Skyrent. Walka pragnień
Tytuł oryginalny: Skyrent. Walka pragnień
Autor: Jury Camel
Wydawca: Novae Res 2020
Rok powstania: 2020

“Skyrent. Walka pragnień” to całkiem przewrotny tytuł. Z jednej strony trzeba się przygotować na walkę by dobrnąć do końca, a z drugiej pragnień tam zbyt wiele nie uświadczymy. Chyba, że mowa o pragnieniu porzucenia lektury. Na okładce występuje też słowo “żądza”. Ta owszem występuje, choćby względem posiadania władzy czy kobiet, ale to trochę za mało by pociągnąć fabułę.
Bagling to miasto, które na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem zwyczajne. Dwa parki, uniwersytet, ruiny klasztoru, kilka barów (tak podejrzewam bo zajrzymy tylko do jednego) i jego mieszkańcy. W mieście trwa właśnie kampania, w której wybrany zostanie burmistrz. Czy ponownie urząd ten obejmie Alice Cottyn, czy może jej przeciwnik Max Kaying? O tym zdecydują wyborcy. O ile zechcą wyjść z domów bo choć władze miasta twierdzą, że wszystko gra i nie ma czym się martwić, w okolicy znikają ludzie. Ślad po nich ginie, a policja wydaje się bezradna. Zdecydowanie kryje się tu jakaś mroczna tajemnica.
I od razu powiem, że kryje się bardzo skutecznie. Choć “Skyrent. Walka pragnień” pozycjonowana jest jako horror, to miłośnicy tego gatunku po lekturze będą zawiedzeni na całej linii. Groza obok tej książki nawet nie stała. A wydaje się, że jest tu dla niej miejsce. W końcu mieszkańcy Bagling znikają, niektórzy bohaterowie sporadycznie słyszą tajemnicze szepty, a niektórzy doświadczają innych zjawisk paranormalnych. Jeden widzi nawet kogoś zmarłego. Niby tak, ale w tej jakby nie patrzeć, ponad czterysta stronicowej książce, motywów grozy jest może z dziesięć stron. I to takich, że możecie ich nie zauważyć. Napięcia nie ma żadnego, klimat jest mocno ulotny, a nawet ci bojący się o własne życie obywatele to tylko słowa rzucane przez jednego lub drugiego bohatera, bo z samej fabuły w żaden sposób to nie wynika. Dramatycznie kiepski horror.
Ale jak wejdziecie na stronę autora, to ten od razu zdradza, że nie jest to typowy horror. Nie jest to nawet typowa fantastyka. Że nacisk jest położony na postaci, psychologię i różnorakie związki międzyludzkie. I że to jest pierwsza część cyklu.
No dobra. To jak ta psychologia wypada? Bohaterów jest tu kilku. Każdy jest inny, a między nimi kształtują się różne relacje. Jedni podczas lektury zmieniają swoje oblicze (jak Blaze), inni od początku do końca są maksymalnie jednowymiarowi (jak pani burmistrz). Wszyscy schematyczni i niczym się niewyróżniający do tego stopnia, że momentami gubiłem się kto jest kim. A ich imiona i nazwiska zdecydowanie mi w tym pomagały. Relacje jakie między nimi się tworzą nie są szczególnie głębokie. Ot, ten jest przyjacielem. Ten zaraz przestanie nim być. A tamtych wyraźnie coś dzieli. Postępowanie bohaterów nie zaskakuje. Czasem wydaje się uzasadnione, a czasem podporządkowane jest fabule. Niby warstwa psychologiczna wydaje się tu bardziej rozbudowana niż w przeciętnej powieści, ale nie szczególnie przekłada się to na doznania z lektury. Wręcz przeciwnie, bo wewnętrzne monologi albo długaśne opisy autora momentami zwyczajnie męczą i wkrada się znużenie. Szczególnie, że wydarzenia wloką się niemiłosiernie i często kompletnie nic z nich nie wynika. Generalnie mam wrażenie, że strasznie dużo jest pustki w tym wodospadzie słów.
Sporo w “Skyrent. Walka pragnień” elementów, które burzą budowany świat. Wspomnę tylko o początku. Dzieje się on kilka lat przed głównymi wydarzeniami i poznajemy w nich Blaze’a. Chłopak ma ego większe od siebie (co zresztą jest grzechem większości spotykanych w książce bohaterów), ale niech mu już będzie. Poznajemy go gdy “nie ma nawet jeszcze osiemnastu lat”, czyli możemy strzelić w te szesnaście, może siedemnaście. Widząc na plaży kłótnie na oko trzydziestolatków, stwierdza, że w sumie mogliby być jego rodzicami. Serio? Albo nasz bohater idzie na imprezę. Domówkę organizowaną przez nastolatków. Co gra z głośników? Disco Polo. Na prawdę. Byliście jako nastolatkowie na imprezie na której grali Disco Polo? Przypomnę, że akcja dzieje się w Ameryce.
Przez “Skyrent. Walka pragnień” brnie się jak przez gęstą mgłę. Niby czułem, że posuwam się do przodu, ale ani nie wiedziałem gdzie jestem, ani nie widziałem żadnego punktu, ku któremu mógłbym się kierować. Momentami się dłużyła. Cokolwiek dziać się zaczyna pod sam koniec, a finał całkowicie zawodzi. Jeśli oczekujesz horroru, tu go nie znajdziesz. Jeśli natomiast spodziewasz się przeciętnej obyczajówki i nie stawiasz lekturze wygórowanych wymagań, za to lubisz jak ktoś próbuje kreślić bardziej rozbudowane portrety psychologiczne (choć z mocno takim sobie skutkiem), to możesz spróbować. Może Tobie spodoba się bardziej.