Miasto niesamowitości
Tytuł oryginalny: Miasto niesamowitości
Autor: Hubert Smolarek
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
Rok powstania: 2019

Toruń to miasto, które darzę olbrzymim sentymentem. Urodziłem się niedaleko, tam poznałem żonę i tam zwiedziłem liczne mniej lub bardziej reprezentatywne zakątki. Dlaczego zaczynam od wspomnień z miejscowości kojarzonej z Mikołajem Kopernikiem i piernikami? I żużlem? I uniwersytetem? I pozostałościami po zamku? I… sporo można wymieniać. Otóż zaczynam od Torunia, ponieważ “Miasto niesamowitości” jest z tą aglomeracją nierozerwalnie związane. Stanowi inspirację historii, które opowiada nam Huber Smolarek, czerpiący pełnymi garściami z miejscowych legend, tajemnic i autentycznych wydarzeń, serwując to czytelnikowi odziane w szaty klasycznej grozy.
Zobaczcie co Was czeka.
Najlepszy przyjaciel
Dwójka chłopców odkrywa podziemne wejście do tunelu w miejscu, które jak sądzili, doskonale znają. Nie wiedzą jeszcze, że zejście zupełnie odmieni ich życie.
Historia osadzona w dwudziestoleciu międzywojennym, charakteryzuje się całkiem rozsądnym tempem i przyjemnie narastającą atmosferą grozy. Taką z klasycznym lovecraftowskim sznytem. Lekko archaiczny język dobrze współgra z opowieścią i podkreśla jej klimat.
Historia kilku znajomości
Para kończy pięciodniową wizytę w Toruniu. Ona pociągiem jedzie do Łodzi. On spacerem rusza na dworzec autobusowy. Po drodze spotyka kilka osób, które wyraźnie dają mu się we znaki. Ale czy to one faktycznie są problemem? I kim jest elegancki gość na dworcu?
No dobra, akurat tego ostatniego domyślacie się natychmiast. Historia prosta, momentami trochę irytująca z jednym fatalnym dialogiem i mocno sztywnym bohaterem. Typowy średniak.
Pewnego chłopca niezwykłe przygody
A chłopca tego wnet rozpoznacie, gdy tylko opowiadania tego lekturę rozpoczniecie. Ciekawski małolat z niego nie lada, lecz znalezisko pewne ukierunkuje go na lata.
Mocno stylizowany język, który serwuje autor, pasuje do tego opowiadania (choć trochę męczy) bo i fabuła osadzona jest w przeszłości. Kto jest bohaterem można się szybko domyślić, ale nie brakuje tu pewnej dawki tajemnicy i sporej garści motywów dla miłośników staro szkolnych niesamowitości.
Bestia
Ekipa telewizyjna przeprowadza wywiad z osadzonym mordercą. Mężczyznę skazano za jedno zabójstwo, choć on sam przyznaje się do wielu innych, o których z chęcią opowiada.
Pierwsze opowiadanie napisane bez specjalnej stylizacji języka i pewnej maniery, która dawała się trochę we znaki w "Historii kilku znajomości". Ciekawe zakończenie, sporo opisanych zbrodni i charakterystyczna postać mordercy. Solidny tekst.
Trzecia trzydzieści trzy
Emerytowany wojskowy zostaje zatrudniony w firmie ochroniarskiej. Zostaje przydzielony do ochrony muzeum, a praca wydaje się mu przyjemna i doskonale pasuje do jego charakteru. Aż pewnej nocy na ekranie monitoringu dostrzega coś dziwnego. Czy to możliwe, by budynek był nawiedzony? Pragnąc rozwikłać zagadkę, odkryje tajemnicę, której się nie spodziewał.
Czytelnik za to pewne podejrzenia wcześniej czy później wysnuje, które sprawią, że zakończenie nie będzie dla niego tak zaskakujące jak dla bohatera. Nie zmienia to faktu, że opowiadanie czyta się przyjemnie. Duża tu zasługa sympatycznego bohatera i w sumie całkiem interesującego wątku z duchem.
Toruń Kluczyki
Historia pewnego fascynata kolei. Bohater uwielbia pociągi, tramwaje i wszelkie inne pojazdy szynowe, a jego marzeniem jest praca w ich otoczeniu. Wbrew przeciwnością losu dąży do jego realizacji.
Silny akcent kolejnictwa jednoznacznie przywodzi na myśl dzieła Stefana Grabińskiego. I wydaje się, że unosi się nad tym opowiadaniem coś z jego ducha. Już samo to powinno być wystarczającą zachętą.
Vilcabamba
Para w muzeum w byłym domu Tonego Hallika, spotyka pewnego jegomościa, który twierdzi, że wraz z charakterystycznym podróżnikiem oraz Elżbietą Dzikowską brał udział w jednej z ich wypraw. Z chęcią dzieli się dziennikiem z podróży, a nasi bohaterowie odkryją przerażająca historię, w którą trudno będzie im uwierzyć.
Coś dla miłośników dżungli, dziwnych kultów i okrutnych bogów. Czyta się przyjemnie, a całość podzielona jest na przeplatające się dyskusje naszych bohaterów oraz fragmenty wspomnianego dziennika. Jest też solidna dawka grozy.
W upalną noc
Do szpitala w początkowo spokojną noc, zostaje przywieziona ofiarą strzelaniny. Trzy kule to nie lada wyzwanie dla medyków, a pacjent kilka razy musi być reanimowany. Udaje się go uratować. Gdy odzyskuje przytomność zdradza lekarzowi, co widział po drugiej stronie.
Wizje piekła zazwyczaj są do siebie podobne. Tutaj nie jest inaczej. Nic nie zaskakuje, chociaż sam lekarz wydaje się pożądanym gościem.
Jak widać tematyka jest różna. Mamy duchy, tajemnicze kulty, opowieści niesamowite, a i seryjny morderca się znajdzie. Wszystko napisane z takim klasycznym zacięciem i momentami czuć tutaj atmosferę rodem z twórczości Lovecrafta albo Grabińskiego. Za to, jak i za różnorodność niewątpliwie plus.
Same teksty, co pewnie nikogo nie zaskoczy skoro mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań, trzymają różny poziom. W jednych nacisk położony jest na budowanie atmosfery grozy, w innych opowiedzenie raczej opowieści niesamowitej, w której nawet jeśli atmosfera strachu występuje, to zepchnięta jest na drugi plan. Tam gdzie jest Toruń. Wspomniane miasto obecne jest w każdym zamieszczonym w książce tekście. Czasami jest tylko miejscem akcji, a czasami pełni nieco istotniejszą rolę. Niewątpliwie jest jednak elementem, który spaja wszystkie opowieści w jedną całość.
Żeby nie było jednak tak słodko, mam też kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim autor pisze z pewną manierą. Szczególnie jest to odczuwalne w pierwszych trzech opowiadaniach. Potem nie jestem pewien czy z niej rezygnuje, czy zostaje stonowana czy po prostu się przyzwyczaiłem. O ile mogę to zaakceptować w “Najlepszym przyjacielu” czy “W pewnego chłopca niezwykłe przygody”, gdzie stylizowany język podkreśla czas w jakiej rozgrywają się wydarzenia, tak przebrnięcie przez “Historię kilku znajomości” było już pod tym względem pewnym wyzwaniem. Zresztą jest to chyba też najsłabsze opowiadanie w książce, a sposób w jaki autor opowiada tę historię oraz w jaki wypowiada się główny bohater, nie polepsza jego odbioru. Potem na szczęście jest lepiej. Albo jak już wspomniałem, przyzwyczaiłem się.
Ach, nie wspomniałem jeszcze, że całość jest grzeczna. Może aż za bardzo, przez co zdecydowanie cierpi warstwa horroru. Nie musi być to oczywiście wadą. W końcu grozy nie mierzy się ilością przelanej krwi lub kilogramami zmasakrowanego mięsa, ale gdyby tak czasami zadziałać nieco brutalniej, albo gdyby tak splunąć przekleństwem, całość zyskałaby nieco rumieńców.
“Miasto niesamowitości” to interesujący zbiór, który muszę pochwalić za spoiwo, które stanowi Toruń oraz całkiem nieźle kreowaną atmosferę grozy. Taką klasyczną jaką zachwyca nas Lovecraft, Poe, Grabiński. Może nie tak intensywną, ale niewątpliwie czuć tu wpływ wielkich klasyków. Całość jest może trochę zbyt grzeczna, nieco manieryczna, ale w sumie miłośnikom klasycznego horroru powinna się spodobać. Mi ogólnie rzecz biorąc, podobało się.