Rytuał
Tytuł oryginalny: Ritual
Autor: Graham Masterton
Wydawca: Amber 1992
Rok powstania: 1988

“Rytuał” delikatnie wyłamuje się ze schematu twórczości Grahama Mastertona. Otóż zamiast starodowym duchem/potworem/bóstwem/demonem (niepotrzebne skreślić), brytyjski pisarz straszy czytelnika zakonem. Jasne, nadal cała fabuła ubrana jest w doskonale znane jego miłośnikom ramy, ale zawsze to pewna odmiana.
Wspominanym zakonem są Celestyni, którzy dość dosłownie interpretują niektóre słowa zawarte w Biblii. Przekona się o tym Charlie, restauracyjny cichy klient, który podróżuje wraz z synem. Pewnego ranka odkrywa, że jego potomek zniknął, a trop prowadzi do pewnej zamkniętej dla szerokiego grona restauracji, do której nasz bohater jeszcze niedawno próbował nieustępliwie się dostać. Wkrótce odkryje kim są Celestyni, jak działa ich organizacja i co ma na celu. Życie jego syna jest zagrożone, a czas ucieka.
Charlie w porównaniu do innych bohaterów Mastertona jest trochę nijaki. Nie można mu odmówić determinacji, a w kabale, w którą się wplątał, determinacja będzie mu szczególnie potrzebna, ale na tle postaci z innych książek, brakuje mu nieco charakteru. Może dlatego podczas lektury nie do końca byłem mu w stanie kibicować, choć jego losy obserwowałem z zaciekawieniem.
Lepiej wypada zakon Celestynów i stojący na jego czele przywódcy. Czyć tu potężną intrygę, a wraz z rozwojem wydarzeń czytelnik przekona się, że macki tej organizacji sięgają głębiej niż to z pozoru wygląda. Choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę czym się zajmują i jak bardzo nikt się za bardzo nie interesuje ich działalnością, można dojść do wniosku, że plecy muszą mieć potężne. Wyjaśnienie tego faktu, podobnie jak niektóre wydarzenia, które będziemy obserwować, bywają nieco delikatnie mówiąc, naciągane. Bohaterowie czasem zachowują się niewiarygodnie, a czasem idzie im zbyt łatwo. W ogólnym rozrachunku nie drażni to jednak jakoś szczególnie.
Jak na Mastertona nie mam tu także jakiegoś wielkiego rozlewu krwi. Szczególnie na początku, bo później pod tym względem robi się ciekawiej, ale nadal nie jest to poziom, który mógłby kogoś odstręczyć. Choć sama końcówka to już inna kwestia. Tam robi się intensywnie i makabryczna wyobraźnia potrafi pracować na pełnych obrotach.
Fabuła rozwija się dosyć powoli, więc czytelnik ma czas na przyzwyczajenie się do bohaterów oraz przywyknąć do ich charakterów. Autor w charakterystyczny dla siebie sposób snuje swoją opowieść, choć jak wspomniałem akapit wcześniej, w dość łagodnym tonie. Jak na niego. Opowiadana intryga potrafi wciągnąć, a przygotowane w niej zwroty akcji są satysfakcjonujące. Od czasu do czasu wkradną się nudniejsze momenty, ale można przez nie przebrnąć bez większego wysiłku.
“Rytuał” to całkiem przyzwoity horror, który przyciąga do siebie snutą przez autora intrygą i całkiem niezłym pomysłem złej organizacji. Finał rozgrywa się szybko, ale nie pozostawia niedosytu. Tak samo jak lektura. Czyta się przyjemnie i pozostaje w pamięci na dłużej. Czego chcieć więcej?