Dziewczyna, która kochała Toma Gordona
Tytuł oryginalny: The Girl Who Loved Tom Gordon
Autor: Stephen King
Wydawca: Prószyński/Albatros 2018
Rok powstania: 1999

Wiecie, że Stephen King kocha baseball. I zapewne wiecie też doskonale jakiej drużynie kibicuje. Pisze też horrory. Całkiem niezłe zresztą. Lubi w nich wtrącać motywy powiązane ze swoim ulubionym sportem. Ale w “Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” chyba trochę przegiął. No prawie.
Czyli będzie o sporcie.
Ale zanim o odbijaniu piłki kijem, będzie o dziewczynce, która zgubiła się w lesie. Dziewięcioletnia Trish wraz z matką i bratem, udaje się w pieszą wędrówkę w góry. Ładny dzień, okoliczności przyrody i świeże powietrze zdają się sprzyjać takiej wyprawie. Małym zgrzytem jest kłótnia jaka wywiązuje się między jej rodzicielką, a jej bratem, ale to w sumie nic nowego. Zdążyła już się przyzwyczaić. Gdy musi zejść ze szlaku za potrzebą, nie informuje o tym nikogo, bo przecież zaraz wróci. Ale drzewa wszędzie są takie same i droga powrotna okaż się nieco przeciągnąć.
Wydaje się, że dziecko samo w ogromny lesie to już wystarczająco przerażająca wizja. I pewnie tak jest, ale Trisha radzi sobie w nim zaskakująco dobrze. Szybko orientuje się, że raczej nie da rady odnaleźć drogi powrotnej, więc podejmuje wszelkie kroki, które pozwolą jej przetrwać w dziczy. Racjonuje pożywienie, stara się obrać kierunek marszu i nie zboczyć z obranej ścieżki, szuka rzeki bądź strumienia by iść z jego biegiem. W końcu gdzieś będzie jakaś osada.
Oczywiście momentami ma chwile załamania. Szczególnie, że z każdym dniem jest coraz słabsza i bardziej wyczerpana, a w lesie czają się przecież liczne niebezpieczeństwa. Dzikie zwierzęta, zmienna pogoda czy niepewny grunt to tylko nieliczne z nich. No i jest jeszcze coś, co zdaje się czaić poza zasięgiem wzroku. Dziewczynka to czuje, ale jakby ma też inne zmartwienia.
Znajduje też chwile pocieszenia, kiedy korzystając z walkmena słucha relacji z meczów Red Soxów, jej ulubionej drużyny, w której gra przecież Tom Gordon. Ten sam, który w chwilach zwątpienie podniesie ją na duchu, a czasem wskaże nawet kierunek.
Baseball odgrywa w tej książce istotną rolę i choć jest tylko lub aż sportem, daje naszej bohaterce chwilę odprężenia i swego rodzaju poczucie osadzenia w rzeczywistości. Niesie też pewną warstwę metafizyczną, kiedy Trish widzi swojego ulubionego gracza i właściwie nie ma znaczenia czy jest on prawdziwy, czy stanowi tylko twór jej wyobraźni. Ważne, że pomaga.
“Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” właściwie nie straszy. Jasne, są tu momenty kiedy bohaterka wpada w mniejsze lub większe tarapaty, ale radzi sobie z nimi mniej więcej na poziomie doświadczonego skauta, który z niejednego lasu jagody jadł. Niby jest coś, co idzie jej tropem, ale rzadko wychyla swój łeb z pomiędzy drzew. No może na końcu dojdzie do konfrontacji, ale tam straszniejszy jest stan Trishy niż to z czym musi się zmierzyć. Chociaż momentami pewne napięcie występuje. Ale horroru lub większej dawki grozy brak.
Czyta się nawet nieźle. Bohaterka jest sympatyczna i łatwo jest przejąć się jej losem. Dużo tu sportu jak na fabułę o dziewczynce zagubionej w lesie, ale to nie jest wielką wadą. Nie jest to nawet do końca horror. Raczej historia z nutką grozy, która na pewno znajdzie swoich zwolenników, ale łatwo jest mi też sobie wyobrazić, że komuś nie podejdzie. Mimo wszystko warto spróbować.