Wije
Tytuł oryginalny: Wije
Autor: Adam Deka
Wydawca: Dom Horroru 2018
Rok powstania: 2018

Gdyby ktoś urządzał plebiscyt na najbrzydszą okładkę roku, to mam tutaj kandydatkę. Jednak jak wszem i wobec wiadomo, książki nie ocenia się po oprawie, a zawartej w niej treści. A ta się broni. Szczególnie jeśli lubicie animal attack.
“Wije” to zbiór dwóch nowelek które choć posiadają wspólnego autora, łączą się ze sobą fabularnie oraz atakują tymi samymi robalami, różnią się diametralnie pod względem kreowania nastroju i intensywności wydarzeń.
Tytułowy tekst daje początek tej historii. Były pracownik zakładu pogrzebowego jest zapalonym terrarystą. Dzięki azjatyckim kontaktom w jego ręce wpada rzadki gatunek skolopendry, który wkrótce ujawni swoją nadzwyczajną żarłoczność. Pierwszą ofiarą będzie nasz miłośnik pareczników, ale obok cmentarza, na którym sobie dorabia znajduje się więzienie dla kobiet. Za murami zakładu karnego jest więcej osób niż w kanciapie stróża parku sztywnych, a co za tym idzie, większa ilość pożywienia. Skolopendra rusza do ataku.
Pierwszym słowem jakie mi się nasuwa by scharakteryzować tę nowelkę jest: intensywność. Jeśli chodzi o szybkość akcji, to Adam Deka nie bierze jeńców. Tempo jest masakryczne. Po dwóch czy trzech stronach wstępu, rozpoczyna się festiwal makabry, okropności i wynaturzenia. To kolejna pozycja z Domu Horroru, która na okładce ma znaczek 18+ oraz Parental Advisory i po raz kolejny udowadnia, że te ostrzeżenia nie są tam dla szpanu. Wije wylewają się z każdego możliwego otworu i wnikają w każdy z nich. Ucztują na swoich ofiarach, przeżerając się przez tkankę jak rozpalony do czerwoności nóż przecina kostkę masła. Krew, jad i wszelkie płynu ustrojowe zalewają karty książki w ilości, która wydaje się skapywać z papieru. Szczególnie, że i bohaterowie dodają co nieco od siebie. Galeria postaci jest dość obskurna, a więzienie dla kobiet wydaje się być pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Wije spokojnie mogą sobie poszaleć i z tej możliwości skwapliwie korzystają.
Oczywiście robią to bez jakiegoś planu, składu czy momentami nawet sensu. Ale umówmy się, że przecież nie o to tu chodzi. W całym tym zalewie masakry i pareczników, sporo jest też chaosu. Wydarzenia gnają na złamanie karku nie dając czytelnikowi nawet chwili wytchnienia, przez co też momentami wkrada się nieco nudy. Bohaterowie są tylko delikatnie zarysowani, ale i tak nie ma co się do nich przywiązywać. W końcu są tu tylko po to, by zginąć. Z drobnymi wyjątkami. A, no i nie brakuje masy scen, które mają po prostu szokować. Kto co lubi.
Drugi z zamieszczonych w książce tekstów to “Azyl skolopendry”. Jest to właściwie bezpośrednia kontynuacja opisanej wyżej historii, ale tym razem przenosimy się do zakładu dla mniej lub bardziej obłąkanych. Wkrótce w tajemniczych okolicznościach zaczną ginąć pacjenci jak i członkowie personelu.
Tym razem, opowieść cechuje się zdecydowanie mniejszą intensywnością. Autor poświęcił więcej uwagi bohaterom i choć nie są oni normalni, nie ważne czy mówimy tu o pacjentach czy personelu, to jednak nie są też tak wynaturzeni jak ci z wcześniejszej nowelki. No może poza jednym typem, którego poznacie już sami sięgając po tę książkę. Skolopendra oczywiście także tutaj sieje czystkę, ale robi to dużo wolniej i wydaje się, że działa bardziej metodycznie. Jest też mniej chaosu, a więcej lepiej ułożonej akcji. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Znalazło się nawet miejsce dla odrobiny filozofowania i choć jest mniej krwawo, nadal fani gore powinni być zadowoleni. Dodam jeszcze tylko, że ten tekst podobał mi się bardziej niż poprzedni.
“Wije” to kawał takiego brudnego animal attack. Coś dla tych, którzy lubią wynaturzenia, przesadną brutalność i nie doszukują się w tym wszystkim zbytniego sensu. Jasne, mogłoby być lepiej. Przede wszystkim momentami jest chaotycznie, zachowanie osadzonych w więzieniu dla kobiet całkowicie mi nie podeszło, jest trochę szokowania dla samego szokowania, momentami tak intensywnie, że aż nudno, a logika niekiedy leci jak tempo akcji - na łeb na szyję. Ale nie oszukujmy się. Przecież o to tu właśnie chodzi. Po takie pozycje sięga się dla mocnych wrażeń, makabry i brudnej, ale jednak zabawy. A to wszystko i jeszcze więcej, “Wije” dostarczają w ilości zadowalającej.