World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników
Tytuł oryginalny: World War Z. An oral history of the zombie war
Autor: Max Brooks
Wydawca: Zysk i S-ka 2013
Rok powstania: 2006

Bardzo często historie o zombie rozgrywają się gdzieś na prowincjach, na ograniczonym odciętym terenie, gdzieś gdzie głównych bohaterów jest niewielu i łatwo śledzić ich losy. W ten sposób prościej jest opowiedzieć spójną historię. Jednak Max Brooks podchodzi to tematu inaczej. Nie on jedyny, choć niewielu zbliżyło się do tej skali.
Zombie szybko opanowały świat, a panika, jaka wybuchła po pierwszych doniesieniach tylko sprzyjała rozprzestrzenianiu się plagi. Ludzkość nie była przygotowana ta taką tragedię. Armia z konwencjonalną bronią była bez szans. Zaczęły powstawać pierwsze plany ratunku, ale nie wszystkie okazały się udane. Zawiodły same rozwiązania albo ludzie, którzy mieli je wdrożyć. Na szczęście z czasem sytuacja się ustabilizowała, a ludzkość nauczała się walczyć z hordami zombie. Najlepsze okazały się sprawdzone i najłatwiejsze rozwiązania.
„World War Z” nie jest książką, w której znajdziemy zwartą fabułę, ale nie sprawia to, że nie ma tutaj konkretnej historii. Na powieść składa się kilkadziesiąt relacji naocznych światków. Głównym bohaterem jest tytułowa wojna z zombie, a wszystkie relacje zebrał wysłannik ONZ. Dane, które zostały zebrane przez naszego kronikarza, okazały się zbyt osobiste dla organizacji, która go zatrudnia. Mogły przepaść w bezdennych archiwach lub zostać wydane. Padło na tę drugą opcję.
Dzięki temu mamy szanse poznać relacje najróżniejszych osób, o wszelakich zawodach, zróżnicowanej stopie życia i narodowości. Każda z nich przeżyła jednak niejedno, a ich wspomnienia potrafią zmrozić krew w żyłach. Całość zebrana i ułożona z zachowanie poszczególnych etapów wojny. Począwszy od pojawienia się pierwszych zarażonych, przez okres wojny, aż po ustabilizowanie i opanowanie sytuacji.
Taka forma opowieści sprawia, że książkę czyta się jak literaturę faktu. Z jednej strony jest to jej najmocniejszy punkt, gdyż daje wrażenie relacji z prawdziwych wydarzeń i stosunkowo łatwo jest się wciągnąć w ten świat. Z drugiej jednak strony, może niektórym przysporzyć pewnych problemów. Szczególnie, że trafia się kilka, nielicznych, co prawda, ale jednak występujących opowieści, które wydają się naciągane nieco na siłę. Na szczęście są to bardzo sporadyczne przypadki.
Jeżeli ktoś oglądał ekranizację i zastanawia się czy warto mu sięgnąć po książkę, to odpowiedź brzmi – tak. Film nie ma wiele wspólnego z tym, co przedstawił Max Brooks. Wykorzystuje kilka motywów, ale punkty wspólne są bardzo delikatne. Wystarczy wspomnieć, że zombie na ekranie są bardzo szybkie, a te na kartach powieści to tradycyjne ślamazary. Taka mała zmiana, a otrzymujemy zupełnie inny obraz całości.
„World War Z” to książka interesująca zarówno fabularnie jak i pod względem formy ukazania tej historii. Wiele odrębnych opowieści składa się na monumentalną całość, która albo się spodoba albo nie, ale warto spróbować.
Zombie szybko opanowały świat, a panika, jaka wybuchła po pierwszych doniesieniach tylko sprzyjała rozprzestrzenianiu się plagi. Ludzkość nie była przygotowana ta taką tragedię. Armia z konwencjonalną bronią była bez szans. Zaczęły powstawać pierwsze plany ratunku, ale nie wszystkie okazały się udane. Zawiodły same rozwiązania albo ludzie, którzy mieli je wdrożyć. Na szczęście z czasem sytuacja się ustabilizowała, a ludzkość nauczała się walczyć z hordami zombie. Najlepsze okazały się sprawdzone i najłatwiejsze rozwiązania.
„World War Z” nie jest książką, w której znajdziemy zwartą fabułę, ale nie sprawia to, że nie ma tutaj konkretnej historii. Na powieść składa się kilkadziesiąt relacji naocznych światków. Głównym bohaterem jest tytułowa wojna z zombie, a wszystkie relacje zebrał wysłannik ONZ. Dane, które zostały zebrane przez naszego kronikarza, okazały się zbyt osobiste dla organizacji, która go zatrudnia. Mogły przepaść w bezdennych archiwach lub zostać wydane. Padło na tę drugą opcję.
Dzięki temu mamy szanse poznać relacje najróżniejszych osób, o wszelakich zawodach, zróżnicowanej stopie życia i narodowości. Każda z nich przeżyła jednak niejedno, a ich wspomnienia potrafią zmrozić krew w żyłach. Całość zebrana i ułożona z zachowanie poszczególnych etapów wojny. Począwszy od pojawienia się pierwszych zarażonych, przez okres wojny, aż po ustabilizowanie i opanowanie sytuacji.
Taka forma opowieści sprawia, że książkę czyta się jak literaturę faktu. Z jednej strony jest to jej najmocniejszy punkt, gdyż daje wrażenie relacji z prawdziwych wydarzeń i stosunkowo łatwo jest się wciągnąć w ten świat. Z drugiej jednak strony, może niektórym przysporzyć pewnych problemów. Szczególnie, że trafia się kilka, nielicznych, co prawda, ale jednak występujących opowieści, które wydają się naciągane nieco na siłę. Na szczęście są to bardzo sporadyczne przypadki.
Jeżeli ktoś oglądał ekranizację i zastanawia się czy warto mu sięgnąć po książkę, to odpowiedź brzmi – tak. Film nie ma wiele wspólnego z tym, co przedstawił Max Brooks. Wykorzystuje kilka motywów, ale punkty wspólne są bardzo delikatne. Wystarczy wspomnieć, że zombie na ekranie są bardzo szybkie, a te na kartach powieści to tradycyjne ślamazary. Taka mała zmiana, a otrzymujemy zupełnie inny obraz całości.
„World War Z” to książka interesująca zarówno fabularnie jak i pod względem formy ukazania tej historii. Wiele odrębnych opowieści składa się na monumentalną całość, która albo się spodoba albo nie, ale warto spróbować.