OkoLica Strachu #4
Numer: #4

Rok minął, a czwarta “OkoLica Strachu” zaległa na mojej półce. Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze i cieszy fakt, że magazyn trzyma dobrą formę. Ale po kolei. Zaczynam jak zwykle od opowiadań.
Na rozgrzewkę Piotr Kulpa i jego “Teoria rzeczy. Bismarck”. Jest to historia pewnego zakupu w antykwariacie, którą czyta się dobrze. Całość nawet ciekawa, ale blednie przy “Do diabła z tym wszystkim” Roberta Shearmana. Fantastyczna opowieść o pewnym grzeszniku, który trafia do piekła i dzieli celę z psem Hitlera. Doskonałe dialogi, cudowna ironiczna atmosfera i przewrotne zakończenie. No i fajny pomysł na epidemię zombie. Jeśli mielibyście przeczytać w tym numerze tylko jedno opowiadanie, niech to będzie ten tekst. Dalej Guy N. Smith prezentuje nienawiść pewnego mężczyzny do kota swojej żony w “Pod niebieskim kocykiem”. Szybko, krótko i lekko makabrycznie, choć ciekawiej niż w kilku swoich książkach. Nieco dłużej zostaniemy z Thomasem Ligottim, który zabierze nas do pewnej korporacji w Morderczym Miasteczku… znaczy teraz już w Złotym Mieście. “Mam szczególny plan dla tego świata” bo o tym opowiadaniu mowa, to historia osadzona w pewnej korporacji, której nadzwyczaj często i w niewyjaśnionych okolicznościach giną pracownicy. Za wszystkim kryje się jednak pewien plan. Dobry tekst, który rozwija się powoli, ale warto dotrwać do zakończenia. Z Mortem Castle zwiedzimy “Obóz cyganów”. Jest to opowieść o niespełnionych pragnieniach, muzyce prosto z serca i wolności ducha. Historia wpisana w rzeczywistość z niemieckiego obozu zagłady, ale on jest tutaj tylko tłem. Całkiem niezłe. Następnie Mariusz “Orzeł” Wojtczak przedstawia “Ludzie jak psy”. Smutno, szaro, a do tego w oparach alkoholu i ubecji. Klimatycznie, jeśli ktoś lubi takie klimaty, ale zakończenie jest dosyć oczywiste. Marcelina Lewandowska i jej “Cień zamku”, to takie wspomnienie z wakacji. Zblazowana bohaterka, która zaczyna coś czuć do tajemniczego chłopaka, lekko wypaczona miłość i groza której śladów można ze świecą szukać. Chociaż czyta się ok. Lepiej wypada “Na dnie jeziora”, za którym stoi Jacek Piekiełko. Dwutorowo opowiedziana historia pewnego dziennikarza i kultu na jaki trafia. Całość jest takim pomieszaniem horroru z fantasy i choć zaczyna się interesująco, to im dalej w las (i to las w rozumieniu dosłownym jak i przenośnym) tym tekst coraz więcej tracił w moich oczach. Póki bohater nie został schwytany nawet mi się podobało. Potem… meh. Na koniec Artur Jastrzębowski w swoim “Sulphuris olfactus” poudaje trochę Lovecrafta. I choć nie lubię porównań typu ktoś tam jest polskim kimś tam, to tutaj samotnik z Providence nasunął mi się po pierwszym akapicie. Jeśli słusznie i autor miał taki zamiar… brawo dla mnie. Jeśli nie, sorry, ale kaman, zostałeś porównany do mistrza. W każdym razie tekst jest taką retro powieścią grozy i jak najbardziej może się podobać.
Komiks daje radę. Taka historia z lekko super bohaterskim sznytem. Gorzej z kreską, która nie cieszy szczególnie oka, ale cztery fajne kadry bym wybrał. Ważne, że sprawdza się w swojej roli.
W wywiadach przesłuchiwanymi są Ramsey Campbell i Edward Lee. Dowiadujemy się trochę o ich planach, kilka rzeczy zostaje sprostowanych, a od tego drugiego być może uda się uzyskać opowiadanie do publikacji. Czekam i trzymam kciuki za powodzenie akcji. Generalnie oba wywiady są interesujące i godne przeczytania.
No i dochodzimy do publicystyki. Dział trzyma wysoki poziom, a rozpoczyna go Magdalena Kamińska, poruszająca temat polityki w horrorach. Kilka niezłych przykładów poddanych krótkiej analizie i trochę zbyt długie i niepotrzebne rozwodzenie się nad “Witch” i zastanawianie się czy to horror czy nie. Tak, to horror i nie mam co do tego wątpliwości. Nawet jeżeli jest to coś więcej niż zwykły horror, to nadal jest to horror. Krzysztof Grudnik zbada opowieści niesamowite i zastanowi się nad elementami, które determinują dany tekst do tego miana. Ciekawy i bardziej naukowy tekst, ale przystępny. Powraca nieobecny w poprzednim numerze Filip Szyszko i ponownie zabiera nas za drzwi prosektorium. I jest to tekst, który o ile dobrze pamiętam wymusił znaczek 18+ na okładce. Moim zdaniem trochę przesadnie. Myślę, że 16+ byłoby bardziej odpowiednie. W każdym razie felieton choć krótki, gniecie i wpycha gulę do gardła. Piotr Borowiec kontynuuje wycieczkę po Londynie i zdaje się, że od następnego numeru rozpocznie nowy cykl. Ten interesował mnie średnio, ale na nowy czekam. Olga Kowalska dalej drąży tematy około kanibalistyczne i robi to dobrze. Na zakończenie Kazimierz Kyrcz Jr postraszy trochę dzisiejszym konsumpcyjnym pędem i zahaczy o nerwicę natręctw. W swoim stylu zresztą.
Ogólnie czwarty numer “OkoLicy Strachu” jest godny polecenia. Tym razem mamy trochę więcej opowiadań, a połowa z ich autorów pochodzi z zagranicy. I to oni zagrają nieźle na sentymencie nieco starszych fanów grozy, pamiętających początki lat dziewięćdziesiątych i tytuły jakie wtedy zaczęły zalewać księgarnie. Wśród moich faworytów jest tekst “Do diabła z tym wszystkim”, którym osobiście jestem zachwycony i nie boję się tego słowa. Pozostałe działy też dają radę i za dużo nawet się nie czepiałem. Doczepię się za to do napisu “wydanie specjalne” na okładce. Bo mogę. Nie widzę za bardzo dla niego uzasadnienia. Numer kontynuuje numerację, w publicystyce mamy kolejne części wcześniej zapoczątkowanych felietonów. Bo co? Bo jest trochę więcej opowiadań? Dla mnie numer specjalny to powinno być jakieś nadzwyczajne wydarzenie. Poświęcone jednej tematyce, jednemu autorowi, jednemu cyklowi lub coś w ten deseń. Wyjęte z numeracji kolejnych wydań. Tymczasem tutaj dostajemy czwóreczkę, kontynuującą dorobek poprzednich numerów, z nieco zachwianą równowagą zawartości. Ale oczywiście nie jest to żadną wadą. Potraktujcie to raczej jako swobodne wynurzenie lub wrodzone czepialstwo, pałanie hatem bo znowu to zrobili. Wydali kolejny bardzo dobry numer i na horyzoncie nie widać żadnego spadku formy. Nie wiem jak tak można. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.
Na rozgrzewkę Piotr Kulpa i jego “Teoria rzeczy. Bismarck”. Jest to historia pewnego zakupu w antykwariacie, którą czyta się dobrze. Całość nawet ciekawa, ale blednie przy “Do diabła z tym wszystkim” Roberta Shearmana. Fantastyczna opowieść o pewnym grzeszniku, który trafia do piekła i dzieli celę z psem Hitlera. Doskonałe dialogi, cudowna ironiczna atmosfera i przewrotne zakończenie. No i fajny pomysł na epidemię zombie. Jeśli mielibyście przeczytać w tym numerze tylko jedno opowiadanie, niech to będzie ten tekst. Dalej Guy N. Smith prezentuje nienawiść pewnego mężczyzny do kota swojej żony w “Pod niebieskim kocykiem”. Szybko, krótko i lekko makabrycznie, choć ciekawiej niż w kilku swoich książkach. Nieco dłużej zostaniemy z Thomasem Ligottim, który zabierze nas do pewnej korporacji w Morderczym Miasteczku… znaczy teraz już w Złotym Mieście. “Mam szczególny plan dla tego świata” bo o tym opowiadaniu mowa, to historia osadzona w pewnej korporacji, której nadzwyczaj często i w niewyjaśnionych okolicznościach giną pracownicy. Za wszystkim kryje się jednak pewien plan. Dobry tekst, który rozwija się powoli, ale warto dotrwać do zakończenia. Z Mortem Castle zwiedzimy “Obóz cyganów”. Jest to opowieść o niespełnionych pragnieniach, muzyce prosto z serca i wolności ducha. Historia wpisana w rzeczywistość z niemieckiego obozu zagłady, ale on jest tutaj tylko tłem. Całkiem niezłe. Następnie Mariusz “Orzeł” Wojtczak przedstawia “Ludzie jak psy”. Smutno, szaro, a do tego w oparach alkoholu i ubecji. Klimatycznie, jeśli ktoś lubi takie klimaty, ale zakończenie jest dosyć oczywiste. Marcelina Lewandowska i jej “Cień zamku”, to takie wspomnienie z wakacji. Zblazowana bohaterka, która zaczyna coś czuć do tajemniczego chłopaka, lekko wypaczona miłość i groza której śladów można ze świecą szukać. Chociaż czyta się ok. Lepiej wypada “Na dnie jeziora”, za którym stoi Jacek Piekiełko. Dwutorowo opowiedziana historia pewnego dziennikarza i kultu na jaki trafia. Całość jest takim pomieszaniem horroru z fantasy i choć zaczyna się interesująco, to im dalej w las (i to las w rozumieniu dosłownym jak i przenośnym) tym tekst coraz więcej tracił w moich oczach. Póki bohater nie został schwytany nawet mi się podobało. Potem… meh. Na koniec Artur Jastrzębowski w swoim “Sulphuris olfactus” poudaje trochę Lovecrafta. I choć nie lubię porównań typu ktoś tam jest polskim kimś tam, to tutaj samotnik z Providence nasunął mi się po pierwszym akapicie. Jeśli słusznie i autor miał taki zamiar… brawo dla mnie. Jeśli nie, sorry, ale kaman, zostałeś porównany do mistrza. W każdym razie tekst jest taką retro powieścią grozy i jak najbardziej może się podobać.
Komiks daje radę. Taka historia z lekko super bohaterskim sznytem. Gorzej z kreską, która nie cieszy szczególnie oka, ale cztery fajne kadry bym wybrał. Ważne, że sprawdza się w swojej roli.
W wywiadach przesłuchiwanymi są Ramsey Campbell i Edward Lee. Dowiadujemy się trochę o ich planach, kilka rzeczy zostaje sprostowanych, a od tego drugiego być może uda się uzyskać opowiadanie do publikacji. Czekam i trzymam kciuki za powodzenie akcji. Generalnie oba wywiady są interesujące i godne przeczytania.
No i dochodzimy do publicystyki. Dział trzyma wysoki poziom, a rozpoczyna go Magdalena Kamińska, poruszająca temat polityki w horrorach. Kilka niezłych przykładów poddanych krótkiej analizie i trochę zbyt długie i niepotrzebne rozwodzenie się nad “Witch” i zastanawianie się czy to horror czy nie. Tak, to horror i nie mam co do tego wątpliwości. Nawet jeżeli jest to coś więcej niż zwykły horror, to nadal jest to horror. Krzysztof Grudnik zbada opowieści niesamowite i zastanowi się nad elementami, które determinują dany tekst do tego miana. Ciekawy i bardziej naukowy tekst, ale przystępny. Powraca nieobecny w poprzednim numerze Filip Szyszko i ponownie zabiera nas za drzwi prosektorium. I jest to tekst, który o ile dobrze pamiętam wymusił znaczek 18+ na okładce. Moim zdaniem trochę przesadnie. Myślę, że 16+ byłoby bardziej odpowiednie. W każdym razie felieton choć krótki, gniecie i wpycha gulę do gardła. Piotr Borowiec kontynuuje wycieczkę po Londynie i zdaje się, że od następnego numeru rozpocznie nowy cykl. Ten interesował mnie średnio, ale na nowy czekam. Olga Kowalska dalej drąży tematy około kanibalistyczne i robi to dobrze. Na zakończenie Kazimierz Kyrcz Jr postraszy trochę dzisiejszym konsumpcyjnym pędem i zahaczy o nerwicę natręctw. W swoim stylu zresztą.
Ogólnie czwarty numer “OkoLicy Strachu” jest godny polecenia. Tym razem mamy trochę więcej opowiadań, a połowa z ich autorów pochodzi z zagranicy. I to oni zagrają nieźle na sentymencie nieco starszych fanów grozy, pamiętających początki lat dziewięćdziesiątych i tytuły jakie wtedy zaczęły zalewać księgarnie. Wśród moich faworytów jest tekst “Do diabła z tym wszystkim”, którym osobiście jestem zachwycony i nie boję się tego słowa. Pozostałe działy też dają radę i za dużo nawet się nie czepiałem. Doczepię się za to do napisu “wydanie specjalne” na okładce. Bo mogę. Nie widzę za bardzo dla niego uzasadnienia. Numer kontynuuje numerację, w publicystyce mamy kolejne części wcześniej zapoczątkowanych felietonów. Bo co? Bo jest trochę więcej opowiadań? Dla mnie numer specjalny to powinno być jakieś nadzwyczajne wydarzenie. Poświęcone jednej tematyce, jednemu autorowi, jednemu cyklowi lub coś w ten deseń. Wyjęte z numeracji kolejnych wydań. Tymczasem tutaj dostajemy czwóreczkę, kontynuującą dorobek poprzednich numerów, z nieco zachwianą równowagą zawartości. Ale oczywiście nie jest to żadną wadą. Potraktujcie to raczej jako swobodne wynurzenie lub wrodzone czepialstwo, pałanie hatem bo znowu to zrobili. Wydali kolejny bardzo dobry numer i na horyzoncie nie widać żadnego spadku formy. Nie wiem jak tak można. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.