Czarne na pamiątkę
Tytuł oryginalny: Black For Rememberance
Autor: Carlene Thompson
Wydawca: Rebis 1992
Rok powstania: 1991

Tu gdzie mieszkam mamy księgarnię połączoną z antykwariatem, którą prowadzi niesamowity gość. Nie dość, że wchodząc do tego przybytku można się obłowić w różne literackie rarytasy, to jeszcze porozmawiać z kimś kto kocha to co robi. Naprawdę. Właściciel jest bardzo kontaktowy i z każdym zawsze zamieni kilka zdań, a jak klientów jest mało to i godzinami można z nim rozmawiać. I to on polecił mi “Czarne na pamiątkę”, gdy zapytałem o horrory. Z tyłu na okładce mamy duży napis “thriller”, więc lekko nie ufanie na niego spojrzałem, ale powiedział, że to stuprocentowy horror. Zaufałem mu.
Caroline Webb ma córkę i syna oraz kochającego ją męża. Rodzinę wydaje się idealną. Ale kiedyś miała inną. Do czasu, gdy dwadzieścia lat temu jej córka Hayley nie została porwana i brutalnie zamordowana. Takie wydarzenie musi odcisnąć piętno na rodzicach. Ale co było, minęło, a życie toczy się dalej. Jednak czasem, echa przeszłości do nas wracają. Tak jak zmarła Hayley, wydaje się wracać do Caroline. Czy to możliwe?
Wszystko na to wskazuje. Bohaterka słyszy głos swojej dawno pochowanej córki. Znajduje na łóżku jej ulubioną zabawkę. W końcu na ścianie pojawia się wypisana ludzką krwią prośba o pomoc.
A w okolicy zaczynają umierać z pozoru przypadkowi ludzie.
Muszę przyznać, że “Czarne na pamiątkę” zaczyna się jak rasowy horror i przez długi czas tak się rozwija. Mamy zbrodnię sprzed lat. Jej sprawca nie został ujęty, a wszystko wskazuje na to, że duch dziewczynki nawiedza teraz jej matkę.
I to wszystko jest całkiem sprawnie napisane. Poszczególne sceny trafiają w punkt, a tempo ich pojawienia się skutecznie trzyma przy lekturze. Fabuła nie pędzi na złamanie karku, a autorka dawkuje nam kolejne wisienki z regularnością godną zegarmistrza. I bardzo dobrze. Dorzućcie sobie do tego sympatycznych i całkiem nieźle nakreślonych bohaterów, którym łatwo jest kibicować oraz parę charakterystycznych postaci drugoplanowych, które nie zawsze odgrywają istotną rolę, ale i tak można powiedzieć, że są jakieś. I może to jest powód, dla którego książkę połyka się bardzo przyjemnie.
Nie brakuje też całkiem klimatycznej grozy. Zarówno tej takiej wyjętej z horroru, o której nieco wspomniałem już wyżej, ale też tej bardziej przyziemnej, wynikającej z troski o rodzinę i własne życie. W końcu nad Caroline i jej bliskimi wyraźnie zawisło jakieś zło, a wypadki chodzą po ludziach. Niekiedy śmiertelne.
Czy w takim razie “Czarne na pamiątkę” to faktycznie horror? I tak i nie. Z czysto gatunkowego punktu widzenia… nie. Bo zakończenie, którego oczywiście nie zdradzę, wskazuje na thriller. Ale gdyby tak odłożyć czystą definicję horroru na bok lub podejść do niej mniej ściśle, to recenzowaną pozycję spokojnie można by tym terminem określić. Szczególnie, że horrorami nazywamy slashery, a “Czarne na pamiątkę” to właściwie slasher. I to taki rasowy.
A przede wszystkim wciągająca opowieść o zbrodni, która trzyma przy lekturze od początku do końca. Mi się podobało, a i wszelkiej maści grozy tu nie brakuje. Kto by się tam przejmował przynależnością gatunkową.