30 dni nocy
Tytuł oryginalny: 30 days of night
Rysunki: Ben Templesmith
Scenariusz: Steve Niles
Wydawca: IDEA+ Design Works
Wydawca w Polsce: Mandragora
Rok wydania: 2003
Rok wydania w Polsce: 2003

Dziś, historie o wampirach często są zdegradowane do mdłych romansów pokroju „Zmierzchu”, a co dziwniejsze, wydaje się, że te dzieła mają swoich zwolenników. Fani horroru nie znajdą w nich wiele dla siebie, ale na szczęście są od czasu do czasu, pojawia się dzieło, które budzi nadzieję. W 2003 roku w świecie komiksu, taką pozycją było „30 dni nocy”.
Barrow to niewielka mieścina położona gdzieś na mroźnej Alasce, gdzie przez trzydzieści dni w roku panuje noc. Słońce zachodzi, pogrążając na calutki miesiąc miasteczko w mroku. Jego mieszkańcy są już do tego przyzwyczajeni, jednak w roku, w którym rozgrywa się ta historia, dochodzi do przerażających wydarzeń. Wszystko zaczyna się z pozoru niewinnie. Miejscowym zaczynają ginąć telefony komórkowe. Krótko przed zapadnięciem nocy, policjant znajduje je spalone na jednej kupce. Potem okazuje się, że ktoś niszczy miejscowe centrum łączności, a w mieście pojawia się obcy, który szybko wdaje się mieszkańcom we znaki. Wreszcie w mieście pojawiają się wampiry i rozpoczyna się krwawe polowanie.
Miesiąc to dużo czasu by dzieci nocy, mogły sobie spokojnie poswawolić. Odcięte od cywilizacji Barrow wydaje się idealnym do tego miejscem. Jednak wampiry stworzone przez Steve’a Nilesa i Bena Templesmitha nie do końca są klasycznymi istotami tego gatunku. Choć sama historia zaczyna się bardzo klasycznie. Już nie raz pojawienie się obcego w mieście było zwiastunem nieszczęścia, jakie wkrótce miało spaść na lokalną społeczność. Ten chwyt jest stary jak świat, ale cały czas działa. Doskonale zadziałał także tutaj. Na szczęście dalszy ciąg historii nie jest już tak oczywisty i tutaj główny zły nie zginie na końcu od promieni słonecznych, ani kołka w serce. Zresztą to ostatnie i tak na niego by nie zadziałało.
Skoro mamy do czynienia z komiksem, nie można pominąć warstwy plastycznej. Ben Templesmith prezentuje w „30 dniach nocy” kreskę bardzo karykaturalną, luźną i biedną w szczegóły. Jednak taka artycha świetnie do tej historii pasuje. To, co ma być wyszczególnione takie jest, a reszta nie powinna zawracać czytelnikowi głowy. Dobre wrażenie robi również dobór barw, choć z powodu osadzenia całej akcji w nocy, ich paleta nie jest szczególnie urozmaicona i przeważają w niej szarości, burości i ponurości, choć i czerwieni nie brakuje. To wszystko tworzy specyficzny klimat, który idealnie współgra z opowiadaną historią.
Nie będę dalej ukrywał, że recenzowany tutaj komiks jest dla miłośników horroru pozycją obowiązkową. Niezła fabuła i ciekawa oprawa tworzą niepowtarzalną atmosferę, która na długo zostaje w pamięci. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, prędko powinien nadrobić zaległości. I niech nie sięga najpierw po jego ekranizację, bo z jednej strony popsuje sobie zabawę, a z drugiej może zostać zniechęcony do pierwowzoru. Film na postawie tego komiksu, nie jest niestety szczególnie udany. A szkoda, bo komiks zdecydowanie trzeba znać.
screeny do komiksu zostały zaczerpnięte z www.arenahorror.pl
Barrow to niewielka mieścina położona gdzieś na mroźnej Alasce, gdzie przez trzydzieści dni w roku panuje noc. Słońce zachodzi, pogrążając na calutki miesiąc miasteczko w mroku. Jego mieszkańcy są już do tego przyzwyczajeni, jednak w roku, w którym rozgrywa się ta historia, dochodzi do przerażających wydarzeń. Wszystko zaczyna się z pozoru niewinnie. Miejscowym zaczynają ginąć telefony komórkowe. Krótko przed zapadnięciem nocy, policjant znajduje je spalone na jednej kupce. Potem okazuje się, że ktoś niszczy miejscowe centrum łączności, a w mieście pojawia się obcy, który szybko wdaje się mieszkańcom we znaki. Wreszcie w mieście pojawiają się wampiry i rozpoczyna się krwawe polowanie.
Miesiąc to dużo czasu by dzieci nocy, mogły sobie spokojnie poswawolić. Odcięte od cywilizacji Barrow wydaje się idealnym do tego miejscem. Jednak wampiry stworzone przez Steve’a Nilesa i Bena Templesmitha nie do końca są klasycznymi istotami tego gatunku. Choć sama historia zaczyna się bardzo klasycznie. Już nie raz pojawienie się obcego w mieście było zwiastunem nieszczęścia, jakie wkrótce miało spaść na lokalną społeczność. Ten chwyt jest stary jak świat, ale cały czas działa. Doskonale zadziałał także tutaj. Na szczęście dalszy ciąg historii nie jest już tak oczywisty i tutaj główny zły nie zginie na końcu od promieni słonecznych, ani kołka w serce. Zresztą to ostatnie i tak na niego by nie zadziałało.
Skoro mamy do czynienia z komiksem, nie można pominąć warstwy plastycznej. Ben Templesmith prezentuje w „30 dniach nocy” kreskę bardzo karykaturalną, luźną i biedną w szczegóły. Jednak taka artycha świetnie do tej historii pasuje. To, co ma być wyszczególnione takie jest, a reszta nie powinna zawracać czytelnikowi głowy. Dobre wrażenie robi również dobór barw, choć z powodu osadzenia całej akcji w nocy, ich paleta nie jest szczególnie urozmaicona i przeważają w niej szarości, burości i ponurości, choć i czerwieni nie brakuje. To wszystko tworzy specyficzny klimat, który idealnie współgra z opowiadaną historią.
Nie będę dalej ukrywał, że recenzowany tutaj komiks jest dla miłośników horroru pozycją obowiązkową. Niezła fabuła i ciekawa oprawa tworzą niepowtarzalną atmosferę, która na długo zostaje w pamięci. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, prędko powinien nadrobić zaległości. I niech nie sięga najpierw po jego ekranizację, bo z jednej strony popsuje sobie zabawę, a z drugiej może zostać zniechęcony do pierwowzoru. Film na postawie tego komiksu, nie jest niestety szczególnie udany. A szkoda, bo komiks zdecydowanie trzeba znać.
screeny do komiksu zostały zaczerpnięte z www.arenahorror.pl