Folk
Tytuł oryginalny: Folk
Autor: Tomasz Czarny, Marcin Piotrowski
Wydawca: Dom Horroru 2018
Rok powstania: 2018

Wydawnictwo Dom Horroru opatrując niektóre ze swoich pozycji znaczkami 18+ i Parental Adivosry, nie robi tego ot tak. Nie jest to chwyt marketingowy, ani sposób zrobienia sobie jakiejś formy reklamy. Ba, powiedziałbym nawet, że umieszczenie tych oznaczeń na okładce jest jak najbardziej uzasadnione. I “Folk”, trzecia zdaje się pozycja w ten sposób oznaczona, potwierdza słuszność takiego działania.
Gore. Gatunek dla wybranych. Niektórzy twierdzą, że nie potrzebuje fabuły. Że sens opowieści to niepotrzebne zawracanie sobie głowy. Że ma być krwawo i obrzydliwie. To wystarczy. Czy aby jednak na pewno?
Ja tam lubię jak pod warstwą makabry, ekstremy i wszelkiego upodlenia kryje się jakaś opowieść. Historia, która wcale nie musi być wybitna, nie musi być odkrywcza, nie musi sięgać istoty egzystencji, ani nawet czegoś uczyć. Niech po prostu w miarę możliwości, jakoś logicznie spina całość. Niech to całe gore ujęte będzie w jakieś sensowne ramy. Tak jak to robi Lee, Everson czy White.
Tomasz Czarny w kooperacji z Marcinem Piotrowskim zaczynają nieźle. Chłopak chcąc uratować swoją dziewczynę od przećpania, organizuje jej przymusowy kameralny odwyk w domku gdzieś pośrodku niczego. Pech chce, że w okolicznym lesie grasuje perwersyjna rodzina kanibali.
I to tyle jeśli chodzi o fabułę. Początek, kiedy poznajemy bohaterów, przygotowanie do wyjazdu i pierwsze chwile w domku są ok. Niosą nawet nadzieję, że ktoś to wszystko przemyślał. Potem rozpoczyna się festiwal makabry, obrzydliwości, wynaturzonego seksu oraz przekraczania granicy jakiegokolwiek smaku. Z pominięciem sensu. Z pominięciem jakiejkolwiek logiki.
Jest brudno. To trzeba przyznać. Jest brudno, mocno i obrzydliwie. Widać tu wpływy Lee, choćby w postaci efektów chowu wsobnego. Widać uwielbienie dla “Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” choćby w scenie opisu kuchni gospodarzy naszej bohaterki. Można by szukać inspiracji dalej, ale nie zmieni to faktu, że warstwa gore w szkolnej skali jest na piąteczkę. Dzieje się sporo i brutalnie. Wszystko kręci się wokół wynaturzonego seksu i szamania ludziny. Ta kwestia nie zawodzi i przyznam, że nawet mi momentami robiło się nieswojo. Co ciekawe, czytałem gdzieś zarzut, że humor jest niskich lotów, a bohaterowie są tępi. Tak w skrócie. Zarzut, który uważam za kompletnie nietrafiony bo biorąc pod uwagę konwencję przyjętą przez autorów i fakt, że mamy tu grupę zdegenerowanych, wychowanych gdzieś w lesie, z dala od cywilizacji kanibali, dziwnym by było by ich humor był super inteligentny, a w wolnych chwilach dyskutowali nad wyższością irańskiego kina undergroundowego nad jego irackim odpowiednikiem. No proszę Was. Dodam jeszcze, że galeria zwyroli jest dość ciekawa i urozmaicona. Ciężko u nich szukać głębi psychologicznej, ale każdy czymś się odznacza.
I o ile szanuję konwencję, rozumiem stawianie formy nad treścią, tak kompletne olanie fabuły i pozbawienie jej jakiegokolwiek choćby najmniejszego sensu, wprawiło mnie w osłupienie. Opowieść w tej książce leży i kwiczy jak ofiary na stole przedstawionych tutaj oprawców. Motyw z narkomanką do niczego nie prowadzi. Nie ma żadnego wpływu na wydarzenia. Bohaterowie równie dobrze mogliby pójść na grzyby i wpaść w brudne łapy wypaczonej rodzinki. Syndrom odstawienia pokonuje jedna tabletka. Jedna. Ale to nic w porównaniu z zakończeniem. To co się dzieje na tych ostatnich dwóch czy trzech stronach jest nie do opisania. Nie wiem czy autorzy nie rozmawiali ze sobą, czy byli już zmęczenie i chcieli to zakończyć jak najszybciej lub jak najprościej, ale finał był jak cios w twarz. Kompletny bezsens. I żeby było jasne. Sam pomysł takiego zakończenia ani nie jest zły sam w sobie, ani nie jest niczym czego byśmy już wcześniej nie widzieli. Po prostu w połączeniu z wydarzeniami, których jako czytelnik byłem świadkiem wcześniej… czemu? Jak? Po co? To nie pasuje. Jak ktoś wpadł na pomysł by tak to zakończyć? Nie wiem. I chociaż autorzy nawet w kilku miejscach sygnalizowali takie rozwiązanie, za każdym razem myślałem sobie - niemożliwe. Przecież nie miałoby to żadnego sensu.
A jednak.
Ale “Folk” to nie jest zła książka. Jest to pozycja skierowana do fanów gore i jako taka się sprawdza. Jest mocna, dosadna i brutalna. Fabularnie co prawda leży, a to nieszczęsne zakończenie to już w ogóle inna liga, ale jako całość jest całkiem ok. Jeśli lubisz obrzydliwą makabrę, wypaczonych bohaterów, a przy tym logika wydarzeń nie jest dla Ciebie czymś koniecznym, bierz śmiało. A nawet dodaj sobie punkcik to oceny. Chorej zabawy jest tu cała masa. Klimat jest ciężki a widoki niejednokrotnie przegięte. Jeśli jednak nie jesteś pewien/na czym jest gore albo kojarzysz gore z mocniejszymi opisami u Mastertona, to “Folk” jest chyba złym adresem. Tylko dla świadomych.