13.09.2020 | facebook.com/bramygrozy | underluk
Drugi tydzień wyzwania #scary100challenge za nami. W rozwinięciu znajdziecie komplet do nadrobienia.
Co to za akcja? Szczegóły znajdziecie tutaj -> #scary100challenge.
A oto teksty, które powstały w ciągu minionego tygodnia (od piątku do czwartku) w kolejności w jakiej były publikowane przez autorów na ich fanpage’ach. Świetnie, że podjęliście wyzwanie i dziękujemy za udział.
--
"Zamyślona" - Joanna Pypłacz
Wsparta skronią o ścianę zrujnowanego mauzoleum, klęcząca postać sprawiała wrażenie głęboko zamyślonej lub rozmodlonej. Aż dziw, że ktoś w ogóle pamiętał o grobach na tym od dawna opuszczonym i kompletnie zaniedbanym cmentarzu. A jednak, wzrok mnie nie mylił i ta kobieta naprawdę tam klęczała. Bił od niej dziwny chłód, co upodabniało ją do kamiennego posągu. Dopiero, gdy podszedłem bliżej, zrozumiałem, dlaczego: jej twarz nosiła znamiona zaawansowanego rozkładu. Rozdziawione usta zdawały się wołać o pomoc bądź o zbawienie duszy, gdy zobaczyła nad sobą Anioła Śmierci. Nie było mi dane to zgłębić, jest mi natomiast dane widzieć ją co noc we śnie.
--
"Cicha przystań” - Flora Woźnica
Latem dom prezentował się okazale. We wsi grasowali wandale, niszcząc i zatruwając życie jej mieszkańców, ale domownicy lokum przy rzece dość sprawnie się z nimi uporali i zabrali za remont. Budowla powiększała się na oczach sąsiadów, zwracając uwagę zwłaszcza białawymi elementami, odstającymi wyglądem od reszty konstrukcji. Kiedy nieco się do niej przybliżyli, odkryli jej największy sekret. Wewnątrz znaleźli ludzkie kości. Żebra i piszczele były już tylko odrobinę pokryte tkankami, najwyraźniej oczyszczone przez szybki nurt wody. Kilka dni wcześniej obok biwakowali zarządcy fabryki, którzy wylewali tu toksyczne odpady. Tym razem upili się zbyt mocno i najprawdopodobniej pochłonęły ich fale. Żeremie przetrwało.
--
"Teraz" - Bartłomiej Grubich
Krótka to była nić, a pękła. Szkoda. Długo jeszcze? Nie, odpowiedziała. Tylko przestań kaszleć, dodała. Słońce tańczyło na trawie, w takie dni jak ten tak bardzo trudno umierać. Czy wrócimy do szkoły? Nie, odpowiedziała. Jej wypowiedzi były krótkie i wątpiące, jakby nie umiała inaczej. Umiała, ale kiedyś, nie teraz. Teraz usiądź, powiedziała stanowczo, a dziecko usiadło. Teraz zamknij oczy. Zrobiło jak kazała. Za sobą usłyszało głosy, kiedy się nic nie widzi, słyszy się wyraźniej. Zapytało kto to, ale nikt nie odpowiedział. Poczuło zimno na swoim brzuchu, a tysiące motyli w kolorze czerwieni wzleciało w górę. A później rozsiadły się wszędzie.
--
POST MORTEM - Krzysztof Maciejewski
Pierwszy raz sfotografowano mnie, gdy już byłam martwa. W tamtych czasach, pod berłem małej wielkiej królowej, niewiele rodzin stać było na zrobienie zdjęcia żywemu dziecku. Namalowano mi śliczne oczy na powiekach, bo moje prawdziwe dawno zżarły robaki. Rodzice kazali przynieść wielkie kosze kwiatów z ogrodu, by okiełznać straszliwy smród wydobywający się z mojego ciała. Długo się czeka na pochówek w Londynie... Teraz wydaje mi się, że równie długo zwleka fotograf. Już tyle godzin siedzimy! Ale to chyba za moment! A sto lat później oglądacie wiktoriańskiego ojca, małą dziewczynkę i kobietę z dziwnym wyrazem twarzy, bo właśnie wtedy ścisnęłam jej dłoń...
--
Bez tytułu - Karolina Mangusta Kaczkowska
Wydłubałam sobie oko, chcąc się podrapać. Zwisa mi teraz z oczodołu na nerwie i tętnicy. Dziwne uczucie. Jednocześnie widzę siebie w lustrze i swoje stopy oraz podłogę (trzeba było jednak wczoraj odkurzyć).
Zastanawiam się, co teraz? Wepchnąć oko z powrotem na miejsce?
Spróbuję, ale... zaraz...
Co to?
Coś się rusza w oczodole! Znowu swędzi! Przez krawędź oczodołu przełażą ogromne... stonogi? Segmentowane ciała mają z osiem centymetrów długości. Jak się tam pomieściły? Bujają wiszącym okiem, robi mi się niedobrze. Rzygam, kiedy opuszczają mój oczodół.
Teraz rozumiem, czemu matka tyle razy powtarzała: uważaj, żeby sperma nie dostała ci się do oczu.
--
Bez tytułu - Sandra Gatt Osińska
– Mamo za ile obiad?
„Za 50 złotych, jebany nierobie” – pomyślałam, krojąc cholerną marchewkę. Wściekłość sprawiała, że moje ruchy były niezdarne. Gdy ponownie opuściłam nóż na warzywo, ten ześlizgnął się i spadł wprost na palec. Odruchowo włożyłam skaleczony palec do ust. Przez tę pandemię utrudniono nam dostęp do mięsa. Ciągle jadłam paskudne strączki. Ach, jak bardzo marzyłam o dobrym steku…
Spojrzałam na syna i uśmiechnęłam się szeroko.
– Kochanie, co zrobiłaś z Tomkiem? Jest dziś wyjątkowo cicho... – zapytał mój mąż, wchodząc do kuchni.
– Będzie na obiad.
– Wyszedł z domu? W trakcie pandemii?!
– Będzie na obiad – powtórzyłam spokojnie, podając mężowi talerz z gulaszem.
Bez tytułu - Sandra Gatt Osińska
Poczuła gwałtowny ruch w brzuchu, jakby... Kopnięcie? Zmarszczyła brwi. Może to jakiś skurcz mięśni? Albo gazy w jelicie? Przekręciła się na drugi bok. Uderzenie, tam wewnątrz. Położyła rękę na brzuchu, była pewna, że coś się w nim rusza. Pobiegła do łazienki i pochyliła się nad muszlą. Zwymiotowała raz, drugi. Za trzecim miała wrażenie, że coś utknęło w gardle. Sięgnęła dłonią i złapała za przedmiot, wystający z spomiędzy warg. Z trudem wyciągnęła go i rzuciła na podłogę. Ujrzała złoty krzyżyk na łańcuszku. Z jej ust wymknęło się głośne beknięcie, z kącika ust pociekła krew. A mówili: „nie połykać księdza w całości”.
--
"SERCE" - Anna Musiałowicz
Stukanie rozchodziło się po całym domu. Uporczywe, nieznośne, niedające się skupić na niczym. Nie ustawało, dopóki nie podniósł się, nie przeszedł korytarza, nie otworzył drzwi. Za nimi napotykał pustkę. Głupie dzieciaki robią kawały – pomyślał. Lekko kulejąc na prawą nogę wrócił na fotel, gdzie rozsiadł się wygodnie. Stukanie znów rozległo się w całym domu. Nie mógł go zignorować, ponownie ciężko się podniósł i ruszył korytarzem. Gdy tylko dotknął klamki, ucichło. Zirytowany wrócił do pokoju, wiedząc, że zaraz, wbrew sobie, ruszy ku drzwiom. Przemierzył drogę kolejny raz, a gdy je uchylił, usłyszał:
– Pod podłogą, mężu. Tu, gdzie ukryłeś moje martwe ciało.
--
"Pani" - Jakub Bielawski
,,Panią powiesili na takich hakach, o tu, pod sufitem. A potem oni sobie poszli spać, o tu, przy ogniu. I oni sobie śpią, śpią sobie, ale nie wiedzą, że ona żyje, że ona nie śpi i się na nich ciągle patrzy.” Dziewczynka nagle krzyczy, odkłada kartkę i biegnie do drzwi gdzie już czeka na nią tata. Wpada mu w ramiona, broda łaskocze ją w policzki. ,,Pożegnaj się ładnie” mówi tata. ,,Do widzenia.” mówi dziewczynka. Przedszkolanka podnosi rysunek, marszczy brwi. ,,A co dalej?” pyta. ,,Nie wiem” odpowiada dziewczynka, ,,ale jak w nocy przyjdzie do mnie ta pani to mi pewno opowie”.
--
"Zabawa" - Wojciech Gunia
Syn lubi zderzać resoraki. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że po każdej takiej zabawie czytam wiadomości o wypadku drogowym.
Kiedyś zrzucił na ziemię samolocik. Na następny dzień świat obiegły zdjęcia katastrofy.
Raz na ognisku zbudował z pokruszonych cegieł i patyków mały domek, w którym siedziały ludziki z papieru. Tego samego dnia dowiedzieliśmy się o ofiarach śmiertelnych pożaru w sąsiedniej wsi.
Patrzę na mojego syna. W jego ruchach nie ma gwałtowności, jego oczy są jasne i pogodne. Być może skądś „wie”, ale nie jest świadomy co.
Jest jeszcze druga możliwość, ale o niej akurat wolę nie myśleć.
"Kto tam stoi?" - Wojciech Gunia
Mijam ją co jakiś czas. Nie codziennie, nie regularnie, tylko co jakiś czas.
Widzę ją, postać odwróconą plecami, nieruchomą, w cienistej bramie, w bocznej alejce parku, gdzieś na krawędzi kręgu światła spływającego z latarni.
Nie potrafię określić jej płci. Ani wzrostu. Tak, jakby gdzieś zaburzała się perspektywa.
Niby skryta, rzuca się w oczy, wbija boleśnie w kącik oka, jak drzazga na gładkiej powierzchni świata.
Za każdym razem stoi pod innym kątem, czasami wydaje mi się, że niemal widzę zarys profilu.
Nic nie przeraża mnie tak bardzo jak myśl, że kiedyś staniemy twarzą w twarz, że kiedyś spojrzymy sobie w oczy.
--
„Przesyłka dla Antosia” - Marek Ścieszek
– Dzień dobry, kurier. Zastanę pana w domu?
– Oczywiście. Czekamy na pana.
– Mógłby pan wyjść? Jestem na zewnątrz.
– Nie bardzo. Nie mam z kim zostawić dziecka.
W przyłożonej do mego ucha komórce zapada cisza. Kilka stłumionych słów w tle. Dźwięk zrywanego połączenia. Dwie minuty później słyszę kroki na klatce schodowej i dzwonek do drzwi.
– Proszę do środka.
– Trzeba będzie podpisać. W tym miejscu. Fajny dzieciak.
Odwracam głowę. Za moimi plecami stoi Antoś.
– Tak – odpowiadam. – Ta przesyłka jest właśnie dla niego.
– A co jest w pudełku? Zabawka?
– Pudełko jest puste – informuję go, zamykając drzwi.
Kąciki warg Antosia unoszą się niespiesznie, ukazując kły.
--
"Tatuaż" - Maciej Klimek
Wiecie czym jest szczęscie?
To nie jakieś durne zakupy, kochająca osoba czy pełen portfel. Szczęscie to nowy, oczojebny Lovecraftowski tatuaż na ramieniu!! Tygodnie wyrzeczeń w końcu się opłaciły i z dumą pisze te słowa czekając na jutrzejszy termin.
Oczywiście starzy coś tam marudzili: "bla bla jak to bedzie wyglądało na starość: no normalnie a jak ma dziara wyglądać, zresztą pierniki nic sie nie znają na mackowej modzie", zresztą nieważne, bo jestem już na miejscu.
Studio spodobało mi się odrazu, czystość, sterylność: wiecie profesjonalizm na 100 procent, formalności to też sekunda: teraz zostaje tylko czekać aż tatuażystka przyniesie czerwony tusz i można zaczynać.
Tylko kurcze dlaczego tyle jej nie ma? Przecież przyniesienie potrzebnych narzędzi nie zajmuje tak długo, chyba trzeba wejść i sprawdzić...
Nie jestem znawcą i obce są mi tajniki tworzenia czerwonego tuszu ale w życiu bym sie nie spodziewał że zrobiony jest z swieżych płodów wrzucanych do blendera.. no ale w końcu zapłacone: przecież nie wyjde bez tatuażu!
--
„Legowisko” - Jacek Wilkos
Położył się na łóżku. Czekał. Gdy pozostali domownicy usnęli, wyjął z szafki nocnej nóż. Podciągnął koszulkę, ukazując długą bliznę biegnącą wzdłuż boku. Delikatnie przeciął szwy i odłożył narzędzie. Kończyny spłaszczyły się, jakby uszło z nich powietrze, a tułów nienaturalnie się wybrzuszył. Coś wyślizgnęło się z ciała na podłogę i wpełzło pod łóżko. Wąska, ciemna przestrzeń dobrze imitowała jego naturalne legowisko.
Rano obudzi się jako pierwsze. Wsunie się do powłoki, zaszyje ranę i zakryje ubraniem. Jest drobiazgowe. Dba, aby nikt nie zauważył szczegółów odróżniających je od istoty ludzkiej, wie, że to nigdy nie może wyjść na jaw.
Wszystkie osobniki tak robią.
--
"Melancholia" - Bartłomiej Fitas
Kolejny jesienny wieczór. Życie pokornie ustępuje ponurej stagnacji, strugi deszczu spływają po szybach, zimny wiatr bezlitośnie wygina gałęzie, a ja próbuję zrozumieć pacjenta.
- To wróciło – mówi.
Zawsze wraca, odpowiadam w myślach, doskonale go rozumiejąc. Depresja jest nałogiem takim samym jak alkohol, czy narkotyki, niszczy życie i zabija równie skutecznie.
Nagle rozlega się pukanie i nim zdążę odpowiedzieć, drzwi się otwierają. Do gabinetu wchodzi żona pacjenta.
- Przepraszam, że nie poinformowałam pani wcześniej. Dzisiaj rano mój mąż popełnił samobójstwo.
- Słucham? – odpowiadam ze zdziwieniem.
- Podciął sobie żyły. Wykrwawił się – wyjaśnia drżącym głosem.
Spoglądam na fotel naprzeciwko. Pacjent wzrusza ramionami.
--
"Problemy ze snem" - Dawid Kain
– Co pana do mnie sprowadza?
Pacjent wydawał się skołowany, ale odpowiedział:
– Problemy ze snem.
– Trudności z zaśnięciem, wczesne budzenie się?
– Nie, ja w ogóle się nie budzę. Nigdy.
– Czyli teraz to też jest sen? Skąd taki wniosek?
– Zawsze… zawsze pojawia się ten potwór.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
– Proszę wierzyć, żaden z nas nie śpi. A na jawie wszystkie potwory okazują się ludźmi – odparłem, myśląc o małoletnim kierowcy, ostrzu zderzaka i głowie córeczki na kolanach żony. Syn ministra sprawiedliwości, ukarany tylko pouczeniem.
Pacjent zacisnął wargi, a potem ostrożnie zsunął z twarzy ludzką maskę.
W czarnych paciorkach jego oczu nie dostrzegłem śladu człowieczeństwa.
--
"Strzyga" - Karol Mitka
To nie może być prawda, pomyślał na widok bladej, odzianej w niegdyś piękną, teraz podartą w strzępy suknię kobiety wynurzającej się z oparów mgły zasnuwającej las. Zauważył, że unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Osłupiały z przerażenia, zawiesił wzrok na ogromnych piersiach, celujących w niego sterczącymi sutkami. Potem zerknął na obnażone łono. Strzyga obdarzyła strażnika figlarnym uśmieszkiem. Przeniósł wzrok na dłonie o kościstych palcach zwieńczonych szponami i zadrżał ze strachu. Podpłynęła bliżej i złapała go za krocze oblizując lubieżnie wargi. W świetle księżyca błysnęły kły. Teraz zrozumiał, dlaczego potwornie okaleczone ciała jego kolegów wyróżniał jeden szczegół. Wyraz błogości na twarzach.