Dom czarów
Tytuł oryginalny: The Magic Cottage
Autor: James Herbert
Wydawca: Amber 1993
Rok powstania: 1986

Czasem horror nie musi być na pierwszym planie by budzić niepokój. Niekiedy nawet tak jest lepiej. Nie musi też epatować krwią, straszydłami czy hordom zombie. Może kryć się w cieniu drzew, skrzypnąć na strychu lub czaić się gdzieś między wierszami. Tak jak w “Domu czarów”. Przynajmniej dopóki nie wtargnie do domu wraz z drzwiami.
Mike i Midge marzą o wyprowadzeniu się z Londynu w jakieś spokojniejsze miejsce. Najlepiej na wsi, w pewnej odległości od najbliższych sąsiadów. I chyba nawet znaleźli odpowiedni dom. Trochę nietypowy, ale odpowiadający ich preferencjom, choć nieco za drogi. Jednak jak czegoś się bardzo chce i ma się odrobinę szczęścia, to i takie przeszkody są do pokonania. Jednak sielanka ma też swoją drugą stronę. Dom kryje pewne tajemnice, a sąsiedzi, no cóż, nie wszyscy są tymi, za których się podają.
“Dom czarów” to kawał sielankowej opowieści. Wiecie, kochające się małżeństwo wprowadza się do domu na wsi, a okoliczne ptaki i inne zwierzątka wręcz pchają się do ich kuchni i wyjadają okruszki prosto z ręki. Normalni Bambi i ferajna.
O samym domu i jej poprzedniej właścicielce w okolicy krążą pewne legendy. Podobno potrafiła leczyć skuteczniej niż niejeden lekarz lub weterynarz. Była nieco ekscentryczna, ale lubiana. Choć miała zatarg z niedaleką świątynią i przebywającymi tam wyznawcami. Zresztą nie ona jedna bo i mieszkańcy okolicy, z miejscowym partnerem nie darzą ich sympatią.
Ale cóż to zmienia, gdy znalazłeś swoje miejsce na ziemi. Możesz nawet przymknąć oko na trochę zbyt oswojone zwierzaki, czy samo naprawiający się dom. A nawet kilkadziesiąt nietoperzy na strychu. W końcu nikomu krzywdy nie robią, prawda? A, że czasem wyda Ci się, żę widziałeś jakąś postać w cieniu lub poczujesz jakiś nieprzyjemny zapach, cóż, nowe miejsce i nadmiar wyobraźni. Ot, co.
I w takim tonie minie nam jakieś trzy czwarte powieści. Oczywiście na idealnej egzystencji pojawi się od czasu do czasu jakaś rysa, ale bohaterowie zawsze to sobie jakoś wytłumaczą. Przecież nawet Synergiści nie darzenie zbytnim zaufaniem przez miejscowych, wydają się sympatycznie i bezproblemowi.
Do czasu.
Skoro mamy tu jakąś sektę, a dom bohaterów wydaje się zaczarowany, nie bójmy się użyć tego słowa, to wcześniej czy później, dojdzie tu do jakiegoś konfliktu. I gdy do niego dochodzi to horror wylewa się z kart powieści gęstymi strumieniami. Jak zaczyna się dziać to na grubo. Jednak trzeba do tego momentu uzbroić się w cierpliwość.
“Dom czarów” przez większość czasu to sympatyczna opowiastka, która toczy się swoim niespiesznym rytmem, choć miłośnicy grozy odnajdą w niej tropy sugerujące, że szykuje się tu coś złego. I będą mieli rację. Tylko czy wszyscy wytrwają do finału? Mam nadzieję, że tak, bo James Herbert dał nam tu sympatycznych bohaterów, stado nietoperzy i czarny charakter z krwi i kości. No i odrobinę magii, która skutecznie trzymałą mnie przy lekturze. I mam nadzieję, że zadowoli także Was. To klasyczna powieść, którą miło się czyta i przyjemnie wspomina, choć trudno ją nazwać arcydziełem. Choć poznać warto.