Obślizgłe Paluchy
Tytuł oryginalny: Obślizgłe Paluchy
Autor: Patryk Bogusz
Wydawca: Dom Horroru 2019
Rok powstania: 2019

Panie, a co tu dają?
Cóż, proszę Pana, jak to w restauracji. Jedzenie. Tutaj głównie mięso. Coś dla koneserów. Ludzinę. Choć z tymi koneserami to różnie bywa. Jedni przychodzą tu celowo, wiedząc co serwowane jest na talerzach, inni trochę z przypadku. Zdarzają się też cwaniaki, co to chcieliby najeść się do syta za darmo. Z takimi obchodzą się tu raczej chłodno.
A smaczne to?
To już rzecz gustu. Gdybym miał uogólnić, to powiedziałbym, że czasami jest krwisto, choć kucharze nie przekraczają pewnych granic. Tu i tam widać jakiś ochłap mięsa, poleje się trochę krwi, a i dekapitacja się znajdzie, ale wszystko odbywa się szybko, sprawnie i trochę jakby przez zamgloną szybę, żeby widz mógł utrzymać treść posiłku w żołądku. Takich scen nie ma jednak zbyt dużo.
A tak w ogóle jest to historia o miłości. On, erotoman próbujący gotować i lubiący polować na składniki. Ona, gruba i wygadana. Spotykają się przypadkiem. Nasz początkujący kucharz łowca obcina jej głowę i smaży we fryturze, ale ona cały czas gada. Dziwne, nie? Nikogo to jednak szczególnie nie zaskakuje. Ot, zwykła rzecz.
No może lekko irytuje.
Uczucie zakochania pojawia się nieco później, po pewnej kradzieży, ale nie ma co tutaj wchodzić w szczegóły. Może zechce Pan sam spróbować.
A chłodne dania dają?
Całość jest nieco chłodna. Niby wyciąga rękę po pewne tabu, ale właściwie ich nie łamie. Obsługa jest dosyć nijaka. No, może wujek bohatera jest tutaj bardziej wyrazisty, ale to taki wyjątek potwierdzający regułę. Nic nikogo nie dziwi. Nad wszystkim można przejść do porządku dziennego. Bohater kręci się to tu to tam, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić i od czasu do czasu przypomni sobie o gadającej głowie. Westchnie sobie na to wspomnienie i to wszystko. Los bądź przypadek, jeśli można to w ogóle rozróżnić, musi mu wszystko pod nos podstawić, bo inaczej nic by się nie wydarzyło. Niby trochę oczytany, ale z lektury za dużo nie wyniósł.
Brzmi to trochę strasznie.
Tylko tak brzmi, bo strachu nie ma tu nawet szczypty. Jedyne co straszy to członek naszego, nazwijmy go protagonisty. Czasami wyłania się na światło dzienne i właściwie to nie budzi nawet grozy, a raczej szokuje obleśnością. Jeśli podciągnie Pan to sobie pod horror, to ok. Ale obok strachu to nic tutaj nawet nie stało.
To co? Wejść, kupić coś? Czy lepiej pójść gdzieś indziej?
A bo ja wiem. Spróbować niby można. Taka średnia knajpa. Trochę gore, trochę obleśności, ale są miejsca gdzie jest tego więcej. Bać się nie ma czego, więc pod tym względem jest bezpiecznie. A czy gdzieś indziej karmią lepiej? Pewnie w przeciętnym kebabie na rogu można trafić na podobne składniki. Tego nigdy się nie wie. A ze średnimi knajpami jest tak, że i one znajdują sobie zwolenników. Przeciwników zresztą też. Tak czy inaczej spróbować można. Może nie zaszkodzi.