkę by uzupełnić zdrowie.
I wygląda to tak jak dawniej. Nie oszukujmy się, grafika to nie są dzisiejsze standardy. Jasne konwencja nieco ratuje to co widzimy, bo przecież miało być tak jak kiedyś, a dodatkowe rozszerzenie dodające piksele tylko to potwierdza, ale… nie da się ukryć, że graficznie szału nie ma. O ile wrogowie jeszcze jakoś tam wyglądają, tak otoczenie jest biedne. Puste, choć mocno korytarzowe lokacje, które czasem się trochę rozszerzają nie przytłaczają szczegółowością. W szale walki nie zwraca się na to uwagi, ale gdy człowiek się zatrzyma by złapać oddech i rzucić okiem na widoczki, to nieszczególnie jest na czym oko zawiesić. Chyba, że na gołych piersiach demonic, które zadziwiają swoją fizyką. Jakąś taką piekielną chyba. Ale jak już przy piersiach jesteśmy to warto zauważyć, że w menu jest opcja włączenia sobie cenzury, ale nie wiem po co ktoś miałby to robić. A i wspomnę jeszcze, że jak strzelamy do przeciwników, to efekty strzałów widać na ich modelach. Nawet to miłe.
A co z grozą? Ta skupia się głównie na całkiem urozmaiconej demonicznej menażerii, którą mamy ubić oraz lokacjach. O ile jaskinie to jaskinie, tak już cmentarz wśród pól kukurydzy lub rezydencja pełna czaszek i szczątków, to już oprawa, która może mile połechtać oko fana horroru. Jest też dość krwawo, a jak wiadomo, dobry headshot nie jest zły i takie bum w główkę położy niejednego demona.
Tak oto “Bloodhound” okazuje się całkiem miłym i intensywnym doznaniem, choć nie za długim. Przejście gry na średnim poziomie trudności zajęło mi jakieś trzy godzinki, ale i cena produkcji nie jest jakoś szczególnie wygórowana, więc można to zrozumieć. Gra się przyjemnie, choć dosyć odtwórczo. Poziomy są szybkie i mało skomplikowane. Mam wrażenie, że wszystko tu zostało podporządkowane konwencji i “Bloodhound” sprawdza się jako staroszkolny shooter. Bez szału, ale spokojnie można sięgnąć i czerpać przyjemność z gry.