Australijscy psychole
Tytuł oryginalny: Aussie Sickos
Autor: Simon McHardy
Wydawca: Kości 2023
Rok powstania: 2021

Australia to taki kraj, w którym wszystko chce cię zabić. Pająki jak samochody, węże połykające autobusy i krokodyle na każdym podwórku. Wiadomo o co chodzi. No i są jeszcze “Australijscy psychole”.
A dokładnie dwóch, bliźniacy Caleb i Sunny, choć zupełnie do siebie niepodobni. Ten pierwszy zafascynowany swoim wujkiem, seryjnym mordercą, postanawia iść w jego ślady i traktuje ludzkie życie jak błahostkę. Brat mu w tym wtóruje, a wszystko jest okazją do dobrej zabawy. Choć tylko dla nich.
Dobra, nie oszukujmy się, że w horrorze ekstremalnym fabuła ma jakiekolwiek znaczenie. Fajnie jak jakaś jest. Tutaj na szczęście jest. W tej ledwo przekraczającej sto stron książeczce, znajdziemy jedenaście rozdziałów, które same w sobie stanowią pojedyncze przygody naszych bohaterów, ale całość łączy się w jedną mniej lub bardziej sensowną opowieść. W trakcie lektury zdołamy poznać naszych bohaterów, ich mocne i słabe strony, oraz fascynacje. Nie twierdzę, że są to głębokie portrety psychologiczne, ale powiedzmy, że autor dał nam jakiś ich zarys.
Dobra, to co jest takiego ekstremalnego w tej książce, że na okładce widnieje znaczek 18+? Cóż. Jest krwawo i bezkompromisowo. Od wywlekania wnętrzności, po nieplanowane operacje plastyczne. Od wypełnienia człowieka benzyną do wypełnienia człowieka gównem. Od… możnaby tak wymieniać długo. Faktem jest, że McHardy nie trzymał swojej groteskowej wyobraźni na uwięzi, a jego palce z lekkością przenosiły te obrazy na kartkę. Swoją drogą zaskakująco lekko i tu chyba trzeba też docenić tłumaczenie. Wszelkie nieprzyjemne widoki serwowane są z kompletną swobodą i choć nie są szczegółowo opisane, to wystarczająco by czasami chciało się odłożyć lekturę. Jest różnorodnie, mocno i czasami z przymrużeniem oka, choć z humorem o mocno czarnym zabarwieniu.
To co mi się nie podobało to dwa opowiadania skupiające się na wypróżnianiu. Nie przyjemne? Tak. Obleśnie? Oczywiście. Ale i… nudne. Chodzi mi o to, że w każdej, dosłownie każdej książce z tego gatunku takie sceny muszą się znaleźć i są już tak ograne, tak smętne i tak mało oryginalne, że jak tylko czytam, że ktoś wypina tyłek to mam takie “no nie, znowu”.
Pominąwszy te dwa teksty, które nie mogę powiedzieć by nie trzymały poziomu całości, tylko ich tematyka jest jakby nie było gówniana, to reszta jest bardzo dobra. Dosadna i bezkompromisowa.
I taka jest ta książeczka. “Australijscy psychole” to jazda bez trzymanki. Szybka, krwawa i pełna zabawy konwencją, którą trzeba lubić. Zdecydowanie jest to coś dla dorosłych czytelników i to tych zaprawionych w boju. Autor nie bierze jeńców, a jego pióro nie drgnie nawet przed najbardziej groteskowym pomysłem. Jest humor, jest makabra i jest zabawa. I to wszystko podane z lekkością kontrastującą z brutalnością opisów. Nie ma się wrażenia, że autor męczył się z pisaniem pewnych scen, tak jak czytelnik będzie się potem męczył z ich czytaniem. Co czasem ma miejsce. Wiem z doświadczenia. W tym wypadku dostaliśmy kawał porządnej ekstemy. No dobra, może nie kawał, a kawałeczek bo książka nie za gruba, ale za to wypchana chorymi akcjami po brzegi.