Nienasycony
Tytuł oryginalny: Nienasycony
Autor: Łukasz Radecki
Wydawca: Phantom Books Horror 2017
Rok powstania: 2017

Wybiła wreszcie godzina, w której wydawnictwo Phantom Books Horror wydało swoją pierwszą pozycję. Został nią “Nienasycony” Łukasza Radeckiego i od razu napiszę, że kontynuowanie spuścizny legendarnego Phantom Pressu z początku lat dziewięćdziesiątych, nowy wydawca może sobie zaliczyć do udanych. Ale nie o wydawcy będę tu pisał, ale o książce. Wróćmy zatem do niej.
“Nienasycony” nie udaje czegoś czym nie jest. Od początku, dostajemy jasny sygnał, że będzie to horror klasy B i wszystko podporządkowane jest tutaj tej konwencji. Trzech bohaterów wypuszcza na wolność potężnego demona, którego uwięzili (po uprzednim wykorzystaniu w walce) Krzyżacy w XIV wieku. Powód ich czynu jest prozaiczny, a efekt jego działania spektakularny. Ale łatwiej coś uwolnić, niż z powrotem schwytać i w ciemności związać w krainie Mordo… tfu. Nie ta historia.
Cała ta opowieść rozgrywa się na dwóch planach czasowych. Mniej więcej współcześnie, czytaj od 1998 roku do 2003 i w dawnych dziejach, kiedy to zakon krzyżacki starał się wyjaśnić swój punkt widzenia świata, Litwinom. I to te dawniejsze dzieje czyta się przyjemniej. Tamte wydarzenia opisane są trochę wznioślej, ale spokojniej i chyba nawet ciekawiej. Czasy nam bliższe to już taka bardziej słowna sieczka. I nie chodzi mi tu o krwawe opisy czy latające strzępy ciała, bo tego wcale tak dużo nie ma. Choć sam Nienasycony jawi się jako chmura latających kończyn, ale tego widoku nie będzie czytelnikowi dane zaznać zbyt często.
Kilka pierwszych stron czyta się topornie. Nie wiem, czy autor później się rozkręcił, czy to ja przyzwyczaiłem się do jego stylu, ale prolog na minus. Na szczęście dalej jest lepiej, choć bez wychylania się zbyt wysoko. Przede Wszystkim brakuje tutaj bohaterów, którym można by kibicować. No bo krzyżakom to wiadomo, a Markowi, Romkowi i Tomkowi przez motyw, który ich napędza do działania, zwyczajnie nie wypada. Za to zdecydowany plus za scenę samego uwolnienia demona i rozpierduchę wioski naszych bohaterów. To jest najjaśniejszy punkt tej książeczki i aż szkoda, że takich widoków nie mamy więcej. Bo i samego tytułowego demona jest tu niewiele. Dużo się o nim mówi, coś tam w tle niby się dzieje, ale samych akcji z nim w roli głównej, mamy zdaje się dwie. Trochę mało.
No ale dobra. Demon został uwolniony, zaszalał, nasi bohaterowie zbierają manatki i znikają ze wsi by ukrywać się w Toruniu. Tam jakoś układają sobie życie, jeden lepiej inny gorzej, ale na wszystkich wydarzenia z przeszłości odcisnęły swoje brzemię. Czekacie na finałową konfrontację z piekielnym pomiotem? Nie ma.
No właśnie, finał niczego nie rozwiązuje przez co nie przynosi satysfakcji. Brniecie w tej takiej sobie historii w oczekiwaniu na jakieś spektakularne zakończenie, a tam dupa. Nic się nie wyjaśnia.
No dobra. Trochę się poznęcałem, ale jak już napisałem wcześniej, “Nienasycony” nie udaje czegoś czym nie jest. A jest prostym, nieskomplikowanym horrorkiem. Ma swoje momenty, ale i kilkoma elementami potrafi drażnić, przez co doskonale wpasowuje się w linię wydawniczą dawnego Phantom Pressu (której poziom wachał się po całej skali). Jest to średnie czytadło, które podczas lektury daje trochę zabawy, ale niczym nie zachwyca. I oto chyba chodziło. Ja w każdym razie poproszę prequel skupiający się na tych dawniejszych wydarzeniach, bo te współczesne mnie nie przekonują.