Dżinn
Tytuł oryginalny: Djinn, The
Autor: Graham Masterton
Wydawca: Amber 1990
Rok powstania: 1979

Jeśli lubicie baśnie Wschodu, to na pewno kojarzycie postać dżina. Jednego takiego niebieskiego miał disnay’owski Aladyn. Tamten spełniał wszelkie życzenia swojego pana. W baśniach tysiąca i jednej nocy, także znajdziemy ducha zamieszkującego lampę, który gotów jest spełniać wszelkie zachcianki swego właściciela. Graham Masterton, postanowił sięgnąć po tę postać. Różnica jest taka, że dżin w wydaniu brytyjskiego autora horrorów, nie ma nic wspólnego z przypadkami wspomnianymi wcześniej. No może poza faktem zamieszkiwania w naczyniu.
Harry Erskin przyjeżdża na pogrzeb swojego dziadka. Jego przodek zmarł na skutek obrażeń, jakich doznał podczas samodzielnego obcinania sobie twarzy. Wcześniej pochował wszystkie obrazy, gazety i inne materiały, na jakich mogło znaleźć się ludzkie oblicze. Postradał zmysły? Być może, ale jak się wkrótce okaże, wszystko może mieć związek z tajemniczą wazą, która zamknięta jest w posiadłości należącej teraz do jego babki. Przedmiot ukryty jest w wierzy, za dokładnie zamkniętymi drzwiami, których wszelkie szczeliny są wypełnione woskiem, a samo skrzydło pokryte jest starymi arabskimi pieczęciami. Możliwe, że w wazie uwięziony jest tytułowy duch, należący niegdyś do samego Ali Baby. Nasz bohater postanawia odkryć prawdę, a pomoże mu w tym piękna Anna, walcząca o zwrócenie starożytnych zabytków krajom, z których zostały bezprawnie wywiezione. Wkrótce będą zmuszeni walczyć nie tylko o swoje życie.
Choć Graham Masterton lubi czasem rozpocząć swoją książkę od mocnego uderzenia, tym razem tak nie jest. Powiedziałbym nawet, że akcja rozwija się dość leniwie. Główny bohater przyjeżdża na pogrzeb, gdzie poznaję Annę. Wspomina dzieciństwo i rolę, jaką odegrała w nim tajemnicza waza, która cały czas gdzieś w tle się przewija. Pojawia się motyw samookaleczenia jego dziadka i wpływ wschodniego naczynia na życie w rezydencji. Dopiero w momencie, gdy drzwi w wierzy zostają otwarte, akcja znacząco przyspiesza. Ale to następuje dopiero pod koniec tej historii.
Do tego czasu jest dość spokojnie. Owszem, pojawiają się nowe wątki, atmosfera gęstnieje, a bohaterowie odnajdują kolejne elementy układanki, ale w tym wszystkim brakuje trochę typowego horroru. Na szczęście bohaterowie są na tyle dobrze nakreśleni, że czas, jaki z nimi spędzimy, zbytnio się nie dłuży. Zresztą wielbiciele Grahama Mastertona powinni znać postać Harry’ego Erskina, bo to on walczył z potężnym Manitou. „Dżinn” jest niejako prequelem tamtej historii, choć trudno doszukiwać się tutaj jakichś powiązań.
Recenzowana książka może nie zachwyca, ale jest na tyle interesującą pozycją, że spokojnie można po nią sięgnąć. Dodatkowym atutem jest fakt, sięgnięcia do perskiej mitologii, która w horrorze wcale tak często nie występuje, a szkoda, bo tkwiący w niej potencja wydaje się całkiem spory. Krótko mówiąc, „Dżinn” to średniak. Straszy tak sobie, krwi zawiera niedużo, ale czyta się dobrze i zawiera ciekawy motyw przewodni.
Harry Erskin przyjeżdża na pogrzeb swojego dziadka. Jego przodek zmarł na skutek obrażeń, jakich doznał podczas samodzielnego obcinania sobie twarzy. Wcześniej pochował wszystkie obrazy, gazety i inne materiały, na jakich mogło znaleźć się ludzkie oblicze. Postradał zmysły? Być może, ale jak się wkrótce okaże, wszystko może mieć związek z tajemniczą wazą, która zamknięta jest w posiadłości należącej teraz do jego babki. Przedmiot ukryty jest w wierzy, za dokładnie zamkniętymi drzwiami, których wszelkie szczeliny są wypełnione woskiem, a samo skrzydło pokryte jest starymi arabskimi pieczęciami. Możliwe, że w wazie uwięziony jest tytułowy duch, należący niegdyś do samego Ali Baby. Nasz bohater postanawia odkryć prawdę, a pomoże mu w tym piękna Anna, walcząca o zwrócenie starożytnych zabytków krajom, z których zostały bezprawnie wywiezione. Wkrótce będą zmuszeni walczyć nie tylko o swoje życie.
Choć Graham Masterton lubi czasem rozpocząć swoją książkę od mocnego uderzenia, tym razem tak nie jest. Powiedziałbym nawet, że akcja rozwija się dość leniwie. Główny bohater przyjeżdża na pogrzeb, gdzie poznaję Annę. Wspomina dzieciństwo i rolę, jaką odegrała w nim tajemnicza waza, która cały czas gdzieś w tle się przewija. Pojawia się motyw samookaleczenia jego dziadka i wpływ wschodniego naczynia na życie w rezydencji. Dopiero w momencie, gdy drzwi w wierzy zostają otwarte, akcja znacząco przyspiesza. Ale to następuje dopiero pod koniec tej historii.
Do tego czasu jest dość spokojnie. Owszem, pojawiają się nowe wątki, atmosfera gęstnieje, a bohaterowie odnajdują kolejne elementy układanki, ale w tym wszystkim brakuje trochę typowego horroru. Na szczęście bohaterowie są na tyle dobrze nakreśleni, że czas, jaki z nimi spędzimy, zbytnio się nie dłuży. Zresztą wielbiciele Grahama Mastertona powinni znać postać Harry’ego Erskina, bo to on walczył z potężnym Manitou. „Dżinn” jest niejako prequelem tamtej historii, choć trudno doszukiwać się tutaj jakichś powiązań.
Recenzowana książka może nie zachwyca, ale jest na tyle interesującą pozycją, że spokojnie można po nią sięgnąć. Dodatkowym atutem jest fakt, sięgnięcia do perskiej mitologii, która w horrorze wcale tak często nie występuje, a szkoda, bo tkwiący w niej potencja wydaje się całkiem spory. Krótko mówiąc, „Dżinn” to średniak. Straszy tak sobie, krwi zawiera niedużo, ale czyta się dobrze i zawiera ciekawy motyw przewodni.