Biblioteka na Górze Opiec
Tytuł oryginalny: The Library at Mount Char
Autor: Scott Hawkins
Wydawca: Mag 2022
Rok powstania: 2015

Ta seria horrorów od wydawnictwa Mag, jakoś tak mało horrorowa jest jak na razie. O ile “Ballada o Czarnym Tomie” i “Odmieniec” może nosić taką gatunkową metkę, tak w przypadku “Dni ostatnich” miałem pewne wątpliwości. A teraz przyszedł czas na “Bibliotekę na Górze Opiec” i to już w ogóle nie jest horror. Gdyby nie wrzucenie jej do wspomnianej serii, nie szukałbym książki na tej półce. Co nie znaczy, że to jest zła opowieść.
Pomysł na fabułę jest zacny. Mamy ojca, który zaginął i jego dzieci, które starają się ustalić co się z nim stało. Tylko, że ojciec to ktoś w rodzaju boga, a wspomniane dzieci niekoniecznie są powiązane z nim genetycznie. Przynajmniej nie wszystkie. Po pewnym wydarzeniu trafiły do tytułowej biblioteki, ale ta jest ukryta gdzieś między wymiarami, a zawarte w niej książki przechowują zaskakującą wiedzę. I tak jedna osoba uczy się języków, ale nie tylko takich zwykłych, ale także np. poezji burz lub dialektu którym posługują się wulkany. Inna kształci się w medycynie i przywracaniu zmarłych do życia. Następna zostaje super wojownikiem. Ale zaginięcie ojca i pewna pułapka, która pojawiła się w ich okolicy nieco komplikuje całą sytuację, a ludzkość doprowadza na skraj apokalipsy. Kto by się tam jednak przejmował ludźmi.
Powtórzę to jeszcze raz. “Biblioteka na Górze Opiec” nie jest horrorem. Fantasy? Być może. Postapo? Tak. Horror? Zdecydowanie nie.
Jasne, trup momentami ścieli się gęsto, napięcie czasami rośnie, a galeria wyprutych z uczuć bohaterów jest całkiem szeroka. Jednak to nie powoduje, że książka od razu jest horrorem. Kompletnie nie ma się czego bać. Sceny przemocy są normalne, bez wnikania w szczegóły, choć niektóre tortury, których będziemy świadkami są prawdziwie koszmarne. Ale też opisane raczej po macoszemu, zostawiając pole do popisu dla naszej wyobraźni.
Dlaczego więc zajmuję się tą książką? Bo wydana została we wspomnianej już we wstępie serii.
I choć nie jest to horror (tak, wiem, że już to pisałem, ale powtórzę jeszcze raz), to lektura wciąga i zwyczajnie może się podobać. Autor serwuje nam masę ciekawych pomysłów. Świat który skonstruował pełen jest bytów o nadludzkich możliwościach, innych wymiarów, zaprzeczających prawom fizyki budowli i momentami głębokiego smutku. Tęsknoty za tym co się utraciło i efektów doświadczeń, które zbieramy. Pewnej magii, która jak twierdzą niektórzy bohaterowie, wcale nie istnieje. A galeria bohaterów jest tutaj bardzo ciekawa, charakterystyczna i ukształtowana w pewnym sensie przez wiedzę, którą zdobyli w bibliotece.
Jest też trochę miejsca dla pozytywnych emocji. Przyjaźni. Może nawet miłości. Wiary, zaufania, krótkich chwil przy kawie.
To jest bardzo ciekawa opowieść. może nawet jedna z ciekawszych wydanych do tej pory w tej serii, ale do tej serii należeć nie powinna. Nie wiem panie Magu co palisz, ale proponuję to odstawić. Tak więc jeśli ktoś skupia się tylko na horrorze, to to nie jest książka dla niego. Jeśli natomiast fantastyka jako gatunek jest komuś bliska, to “Biblioteka na Górze Opiec” warta jest posmakowania. Bo to smakowity kąsek. A i tytuł w trakcie lektury się wyjaśni.