Dzwon śmierci
Tytuł oryginalny: Deathbell
Autor: Guy N. Smith
Wydawca: Phantom Press International 1991
Rok powstania: 1980

W horrorach zabijać może wszystko. Ślimaki, kraby, mordercze ryjówki, komputery, lalki… Wymieniać można by długo. A dzwony? Dzwony też, co postanowił udowodnić Guy N. Smith.
Caelogy Hall nigdy nie cieszyło się dobrą sławą, ale od lat stało puste, a mieszkańcy pobliskiego Turbury zdołali się pogodzić z sąsiedztwem opuszczonej posiadłości. Jednak pewnego dnia wprowadził się do niej pewien tajemniczy mężczyzna wraz z żoną i azjatycką służącą. Obserwujący jego przybycie mieszkańcy od razu przeczuwali, że stanie się coś złego. I nie mylili się. Gdy przybysz zawiesił pięknie zdobiony dzwon w kaplicy znajdującej się na terenie jego posiadłości, a jego dźwięk rozniósł się po okolicy, stało się jasne, że najbliższy czas przyniesie horror, jakiego świat jeszcze nie widział. Odgłos dzwonu wydaje się wypełniać czaszkę, a mieszkańcy stają na granicy szaleństwa. Wkrótce w Turbury, dochodzi do pierwszych zgonów.
Z cały złem wiąże się jeszcze pewna sekta, ale szczegóły poznacie, jeśli sięgnięcie po tę lekturę. A czy warto ją przeczytać? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Książka ma swoje zalety. Fabuła rozwija się powoli, ale ciekawie. Trafia się kilka dobrych pomysłów i parę przyjemnych zwrotów akcji. Nie brakuje taż mocniejszych momentów. Klimat jest dosyć mroczny i całkiem gęsty. Do tego wszystkiego dochodzi całkiem dobry opisz życia małego miasteczka i losów jego społeczności.
Niestety momentami opowieść traci tempo, a niektóre postaci wydają się dodane poniekąd na siłę i z czasem irytują. Literacko też nie jest cudownie, ale kilka nieścisłości czy skrótów jeszcze żadnego horroru nie pogrzebało.
W efekcie „Dzwon śmierci” jest książką niezłą. Nie jakimś klasykiem, ale jeśli ktoś chciałby się zapoznać z twórczością Smitha, to myślę, że ta pozycja może mu to zapewnić w miarę bezboleśnie. Czyta się dobrze, momentami nawet z zainteresowaniem. Nie da się ukryć, że autor jest raczej wyrobnikiem, ale i w jego twórczości znajdziemy kilka interesujących pozycji. Myślę, że „Dzwon śmierci” może znaleźć swoich zwolenników wśród czytelników lubiących horror klasy B, którym nie stawia się wygórowanych oczekiwań, natomiast za poświęcony czas otrzymuje się chwilę zabawy.
Caelogy Hall nigdy nie cieszyło się dobrą sławą, ale od lat stało puste, a mieszkańcy pobliskiego Turbury zdołali się pogodzić z sąsiedztwem opuszczonej posiadłości. Jednak pewnego dnia wprowadził się do niej pewien tajemniczy mężczyzna wraz z żoną i azjatycką służącą. Obserwujący jego przybycie mieszkańcy od razu przeczuwali, że stanie się coś złego. I nie mylili się. Gdy przybysz zawiesił pięknie zdobiony dzwon w kaplicy znajdującej się na terenie jego posiadłości, a jego dźwięk rozniósł się po okolicy, stało się jasne, że najbliższy czas przyniesie horror, jakiego świat jeszcze nie widział. Odgłos dzwonu wydaje się wypełniać czaszkę, a mieszkańcy stają na granicy szaleństwa. Wkrótce w Turbury, dochodzi do pierwszych zgonów.
Z cały złem wiąże się jeszcze pewna sekta, ale szczegóły poznacie, jeśli sięgnięcie po tę lekturę. A czy warto ją przeczytać? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Książka ma swoje zalety. Fabuła rozwija się powoli, ale ciekawie. Trafia się kilka dobrych pomysłów i parę przyjemnych zwrotów akcji. Nie brakuje taż mocniejszych momentów. Klimat jest dosyć mroczny i całkiem gęsty. Do tego wszystkiego dochodzi całkiem dobry opisz życia małego miasteczka i losów jego społeczności.
Niestety momentami opowieść traci tempo, a niektóre postaci wydają się dodane poniekąd na siłę i z czasem irytują. Literacko też nie jest cudownie, ale kilka nieścisłości czy skrótów jeszcze żadnego horroru nie pogrzebało.
W efekcie „Dzwon śmierci” jest książką niezłą. Nie jakimś klasykiem, ale jeśli ktoś chciałby się zapoznać z twórczością Smitha, to myślę, że ta pozycja może mu to zapewnić w miarę bezboleśnie. Czyta się dobrze, momentami nawet z zainteresowaniem. Nie da się ukryć, że autor jest raczej wyrobnikiem, ale i w jego twórczości znajdziemy kilka interesujących pozycji. Myślę, że „Dzwon śmierci” może znaleźć swoich zwolenników wśród czytelników lubiących horror klasy B, którym nie stawia się wygórowanych oczekiwań, natomiast za poświęcony czas otrzymuje się chwilę zabawy.