Silent Hill: Konając Wewnątrz #1
Tytuł oryginalny: Silent Hill: Dying Inside
Rysunki: Ben Templesmith
Scenariusz: Scott Ciencin
Wydawca: IDW Publishing
Wydawca w Polsce: Dobry Komiks
Rok wydania: 2004
Rok wydania w Polsce: 2004

Tak jak komiksy przenikają do gier, tak gry przenikają do komiksów. No może na mniejszą skalę, ale ostatnio dzieje się tak coraz częściej. Jednym z przykładów sztuki obrazkowej nawiązującej do tej cyfrowej jest „Sileni Hill: Dying Inside”. Na czym opiera się ta historia, nie musze chyba nikomu uświadamiać.
Lynn Deangelis była studentką szkoły filmowej, która wyruszyła do miasteczka Silent Hill by nakręcić kilka klimatycznych ujęć, które miała nadzieję sprzedać potem jakiejś wytwórni. Niestety, spotkało ją coś bardzo złego w wyniku, czego zamiast wkroczyć na drogę sławy, trafiła do szpitala psychiatrycznego. Tam po półtorarocznym leczeniu i braku poprawy jej stanu, trafia w ręce znanego w branży doktora Troy’a Abernathy’ego. Ten w ramach terapii, zabiera ją z powrotem do Silent Hill w nadziei, że tam pacjentka przypomni sobie swoje traumatyczne przeżycia i może zdoła jakoś do niej dotrzeć. Zaraz po przyjeździe, zaczyna żałować swojej decyzji.
Komiks jest bardzo luźno oparty na historii znanej z serii gier. Właściwie, elementem łączącym te produkcje jest tylko tytułowe miasteczko i ogólny schizofreniczny klimat. A ten jest gęsty i zdaje się wyciekać z kartek. Tutaj chylę czoła przed Benem Templesmithem, który odpowiada za rysunki, a którego możecie znać z głośnego swego czasu „30 Dni Nocy”. Jego wykręcona kreska nadaje opowiadanej historii niesamowitej atmosfery i świetnie pasuje to opowiedzianej historii. Niestety czytelnicy, którzy znają jego poprzednie wampiryczne dzieło, mogą trochę narzekać, że taki styl ciskania kadrów już im się trochę opatrzył. Mimo wszystko w żaden sposób nie umniejsza to świetnej roboty, jaką artysta tutaj wykonał.
Od strony fabularnej, otrzymujemy historię z psychiatrykiem w tle i galerię ciekawych postaci. I nasza była studentka wcale nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Szybko okazuje się, że nasz doktor nie jest tak czysty jakby to wyglądało na pierwszy rzut oka, a to, co ma za uszami szybko dogania go w miasteczku. Świetną postacią jest także dziewczynka, którą nasi bohaterowie tam spotkają. Oczywiście nie zabraknie także galerii potworów.
Silent Hill: Dying Inside na pewno warto poznać. Pierwszy numer (z trzech wydanych w Polsce), świetnie wprowadza w historię i wciąga od pierwszej strony soczystym klimatem. Szkoda, że kolejne numery nie trzymają tak wysokiego poziomu, ale o tym innym razem.
Lynn Deangelis była studentką szkoły filmowej, która wyruszyła do miasteczka Silent Hill by nakręcić kilka klimatycznych ujęć, które miała nadzieję sprzedać potem jakiejś wytwórni. Niestety, spotkało ją coś bardzo złego w wyniku, czego zamiast wkroczyć na drogę sławy, trafiła do szpitala psychiatrycznego. Tam po półtorarocznym leczeniu i braku poprawy jej stanu, trafia w ręce znanego w branży doktora Troy’a Abernathy’ego. Ten w ramach terapii, zabiera ją z powrotem do Silent Hill w nadziei, że tam pacjentka przypomni sobie swoje traumatyczne przeżycia i może zdoła jakoś do niej dotrzeć. Zaraz po przyjeździe, zaczyna żałować swojej decyzji.
Komiks jest bardzo luźno oparty na historii znanej z serii gier. Właściwie, elementem łączącym te produkcje jest tylko tytułowe miasteczko i ogólny schizofreniczny klimat. A ten jest gęsty i zdaje się wyciekać z kartek. Tutaj chylę czoła przed Benem Templesmithem, który odpowiada za rysunki, a którego możecie znać z głośnego swego czasu „30 Dni Nocy”. Jego wykręcona kreska nadaje opowiadanej historii niesamowitej atmosfery i świetnie pasuje to opowiedzianej historii. Niestety czytelnicy, którzy znają jego poprzednie wampiryczne dzieło, mogą trochę narzekać, że taki styl ciskania kadrów już im się trochę opatrzył. Mimo wszystko w żaden sposób nie umniejsza to świetnej roboty, jaką artysta tutaj wykonał.
Od strony fabularnej, otrzymujemy historię z psychiatrykiem w tle i galerię ciekawych postaci. I nasza była studentka wcale nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Szybko okazuje się, że nasz doktor nie jest tak czysty jakby to wyglądało na pierwszy rzut oka, a to, co ma za uszami szybko dogania go w miasteczku. Świetną postacią jest także dziewczynka, którą nasi bohaterowie tam spotkają. Oczywiście nie zabraknie także galerii potworów.
Silent Hill: Dying Inside na pewno warto poznać. Pierwszy numer (z trzech wydanych w Polsce), świetnie wprowadza w historię i wciąga od pierwszej strony soczystym klimatem. Szkoda, że kolejne numery nie trzymają tak wysokiego poziomu, ale o tym innym razem.